Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2008, 21:24   #13
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dla, Miry, Haela, Kutaka, Mataichiego, Behemota, Phantomasa, Odysei, Latilen, Lukadepailuki, Discordii, czyli wszystkich, z którymi obecnie gram w Delirium oraz Sieste. Ponieważ nie byłem pewny, jak czyta się nick Mataichi założyłem, że brzmi to tak Ma-ta-i-chi. Tak też zostało to uwzględnione w poemacie

Akurat nieco pasuje do tematu i może będzie stanowić jakąś formę inspiracji. Zdaję sobie sprawę, ze jest to wtrącenie, ale jakby nie było, jest to etap wstępny ustalania zasad tworzenia epopei i może właśnie ów ostatni zajazd kogoś z Was zainspiruje do pisania.






Natenczas Kutak chwycił, przy pasie zapięty,
Swój miecz długi, stalowy, w ostrzu nieco zgięty.
Uniósł go ponad głowę dzierżąc jak buławę,
Krzyknął: Naprzód wojacy, za honor i sławę!
I pomknął niczym burza, albo i dwie burze
Poprzez gaj, pole, lasek, aż wpadł na podwórze,
Gdzie właśnie pośród grozy strasznego horroru
Pił, gwałcił i rabował pułk jegrów z Mordoru.
Ork pierwszy z dzikim wrzaskiem na Kutaka ruszył,
Lecz ten go swoim mieczem wnet pozbawił duszy.
O wy czasy straszliwe, które pamiętacie
Orków mordy ohydne i trolli postacie,
Strojne w czarne mundury i złote lampasy,
Guziki wysadzane, złociste kutasy,
Pamiętajcie na zawsze spośród wszystkich ludzi
Żyjących i na Litwie i na pięknej Żmudzi
Bohaterów największych, tych córek i synów,
Co to wielkich dowiedli swą dzielnością czynów.

Kutak wpadł na podwórze, a któż za nim stoi?
Jakiś mąż to straszliwy w szmelcowanej zbroi.
Uniósł gdzieś na pół chwili żelazną przyłbicę,
W oczach groźne płomienie, miota błyskawice
Nie zląkł się ani chwili, kiedy wrogów mnogo
Opadło go jak osy. Uśmiechnął się srogo.
Miecz uniósł się w powietrzu, mocno stal świsnęła,
Aż się kolumna orków od podmuchu zgięła.
To Lukadepailuka, walczy z wrogiem hardo
Swym szczerozłotym mieczem oraz halabardą.

Tymczasem nieco dalej bije się niewiasta,
Co zamiast ostrej broni, wałek ma do ciasta.
Z fechmistrzowską finezją dzielnie nim wywija
I tłucze orki po łbach, po nosach, po szyjach.
I każdy kto ją ujrzał tej szczęsnej godziny
Równał ją do Samsona, co bił Filistyny.
Major Płut, co odstawił był piwa antałek
Podrapał się po głowie: Magiczny ma wałek!
Oręż jej to odbierzcie! Dalejże no chłopy!
Orków się zaroiło niemalże na kopy.
Dziewczyna się ogania, wałkiem ostro siecze,
Lecz orki wystawiają na nią srogie miecze.
Ów złapie ją za bluzkę, a ów za spódnicę,
Musiała się wycofać. Schwyciła miednicę.
Jak tarczą się osłania, zbija orcze ciosy,
A orki wrzask podniosły, krzycząc wniebogłosy:
- Huhu, gwałcić, rabować, dorwiemy ją zara!
Dziewczyna się obronić z wielkim trudem stara.
I kiedy już myślała, że się nie obroni
Tętent się na podwórzu rozległ kilku koni.
- Już pędzimy Latilen! – Słychać znane głosy.
Toż to nasi przybyli i zadają ciosy!
Pierwszy strojny młodzieniec w czysto chińskim stroju
I czapce mandaryna rzucił się do boju.
Obok zaś spięła konia, skoczyła na wrogów,
Niczym Freya za czasów wielkich wojen bogów,
Dziewczyna z miną Marsa, a urodą Diany,
Zbierając krwawe żniwo puściła się w tany.
- Odysejo, Haelu – Dzięki za przybycie.
Krzyknęła im Latilen, gdy wtem naraz skrycie,
Jakiś troll znów od tyłu chciał jej wrazić widły,
Co na nosie miał pypeć wielki i przebrzydły.
Zadrżało serce w piersi u Latilen mężnej,
Lecz nagle się rozległo świśnięcie potężne.
Głowa trolla odcięta od ciosu topora.
- Hm - stwierdził tak Behemot. – Myślę, że już pora
By ostrze me włączyło się w całą zabawę.
Nie lubię, gdy ktoś obok zgarnia całą sławę.
I rzucił się na orków dumny i zwycięski
Szerząc swoim toporem najstraszliwsze klęski.

