...kościsty tyłek... – o, to usłyszała wyraźnie i od razu poprawił jej się humor. – Dzięki Ci Święta Dziewico z Paucartambo, Panie Jezusie od Trzęsień Ziemi, choć pól godziny temu mi podpadłeś, i ty święty Heisenbergu, mój ukochany patronie. Działa pieprzona joga dla bogaczy. Nie, przez Alberta nie rzucę tej roboty. Rzucę ją kiedyś przez te cholerne drewniaki. Nie wierzę, że gejsze w czymś takim chodzą, to nasza rodzima podróba odciska się na moich piętach. – myślała kłaniając się w pas rodzinie limańskich Japończyków. Facet pracował w ministerstwie spraw zagranicznych i utrzymał się nawet za Toledo. Dawał duże napiwki, ale uwielbiał mówić do Carmen po japońsku i głowę by se dała uciąć, że jakieś sprośności, bo jego żona się przy tym czerwieniła i czasem zostawiała Carmen drugi napiwek.
W restauracji ruch był jak zwykle ogromny. Klimatyzowana sala przyciągała prawdziwie florydzkim standardem. „Panie i panowie chcecie zażyć trochę luksusu w Limie, wstąpcie do Matusei.” Lecz dziś Carmen sama miała ochotę cisnąć w początkującego kucharza talerzem, gdy poczuła woń czosnku w daniu seniora Moreyry. Moreyra też dawał duże napiwki, ale tylko, gdy wszystko było tip top.
- Śliczności moje – zamiast tego zwróciła się do chłopaka grzecznie, ale tak by słyszał ją Alberto – ten czosnek jest gorzki, staraj się bardziej. Prawdziwa suka ze mnie. – pomyślała - Dzieciak, ze swoją pozą macho za bardzo przypomina mi Raula.
W tej robocie dzień mijał szybko. Szybciej niż by chciała. Myślała trochę o wariacie z Europy, który od kilku dni nękał ją w grupie dyskusyjnej zwierzeniami o wyginanych chochlach. Na razie uparcie trzymał się dość spójnej wersji swoich zdolności i nawet miała mu odpowiedzieć; a warto zauważyć, że to byłby pierwszy; kiedy w ostatniej wiadomości poprosił ją o zdjęcie. Ech, matka miała rację, internet to siedlisko zboczeńców.
Na zewnątrz upał dawał się straszliwie we znaki, a w Ate–Vitarte, w sumie dość paskudnym przedmieściu u podnóża gór, było jeszcze kilka stopni goręcej. Thomas spędzał sobotę z ojcem i nie miała do kogo się śpieszyć. Faktycznie mogłaby iść na drinka na co namawiała ją Sandra, druga z kelnerek w "Matusei". Jutro miała przesłuchanie, ale dopiero o dwunastej.
- Dobra na jednego – zgodziła się w końcu – przyjechałam samochodem, a jak go zostawię na noc na Larco to mi klamki ukradną.
Pojechały do „Nieba”. |