Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2008, 09:57   #9
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Diego
Wyszedłeś z karczmy. Przy wozie niziołka kręciły się dzieci. Nie dane im jednak było zaspokoić ciekawości i zajrzeć do środka pojazdu, bo owczarek czujnie krążył wokół. Ale sama Gorliwe interesowała dzieci równie mocno jak wóz. W końcu chłopiec bez ręki pierwszy odważył się pogłaskać bestię, na co pies... zmrużył z rozkoszy oczy. Niemniej więcej odważnych nie było.
Jak każdego z tych kilku dni w mieście poszedłeś na drugą stronę rzeki. Tam, gdzie mieszkał August de Baries. Dom rodziny de Barries nie równał się z rezydencjami Alei Książęcej, ale i tak robił wrażenie. Dwupiętrowy, dwuskrzydłowy, ze stajniami i domkiem służby, z ogrodem w bretońskim stylu. Wiedziałeś, że z tyłu za żywopłotem jest w okalającym posiadłość murze dziura, ale przeciskanie się miedzy krzaczorami nie licowało z Twoją godnością, Jeszcze. Bo "godność jest wprost proporcjonalna do cierpliwości. A cierpliwość do posiadanej gotówki. - Sam to wymyśliłem? Czy kogoś cytuję?"
Irytował Cię fakt, że nie znasz twarzy swego wroga. Trudniej nienawidzić kogoś takiego. Natomiast dwukrotnie widziałeś karocę i mimo, że aksamitna kotara w jej oknie ani drgnęła, wiedziałeś kto był w środku. Ale nie po to tu przyjechałeś, nie dla wykradzionych spojrzeń i zapachu mimozy. Ciebie przywiodła potrzeba zemsty.
Znowu wydawało ci się, ze firanka w oknie na piętrze się poruszyła. "Cisnąć w okno kamieniem?" Takie myśli w ogóle nie powinny przychodzić Ci do głowy. Zdecydowanie czas zradykalizować kroki.
Wobec czego udałeś się do łaźni by odświeżyć się przed wieczorem.
Amfiteatry w Brionne były dwa. Już zdążyłeś się potknąć o symetryczność miasta: dwa rynki, dwa parki, dwa cmentarze. Ale przypuszczałeś, że chodzi o ten na prawobrzeżu. Tam miało się odbyć przedstawienie.
Zjawiłeś się punktualnie. Do amfiteatru zewsząd ściągali ludzie. Ty bezbłędnie skierowałeś swe kroki w stronę stojących nieco z boku trzech mężczyzn. Bo choć nie wiesz dlaczego, nie byłeś zaskoczony, że go rozpoznałeś - Augusta de Baries.
Niechęć między nieznajomymi a Twoim wrogiem była wyraźnie zauważalna.
- Pan wybaczy. To nie czas i miejsce na tę rozmowę – młody briończyk zwracał się tylko do jednego z mężczyzn, głos mu drżał – Wracam do rodziny.
Wysoki, przystojny arystokrata
patrzył w Twoim kierunku
- Nie tak szybko Auguście –odezwał się tonem nienawykłym do sprzeciwu – Chciałem Ci kogoś przedstawić.
"Danie podane na tacy"