W sukni alabastrowej, tuż przy orczych zbirach
Zza węgła nagle wyszła zadziwiona Mira.
Gdy wyszła zrywać kwiatki, myśleć o chłopakach,
Nie sądziła, że nagle będzie draka taka.
Sam major do niej podszedł: Jam nie troll, nie kłamię!
To tylko tak dla picu potrzebne przebranie.
Przystojny facet ze mnie, choć ze mną na ganek,
Bym mógł uszczknąć dziewictwa twego słodki wianek.
Dziewczyna popatrzyła nań z pogardą, z góry,
Wzrokiem, co gdyby trafił, rozkruszyłby mury.
A potem białą rączką dała mu po pysku.
Płut przeleciał przez folwark lądując na rżysku.
Tuż obok niej są orki, Discordia ją broni,
Karabelę srebrzystą dzierży w kształtnej dłoni.
Jak kapelmistrz wywija z gracją swą batutą,
Albo też jak mistrz Fidiasz, gdy miał w ręku dłuto,
Z takim Discordia wdziękiem szablą swą wywija,
Co jedno uderzenie, leci orcza szyja.
Obok znów Mataichi, jest Pantomas drugi,
Przed nimi się ustawił szpaler orków długi.
Niby smok ku nim idzie zbrojony żelazem,
Mataichi zamierzył się ogromnym głazem
I cisnął w czarną głowę żelaznego smoka,
Rozleciała się głowa, trysnęła posoka.
Skoczyli z Phantomasem oraz z Behemotem,
Który zamiast topora wziął w ręce garotę.
Niby żniwiarz na polu, tak sobie poczyna,
Gdy szereg za szeregiem równo orków ścina.

Discordia, która właśnie cios zadała taki,
Że trollowi z przeciwka wypróżniło flaki
Dziwiąc się wyskoczyła na drewnianą furę,
By lepiej widzieć orka lecącego w górę.
- Czyżby orki latały? – Wpadła w namysł długi,
Bowiem zaraz po pierwszym, wnet poleciał drugi.
Lecz orki nie latają, jednak jednym z gości,
Co to do Soplicowa, przybył był z grzeczności
Hael - mistrz karateka, z Chin się zjawił prosto,
Gdy go orki wkurzyły, zabrał się na ostro.
Lat naście tam trenując świetne miał wyniki
Studiując wszystkie tajne, prastare techniki.
Stąd właśnie to latanie, walił orki w szczęki,
Używając do tego wibrującej ręki.
- Hael sobie poradzi. I to całkiem spoko –
Pomyślała Discordia kopiąc trolla w oko.
Troll zawył, gdy mu oko właśnie w tej minucie
Białym śluzem kapało po Discordii bucie.
Wysłanie przez Haela orków na orbitę
Również przez Phantomasa zostało odkryte.
Gdy to ujrzał po rozum udał się do głowy,
Wymontował ze studni wielki wał korbowy.
Gdy ork się jakiś zbliżył, Phantomas się zmierzył
I niczym błyskawica, z całych sił uderzył.
Jak ptak ork poszybował, lecąc prosto w Słońce,
Tak zrodził się cios słynny, korby wibrującej.

- Każdy swą ma technikę – Mira pomyślała,
Gdy przez orki została otoczona cała:
- Ależ drodzy panowie, co wy? Na dziewczynę?
Wiem, że macie ochotę igrać odrobinę.
Izba jest tu przytulna zaraz obok właśnie,
Lecz jam biedna samotna, a was paręnaście.
W tak dużej grupie żaden związek się nie klei,
A chcecie się zabawić, chodźcie po kolei.
- Dobra! – orki krzyknęły. – Pierwszy idzie który,
Poznać żar boskich kształtów tej słowiańskiej córy?
- Ja, ja! – każdy zakrzyknął – Nie ty, lecz ja idę.
Jeden drugiemu nagle w plecy wetknął dzidę,
Ten nożem, a ten mieczem, ten szablą przywalił,
Ten muszkiet naszykował, celował, wypalił.
W ten sposób oddział orków obok Miry blisko
Zamienił się w walczące z sobą kłębowisko.
Dziewczyna widząc bójkę, wpadła w namysł krótki,
- Jaka łatwa robota, ale to są głupki!
Wreszcie ork co zwyciężył, znalazł się na górze
Bez oka, zakrwawiony, w starganym mundurze:
- Hehe, reszta nie żyje, mam prawo do ciebie
Chodź dziewczyno do izby. Będzie nam jak w niebie.
Lecz Mira, jak to czynią wszystkie piękne panie
Wygięła lekko wargę: Wiesz, zmieniłam zdanie.
Ork spytał: Więc walczyłem tutaj nadaremno?
Lecz Mira słodko rzekła: Kobieta jest zmienną.
Za zwycięstwo nagrodę będziesz miał uczciwą,
Twoi kumple nie żyją, ty zaś ujdziesz żywo.
Ork rzucił się do przodu, lecz dziewczyna mądra
Wiedziała co ma robić. Kopnęła go w jądra.
Piękną nóżką, w pończoszce, w złoconym trzewiku
Trafiła go w dziesiątkę, ów narobił krzyku.
Wił się, wył, ryczał, płakał, więc dziewczyna przeto
Spytała: Co się stało? Stałem się kobietą!
Bo to kop był straszliwy, taki jakich mało,
Że co miał ork męskiego, wszystko się urwało.
A Mira popatrzyła na orkową mękę
Radząc mu współczująco: Ubierz się w sukienkę.

