Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2008, 16:58   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cliff spokojnie wędrował przez targowisko. Od czasu do czasu uśmiechał się do co ładniejszej dziewczyny, uważając jednak, by nie przesadzić. Co prawda fakt, że otrzymywał uśmiech w odpowiedzi był wielce budujący, to jednak ciągle dźwięczały mu w uszach ostrzegawcze słowa bratowej. A kłopoty nie były mu do niczego potrzebne.
Zatrzymał się na moment przy straganie z bronią. Asortyment był dość bogaty, a z Johnem Parkinsonem, właścicielem straganu, znającym Cliffa jeszcze z czasów, gdy ten pomagał swemu ojcu, można było wymienić kilka uwag na temat znajdującego się na straganie oręża. Ucieszyć oko widokiem egzotycznego szamsziru i pochodzącego z niemal równie odległych stron kindżału. Tudzież podziękować za kolczy kaftan, który właśnie dzięki Johnowi trafił w ręce Cliffa.
- Świetnie się go nosi - Cliff poklepał się po okrytej zbroją piersi.
- Dziewczynom też się w tym podobasz - zaśmiał się John. - Widziałem, jak na ciebie patrzą. Tylko uważaj - dodał - by nie powtórzyła się historia z Karen.
Cliff uśmiechnął się z lekkim przymusem.
- Chyba zmądrzałem od tamtego czasu - powiedział i pożegnawszy się ruszył dalej.
"To już druga osoba z gatunku 'życzliwych'" - pomyślał. - "Jeszcze coś wykraczą..."
Zbyt przesądny nie był, ale... No właśnie. Ale...

Ruszył dalej, by po paru krokach zatrzymać się przy straganie z wyrobami ze skóry. Kilkanaście pasów... szerokich i wąskich... Było nawet coś - mocowanie na nóż, które można by owinąć wokół kostki nogi i schować w bucie.
- Ludzie to kupują? - spytał sprzedawcę.
Ten skinął głową.
- Od czasu do czasu.
Za plecami sprzedawcy wisiały ubrania... Długi do kostek płaszcz, z głębokimi kieszeniami i kapturem. Dwie krótkie kurtki, do pasa, podbite kożuszkiem, spinane u dołu dodatkowo skórzanym pasem z klamrą. Jedna cała czarna. Pachnąca nowością skóra błyszczała na ramionach i mankietach srebrem nabitych ćwieków. Obok wisiało coś w rodzaju długiej kurtki bez rękawów, z mnóstwem kieszeni, niektóre z nich były dobrze schowane i mogły pomieścić dużo niewielkich przedmiotów i mogły nie być tak łatwo wykryte. Było też kilka par spodni. Długie i krótkie, z grubej i delikatnej skóry, sztywne i miękkie. Przebierać, wybierać, kupować...
- Szukasz czegoś specjalnego, Cliff - spytał sprzedawca. Kolejny z licznej rzeszy pamiętających małego Cliffa przyjeżdżającego z ojcem na targ.
- Ta... - odpowiedział zapytany. - Ale nic z tego, czym pan dysponuje, panie Tomie. Potrzebne mi dobre buty...
Nieco zdziwione spojrzenie kupca spoczęło na obuwiu Cliffa.
- A co masz tym do zarzucenia? - padło pytanie. - Na moje oko wytrzymają jeszcze kilka sezonów...
Cliff pokręcił głową.
- Potrzebne mi buty, które wytrzymają wiele mil - powiedział - i ani mnie nie obetrą, ani się nie rozpadną...
- Masz zamiar biegać po pokładzie? Zawsze myślałem, że żołnierz okrętowy więcej leży w hamaku...
- Prawie prawda - Cliff uśmiechnął się. - Ale dla odmiany mam zamiar trochę pospacerować po stałym lądzie.
- Skoro tak - kupiec odpowiedział uśmiechem na uśmiech - to mnie odwiedź przed wyjazdem. Wpadła mi w ręce wspaniała peleryna. Na oko twój rozmiar. Przymierzysz i jak będzie pasować, to jakoś się dogadamy. A buty - wskazał głową stojący kilkanaście metrów dalej stragan - to u Steffena. Nie znasz go... Jest dość humorzasty... Ale buty ma niezłe...

Stragan z butami... Na drewnianych kozłach, przyczepione za uszy wisiały szeregi butów, takich zwyczajnych, żółtych do smarowania przetopionym sadłem, takich już pod glanc przyszykowanych i ciżem kobiecych z czerwonymi sznurowadłami na wysokich obcasach. Są też lekkie sandały, domowe pantofelki i solidne buty dla każdego podróżnego. Wysokie buty z oślej skóry. Równie wysokie buty ze skóry - jak zachwalał sprzedawca - węża morskiego.
- Piękna robota, okazyjna cena... - krzyczał handlarz na cały głos.
"Skóra węża morskiego" - pomyślał Cliff z przekąsem. - "Ucho od śledzia..."
Ale nic nie powiedział. Jeśli znajdą się naiwni, to w końcu nie jego sprawa. A robota i tak wyglądała na solidną.
Jego wzrok padł na ładne czarne skórzane buty. Były wysokie, z wywijanymi cholewkami i grubą podeszwą. Wyglądały na mocne i wygodne, nadawałyby się na przygody na lądzie.
Spojrzał na kupca i zapytał.
- Mogę przymierzyć? – wskazał na buty, a właściwie na puste miejsce… przed chwilą były tu buty.
- Złodziej! - zawołał kupiec, a na jego twarzy odmalowała się wściekłość. - Ukradłeś te buty!
- Panieee - cień ironii błysnął w tonie Cliffa - gdybym je ukradł, to bym tu nie stał...
Zabrzmiało to racjonalnie i kupiec ucichł. Ale tylko na chwilę, bo pewnie nie mógł przeżyć straty.
- To twój wspólnik to zrobił! - rozdarł się ponownie.
Sytuacja wzbudziła zainteresowanie trzech strażników którzy wyraźnie zmierzali w tą stronę.
Cliff z trudem powstrzymał chęć nakarmienia kupca jego własnymi butami...
- Masz pecha - powiedział zimno. - Nie trafiłeś na kmiotka ze wsi... Jestem Cliff Diamond, i to jest moje rodzinne miasto... Nie mówiąc już o tym, że drogo cię będzie kosztować to oskarżenie... Grzywna za takie bezpodstawne oskarżenie jest nad wyraz wysoka...
Miał nadzieję, że kupiec zna to nazwisko... I że się opamięta...
 
Kerm jest offline