Pappo
Nie zawiodły Cię instynkty. Zjadłeś znakomity posiłek, a właściwie przekąseczkę. Tajemnica zimnych lodów nie dawała ci spokoju, ale postanowiłeś rozwiązać ją później i nie przeszkadzać obsługującemu Cię dziewczęciu w flircie z młodym szlachcicem.
Gdy wyszedłeś z karczmy okazało się że Gorliwe oddaliła się samowolnie od wozu. To nie było typowe zachowanie. Dwukrotnie musiałeś zagwizdać by w końcu wyłoniła się zza zakrętu.
Powolutku jechałeś przez Brionne. Na moście ruch odbywał się w ślimaczym tempie. Razem z innymi obserwowałeś zamieszanie na nabrzeżu w porcie, gdzie spławiający drzewo flisacy wyławiali jakieś ciało z wody. Na szczęście stąd niewiele było widać. Choć parę osób najwidoczniej miało w tej materii odmienne od Ciebie zdanie, a zaaferowany chłop, ewidentnie nie miastowy, zawracając zaprzężony w osła wóz, jeszcze dodatkowo zablokował drogę. Przez olbrzymi korek, który to spowodowało przedarło się dopiero kilku szlachciców w czerwono-złotych mundurach. Za nimi udało Ci się w końcu powoli ruszyć.
Po kolejnych dwudziestu minutach stanąłeś pod „Piańskimi progami”. Karczma i dom wujostwa obok skąpane były w słońcu. Wszedłeś do środka z okrzykiem „Niech Esmeralda Błogosławi tej karczmie i jej właścicielom”. I zatrzymałeś się w progu zaskoczony. Nie było gości, a na środku izby ciocia Seia płakała głaszcząc inną szlochającą niziołkę.
- Pappo, synku – ciotka podbiegła do Ciebie i uścisnęła mocno. - Jak dobrze, że już jesteś.
– Nie przejmuj się nami. Już nam lepiej.
- Faktycznie obie jak na komendę wyciągnęły białe krochmalone chustki, w które wysmarkały się donośnie.
- Zamknięte bo wieczorem popremierowa impreza Jabell, a martwimy się trochę bo zniknęła córka Fuksji. – wyjaśniła Ci ciotka - Kojarzysz Fuksję? Prawda? To córka siostry żony mego brata Sama, płynęli z nami po Reiku kilka lat temu...Ale ciotka nie rozgadała się na dobre, choć wiedziałeś, że potrafiła. Zamiast tego razem z Fuksją wprawiły w ruch cały dom. Także wkrótce wszystko zaczęło wyglądać, tak jak oczekiwałeś . Dostałeś przytulny pokój z wielkim łożem i kominkiem, ciepłą kąpiel, zajęto się Twoimi końmi, a z kuchni zaczęły dobiegać cudne zapachy.

Peter
Całkiem jędrna wydała Ci się pierś staruszki. Ale gdy, na Randala, zareagowała zalotnym uśmiechem, a Ty przez chwile miałeś ochotę też się uśmiechnąć, pomyślałeś, że może jednak najpierw burdel, potem inne przyjemności.
- Przecież nie będę starucha biła, bo mi zejdzie – odpowiedziała na Twoją propozycję zmiany celu uderzeń – głos też miała przyjemny, jak się nie darła.
40-letni staruch chyba nie usłyszał tego niespodziewanego przejawu troski swojej, hmm...partnerki?, bo oddalał się właśnie pośpiesznie.
Spojrzałeś groźnie na kilku gapiów, którzy najwyraźniej nie kupili biletów na wieczorny spektakl i próbowali bawić się za darmo na tym improwizowanym przedstawieniu. Podziałało. Gawiedź rozeszła się szukając innej rozrywki. Teraz obgadywano wóz niziołka i strażników przeszukujących fircyka z kwiatami.
Nie przepadałeś za gwardią miejską ruszyłeś więc w stronę dzielnicy kupieckiej.
Krążyłeś wąskimi uliczkami, bo idąc prosto do celu za dużo można przegapić. Miasto żyło intensywnie, czego nie można powiedzieć o wszystkich jego mieszkańcach. Na przykład o wyławianej właśnie z rzeki dziewczynie. Młoda, niezbyt ładna, niezbyt bogata sądząc po przyodziewku. Pchnięta raz mieczem. I z pierścionkami na dłoniach. Cóż, te dostaną się strażnikom.
Szedłeś dalej. W uliczce prowadzącej do Rynku Małego znalazłeś całkiem niezły nóż i kapelusz, no może śpiący obok nich facet, znalazł je pierwszy, ale nie budziłeś go żeby zapytać. Nachylałeś się właśnie by znaleźć niezłe buty, Twój rozmiar, kiedy z hukiem przywitał Cię znajomy. Zalany facet wstał i nie zwracając na was uwagi ruszył przed siebie.
- Ha, Peter – znajomy zagaił inteligentnie, a Ty myślałeś jak bardzo tego trutnia nie lubisz i co byś mu zrobił, gdyby nie był co najmniej tak duży jak Ty. – Słyszałem, coś, co pewnie chciałbyś usłyszeć... – wyraźnie zaczął negocjacje