Przy oborze, za stajnią, gdzie psia stoi buda
- Popatrzcie na Latilen! Córka Robin Hooda!
Wałek za pas włożyła, szlachetnej postawy
Widać rodu zacnego i niemałej sławy,
Cała w zieleń odziana, z cisu łuk uniosła,
Jak lilia delikatna, jak słonecznik rosła.
W ciżbę wrogów leciała wciąż za strzałą strzała,
W jej ręku niczym lutnia, tak cięciwa grała.
Na przykład pierwszy pocisk w orka pomknął prędko,
Co ryczał gromkim basem, wnet zaśpiewał cienko.
A jeśli który z orków uciekł przed jej strzałą,
Brała swój super-wałek. Z siłą niebywałą
Cios wtedy zadawała, po nosie, po głowie
W ten sposób położyła orków całe mrowie.

Zaś Kutak podniesiony tymi przewagami
- Bracia! – Krzyknął. – Do przodu! Zwycięstwo jest z nami!
Odyseja złożyła sprzeciw bardzo ostry:
- Dlaczego tylko bracia? Przecież są i siostry!
- Oczywiście, przepraszam. Wszak w jedności siła.
Dalej siostry i bracia, byle zgoda była.

Tymczasem by ratować swoim ludziom tyłki
Major Płut, troll – dowódca, wprowadził posiłki.
Awangarda to armii, elita wojskowa,
Pluton orczych żołnierek wszedł do Soplicowa.
Zdziwiony Mataichi aż otworzył usta,
Nie widząc nigdy wcześniej pań o takich biustach.
Mundur skąpy do tego, ze spódniczką mini,
Górę stanik stanowił wzięty od bikini.
A każda jego miska, co pierś okrywała,
Orderami pokryta była prawie cała.
Kozak na każdej nodze z wysokim obcasem,
I szabelka na biodrach przyczepiona pasem.

Naprzeciwko stanęli Kutak z Behemotem,
Mira i Odyseja tuż obok za płotem.
Discordia i Latilen, Lukadepailuka,
Phantomas swym toporem o podłoże stuka,
Zdumiony orczycami. Hael rzekł po chwili:
- Co robić z takim wrogiem w Chinach nie uczyli.
Lecz robi twardą minę. Mataichi obok
Patrząc na pozostałych uśmiecha się srogo.
Wszak elita to elit z Ostatniej Gospody
Każdy dzielny i silny, chętny do przygody.
Lecz nawet w takiej paczce robią się wyłomy,
Chłopcy oddech stracili, każdy jest zdumiony.
Wstrząśnięci obfitością kształtów pań orkowych
Jeden w drugiego wszyscy potracili głowy.
Major Płut widząc rejwach u swych adwersarzy,
Z uśmiechem, co okrutny, wyrósł mu na twarzy
Krzyknął: Dzisiaj padniecie z ręki orczyc moich,
Żadna z nich lęku nie zna i was się nie boi.
Widząc, że teraz bitwa klęskę przypomina
Wielka odpowiedzialność legła na dziewczynach.
Discordia się ozwała: Wstydźcie się panowie,
Jakże brudne myślenie chodzi wam po głowie.
Ich piersi są z pewnością mocno dozbrojone,
Przez chirurgów plastycznych orczych silikonem.
Cóż, panie, chodźmy same, prędko do ataku.
Liczmy teraz na siebie, a nie na chłopaków!
- Hola! – rzekł Mataichi. – Hola, hola! Gdzie tam?
Nigdy mnie nie wyprzedzi w ataku kobieta.
Dalej, naprzód panowie! Idziemy z paniami!
Mężczyźni pozostali skinęli głowami.
Zawstydzeni Discordii bojowym okrzykiem
Na orczyce ruszyli zwartym, mocnym szykiem.
Te widząc, że ich urok na mężczyzn nie działa,
Zdziwione przystanęły, potem dały drała.

