Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2008, 15:44   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eryk zatrzymał wierzchowca. Z tego miejsca widać było wspaniałą panoramę miasta. Można było nawet określić miejsce, gdzie znajdował się dom ciotki Gwenn. Choć rzecz jasna samego domu nie można było zobaczyć...
- Kochane Brionne - powiedział na pół ironicznie, po czym ruszył dalej.

Przekraczając bramę miasta poczuł się nieco zaskoczony. Strażnicy, którzy dawniej obojętnie przepuszczali każdego, kto chciał wejść do miasta, obecnie wykazywali dziwną aktywność. Sprawdzali zawartość wozów, wypytywali o cel przybycia...
"Nowy dowódca warty?" - pomyślał zdziwiony. - "A może nowe zarządzenia?"
Nie zatrzymywany przez strażników wjechał do miasta. Nie był pewien, co było powodem takiego braku zainteresowania z ich strony - może sprawił to herb... A może postawa godna rycerza... Z której byłby zadowolony nawet sir Roderic.
Odpowiadając uśmiechem na skierowane w jego stronę uśmiechy dziewcząt ruszył przez miasto, w stronę domu, w którym spędził parę lat...

Wezwanie ze strony chorej ciotki przyszło nad wyraz niespodziewanie. Nie sądził, że ciotka Gwenn, która z radością pozbyła się ciążącego na niej obowiązku, nagle tak bardzo za nim się stęskniła.
"Ciekawe, co wymyśliła tym razem" - pomyślał po raz kolejny. Po raz kolejny nie dochodząc do żadnych wniosków...
Ostatnia rozmowa skończyła się ponad dwuletnią służbą u sir Roderica. I chociaż w zasadzie tej służby nie żałował, to wolałby, by kolejny pomysł ciotki nie stanowił początku jakiejś nowej, zwariowanej drogi życia. Już powoli zaczął się przyzwyczajać do myśli, że zostanie rycerzem...

Ożywienie widoczne na twarzy Thomasa było kolejnym zaskoczeniem. Jak sięgał pamięcią stary majordomus traktował go z wielką rezerwą, a słowo 'panicz' z trudem przechodziło mu przez gardło. Tym razem wyglądało, jakby się cieszył z przybycia siostrzeńca pani domu...

Eryk przywitał się z ciotką z szacunkiem należnym tak starszej krewnej, jak i osobie chorej. Korzystając z zaproszenia usiadł. I ze starannie ukrywanym niepokojem zaczął obserwować przykrytą pledem ciotkę. Wiedział co prawda, że nie czuje się ona najlepiej, ale to, co zobaczył nie było wesołe. Kaszel i widoczna bladość na twarzy zaprzeczały słowom lekceważącym chorobę. Do tego zamknięte okna i ogień na kominku... Nie przepadał za nią zbytnio, ale można było powiedzieć, że pomogła wyprowadzić go na ludzi. Chociaż była wymagająca i oschła...
"Czy matka o tym wie" - pomyślał.
Dalsze słowa ciotki lekko go zaniepokoiły.
"Jak ona sobie wyobraża ten sprawdzian?" - zaczął się zastanawiać. - "I co ja mam robić z jakąś wdową..."
Nazwiska de Chenier i Dupont niewiele mu mówiły, chociaż to drugie byo jakby znajome. Ale nie bardzo mógł je sobie przypomnieć z czasów bujnej młodości, a podczas "giermkowania" niewiele interesował się tym, co dzieje się w Brionne. Chociaż pewnie powinien... Wdowa po panu de Chenier mogła mieć tak osiemnaście, jak i osiemdziesiąt lat. Na szczęście podczas służby u sir Roderica dotrzymywał towarzystwa paniom i w takim, i w takim wieku...
Zanim zdążył poprosić o wyjaśnienia znalazł się w drodze do swego pokoju.
Idąc za Thomasem ujrzał ładną dziewczynę, która na jego widok skłoniła się głęboko.
"Czyżby ciotka zatrudniła młoda pokojówkę" - pomyślał, czując kolejne zaskoczenie.