Machat
Białowłosa wzięła od Ciebie lilię i może nawet uzyskałbyś jakiś efekt, ale okładany mięśniak w tym samym czasie chwycił ją za cycek i tego pojedynczy kwiatek nie mógł przebić.
W czasie incydentu ze strażnikami kulawy zniknął Ci z oczu.
Pomyślałeś, że w teatrze może nadarzyć się okazja upłynnienia większej ilości towaru. Kusił Cię dodatkowy zarobek, w sumie plotka wymieniała parę szlacheckich nazwisk uzależnionych od Briońskiego snu. Gdyby kupowali bezpośrednio od Ciebie...
Liza wyglądała wspaniale. Dobrze się czułeś idąc z nią pod rękę do amfiteatru. Wyszliście trochę wcześniej, by nacieszyć się swoim towarzystwem. Chciałeś zabłysnąć jakimś wyśmienitym żartem, ale wyszedł wam spacer w ciszy i była to cisza bardzo przyjemna.
Już pod samym teatrem ustawiła się kupa żebraków węsząc tu dzisiaj dobry zarobek. Liza wysupłała miedziaki z sakiewki. Chciałeś ją powstrzymać, ale co miałeś powiedzieć? "Przestań, to nie żaden weteran, ślini się bo za dużo ćpa i pije, wiem, bo kupuje od Twego wuja i żebyś dziewczyno widziała jak mieszka, nie na darmo ma ksywę Książę." Spacer w milczeniu to dobre rozwiązanie.
Niedaleko wejścia do amfiteatru, głównego, bo kupiłeś naprawdę drogie bilety, zobaczyłeś jednego z potencjalnych, wymarzonych klientów. Oktawian de Maurissaut wysiadał z powozu i szedł w stronę Jana de Veille – książęcego szampierza.

Eryk
Miło było rozmawiać z dziewczętami, jeszcze milej pogadać z Misiem. Niestety z nowych rzeczy o wdowie de Chenier dowiedziałeś się jedynie, że ma na imię Julia. Do rozwiązania nurtującej Cię zagadki zostało tylko kilka godzin.

Wieczorem punktualnie stawiłeś się w rezydencji. Służący wprowadził Cię do salonu. Czekałeś uzbrojony w cierpliwość i niezmierzone pokłady dobrego wychowania. Ale po 30 minutach zacząłeś wątpić w dobre wychowanie narzuconej towarzyszki. Z trudem powstrzymałeś się od ruszania bibelotów poustawianych na pólkach i kominku. W końcu pani de Chenier pojawiła się.
- Mam nadzieję, że nie spodziewa się Pan spędzić ze mną wieczoru – zaczęła bez ogródek – Pana ciotka to niezwykle uparta osoba i świetnie udaje głuchą, och proszę się nie oburzać, że nazywam rzeczy po imieniu – przerwała domniemaną próbę protestu - więc postanowiłam rozmówić się z Panem. Niezależnie od tego co pani Dambasle wspólnie z moim pasierbem knuje, ja w tym nie będę uczestniczyć.
- Proszę – wręczyła Ci dwa bilety do teatru – niech Pan zabierze kogoś w swoim wieku.- Miłego wieczoru – odwróciła się jeszcze w drzwiach - i niech Pan już idzie.
Miałeś niesympatyczne uczucie deja vu. Drugi raz dzisiaj kobieta zmusiła Cię do wysłuchania monologu i nie pozwoliła zareagować.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 01-04-2008 o 14:49.
Hellian jest offline