Za nimi Płut podążył: Wracajcie łajdaczki!
Tak pędząc przez podwórze, najpierw zdeptał kaczki
Potem upadł w koryto, potem w dół z kompostem,
Chciał przez płot się przedostać i przebiec pod mostem,
A potem do Modoru dotrzeć poprzez lasy.
Miał w chlebaku skradzione elfinom lembasy
I sądził, że wystarczą one mu na drogę.
Niestety uciekając stanął na stonogę,
Pośliznął się i wyrżnął, leżąc na podwórzu
Wśród ciał orków i trolli, w krwi, pocie i kurzu.
Chwilę później się zerwał. Drzwi ma jakieś z boku.
Widząc Latilen z wałkiem, zerwał się do skoku.
Klęska! Klęska straszliwa! Trzeba się ratować.
Skoczę w drzwi, no a później zdążę się gdzieś schować.
I skoczył, błyskawicznie, niby wicher bieży,
Skoczył za drzwi i zamknął, potknął się i leży.
Coś ostro zaśmierdziało. Popatrzył do góry,
Kilkanaście grzęd stało, a na grzędach kury,
Bo kiedy skoczył za drzwi, to w skoku wyniku
Znalazł się w pięknym, małym, folwarcznym kurniku.
Jedna z kur zagdakała mu do ucha słodko:
- Majorze Płucie, trollu, jestem patriotką.
Sprytny kogut zatrzasnął zamek w drzwiach pazurem,
A wszystkie inne ptaki, spojrzały na kurę.
W głosie kury żelazna pobrzmiewała wola:
- Za nasz kurnik i Litwę, dalejże na trolla!
I pierwsza na majora ruszyła w ataku,
A za nią popędziło stado całe ptaków.
Płut walczył i zabijał wśród gdakania, krzyku,
Tak się właśnie odbyła, słynna rzeź w kurniku.
Mira tamże podeszła, szarpnęła za wrota,
Ktoś je zamknął na zamek. Fachowa robota.
- Kutaku podejdź proszę i podaj mi klucze,
Bo Płut tam siedzi w środku. Ptactwo go zatłucze.
Lecz Kutak się uśmiechnął i tak jej odmruczy:
- Przykro mi droga Miro, lecz ja nie mam kluczy.
Gdy budyń waniliowy na deser robiłem,
To wpadły mi do mleka, i tak je zgubiłem.
- Żartujesz! A Płut siedzi w takim położeniu ...
Kutak nagle jej rękę złożył na ramieniu:
- Chlubą wielką jest litość w sercu cnej kobiety,
Stąd rozumiem twe słowa, ale dziś niestety,
Jeśli Płuta ktoś żywcem wypuścić pozwoli,
On w miesiąc tu powróci z zastępami trolli.
Teraz, gdy się urzędnik nas zapyta który:
Kto majora załatwił? Zadziobały kury.
Tu zwrócił się do wszystkich: Właśnie dowiedziono,
Że Kutak zgubił klucze pro publico bono.
Teraz wielkie zwycięstwo wszystkim się ogłasza,
Niech żyje Soplicowo i ojczyzna nasza!
Ucztę wielką sprawimy, bawmy się wesoło,
Niech cymbały nam brzęczą, grajki grają w koło,
Z beczek ciurkiem niech płyną wina, piwa, miody,
Wszystkie sproście z sąsiedztwa znamienitsze rody.
Polonezem, jak każe sławny zwyczaj stary
Biesiada się rozpocznie. Tańczą wszystkie pary!

Ja, Kelly, w owym starciu udział także brałem
I co tu napisano, wszystko to widziałem.
Okiem woja, który też para się i piórem,
Widziałem garstkę dzielnych, wrogów całą chmurę.
Męstwo paru przyjaciół, co poszli na boje,
Musiało zrównoważyć orków, trolli roje.
Lecz zręczność, silna wola i odwaga w końcu
Błysły zwycięskim blaskiem w południowym słońcu.
I niewielu najeźdźców uszło z owej matni,
Tak na Litwie się zajazd zakończył ostatni.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 30-03-2008 o 08:42. Powód: brak myślnika
Kelly jest offline