Obrócił się w stronę Thomasa.
- Mogę się dowiedzieć, jak naprawdę czuje się ciotka Gwenn? Z tego co widziałem...
Thomas, mimo wieloletniego treningu, skrzywił się lekko. Wyglądało na to, że pragnie uniknąć odpowiedzi, ale w końcu wykrztusił niechętnie:
- Nie jest zbyt dobrze... Lekarz przychodzi co dzień...
Z tonu wypowiedzi widać było, że jest bardzo przywiązany do swej pracodawczyni. Co było nieco dziwne, biorąc pod uwagę charakter ciotuni...
- I nic się nie da zrobić? - spytał. - A kapłani?
Thomas zaprzeczył ruchem głowy.
Postanawiając nie drążyć tematu Eryk spytał:
- A co z tą wdową? Panią de Chanier?
Majordomus nieoczekiwanie zachichotał.
- Tak, tak, ma się panicz stawić, o 18, w rezydencji. Do teatru panicz idzie.
Eryk pokręcił głową.
- Nie o to mi chodziło... Ile ma ona lat? Jest młoda czy stara? Ładna? Brzydka?
- Ja ta nic nie wiem - jeszcze radośniej zachichotał Thomas. - Sam panicz zobaczy...
Widać było, ze majordomus jawnie mija się z prawdą, ale Eryk na razie wolał nie nalegać. I tak rozmawiało mu się z Thomasem lepiej, niż przed laty i nie zamierzał tego psuć...
- To może jeszcze kilka słów na temat Arielle Dupont? Kim ona jest?
W oczach Thomasa pojawiło się widoczne oburzenie.
- Arielle Dupont? Toż to żona monsieur Rolanda. Książęcego szampierza - dodał widząc, że jego rozmówca nie do końca wszystko rozumie.
- Szmpierza? - powtórzył nieco bezmyślnie Eryk. W tym momencie przypomniał sobie niektóre opowieści...
- No jasne - powiedział. - Powinienem był pamiętać... Trzydziestu książęcych gwardzistów i trzech szampierzy... Tamci dwaj... - zawahał się przez chwilę. Przed laty aż tak nie interesował się dworem. - To Zurara i Jan de...
- Daniel Zurara i Jan de Veille - podsunął usłużnie Thomas.
- Dawny pokój panicza - powiedział, wskazując drzwi, przy których stanęli. - Zaraz przyniosą wodę do kąpieli. A gdyby panicz czegoś potrzebował, to proszę zadzwonić. Zjawi sie Jean-Jacques albo Margot.
Otwierając drzwi Eryk zastanawiał się, czy Margot to ta młoda dziewczyna, która kłaniała mu się na dole...

Pokój niewiele się zmienił.
Te same, nieco wypłowiałe zasłony, te same, nieco nadgryzione zębem czasu tapety. I ta sama lampa, stojąca na niewielkim stoliku. Ale pewne drobiazgi świadczyły o tym, że czas się tu nie zatrzymał. Z pokoju zniknął zapach stęchlizny. Całkiem jakby ktoś przez kilka lub kilkanaście nawet dni otwierał szeroko okna, wpuszczając do środka tchnienie wiosny. I koło drzwi pojawił się sznur do dzwonka...
Otworzył szafę. Obok szeregu nieznanych mu ubrań znajdowały się tam nieliczne przedmioty, które przywiózł ze sobą. Służba ciotki, choć zwykle mrukliwa i obrażona na cały świat, wykonywała swe obowiązki jak należy.
- Wejść - powiedział dość głośno słysząc pukanie do drzwi.
Uśmiechnął się z zadowoleniem widząc wnoszoną wannę. Miło będzie odświeżyć się po tylu dniach podróży.

Z pewną nieufnością spoglądał na leżące na łożu ubranie. Przez ostatnie dwa lata prawie nie rozstawał się z bojowym rynsztunkiem i nie sądził, by dobrze się czuł w 'cywilnych', nawet bardzo eleganckich, rzeczach. I ozdobionych tak podwójnym toporem Haldorfów, jak i krzyżem Creuss'ów.
Z jeszcze mniejszym entuzjazmem spojrzał na leżącą obok ubrania szpadę. Miał coś takiego kiedyś w ręce i wiedział, że elegancki szlachcic nie rusza się z domu bez szpady, ale...
- Co to, to nie... Wolę wyglądać mniej elegancko, niż nosić kawał żelaza, z którym nie będę wiedział, co zrobić - powiedział sam do siebie. - Niech mi ciotka najpierw zatrudni nauczyciela fechtunku...
Przejrzał się w lustrze. Nie było aż tak źle. Ubranie było szyte jak na miarę. Nawet miecz jako tako do niego pasował. Jedynie nowe buty były trochę niewygodne...
Jako że do wieczora było dużo czasu, wybrał się na spacer... Żeby rozchodzić buty, rzecz jasna...

Idąc w stronę Alei Głównej zastanawiał się, co robią jego dawni towarzysze zabaw. Zabaw dla dużych dzieci... Czy Jean zdobył serce Antoinette? Czy Louis poszedł w ślady swego brata i wyruszył w świat? Czy François i Jacques zrobili swój interes stulecia? Co porabia Charles... Zaciągnął się do straży? A może zrezygnował? I co porabia piękna Crissy... Czy jest szczęśliwa ze swoim brzuchatym kupcem...
Uśmiechnął się szyderczo.
Crissy była piękna i równie trwała w uczuciach, co piórko na wietrze. I całe szczęście, że przypadła komu innemu...

Nogi same zaniosły go w okolice "Misia Kudłacza". Ciekaw był trochę, czy wnętrze bardzo się zmieniło przez te dwa lata... Czy ktoś ze znajomych jeszcze tam przychodzi... Czy pamiętają go jeszcze kelnerzy.... I kelnerki... I czy piękna Madeleine ciągle znajdzie dla niego miłe słowo i uśmiech...
Zatrzymał się widząc wóz zagradzający drogę. Zanim zdążył go obejść pojawiła się staruszka o długich, białych włosach. I zaczęła wyzywać jednego człowieka, bijąc przy okazji drugiego... Na oko niewinnego...
"Chrońcie bogowie przed taką żoną" - pomyślał.
Mając w perspektywie wizytę w teatrze nie zamierzał się mieszać w żadną awanturę. Ominął tarasujący drogę wóz i wkroczył w gościnne niegdyś progi tawerny "Pod misiem kudłaczem".
Awantura za jego plecami rozwijała się w najlepsze...
 
Kerm jest offline