Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2008, 21:29   #5
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Uśmiechnęła się figlarnie gdy Zach, przypomniał sobie, kto owy cudny sztylet mógł wymienić na pieniądze. Słuchała uważnie gdzie może znaleźć jegomościa. Na koniec podziękowała mu ładnie za informacje, jak ona lubiła gdy na nią tak ładnie patrzył gdy odchodziła.
Gospoda „Pod Srogim Gołębiem” nie należała do jej ulubionych. W prawdzie była tam tylko raz, ale już gdy weszła, wiedziała, ze długo tam nie pobędzie. Co takiego bogacza ciągnęło w takie miejsce? Tego nie wiedziała, i nie chciała wnikać. Najgorsza speluna w mieście, to zbyt delikatny przymiotnik, określający tę ruderę. >>>No cóż praca to praca<<< sama śmiała się ze swoich myśli.
Tak więc poczekała do wieczora, wcześniej jeszcze spakowała się i wybrała na jarmark, po odpowiedni strój, nie za bogaty rzecz jasna, wolała nie być zbytnio zauważoną. Na samą myśl o tej karczmie skrzywiała usta.
Wieczór stuł się wielkimi krokami, Francesca spacerowała po pięknym ogrodzie i podziwiała jak słońce leniwie znika za horyzont, malując niebo odcieniami czerwieni. Uwielbiała ten kolor, taki kojący, zawsze kojarzył się jej z czymś pozytywnym.
Przychodzący od wschodu nocny chłodny wiatr nie zrobił na niej wrażenia, ruszyła do swojej siedziby, przebrać się w nowy strój.
Jeszcze raz chwyciła zawiniątko, w którym znajdował się sztylet, by ucieszyć oko. >>>Piękna robota <<< pomyślała>>> Może tak go nie oddawać...<<<
Strój nie leżał na niej najlepiej do tego gryzł ją w taili, była to zielonkawa długa i prosta sukienka, z niewielkim dekoltem i lekkim pofalowaniem u dołu. Kolor doskonale pasował do jej rudych lekko falowanych długich włosów i zielonych oczu.

***

Gdy weszła do śmierdzącej wymiocinami i potem karczmy, nie wzbudziła większego zainteresowania. Zapach sprawiał, ze natychmiast chciała stąd zniknąć. Mdliło ją strasznie, do tego było nie miłosiernie głośno. >>> Za co? Za jakie przewinienia?<<< pytała sama siebie. „Chudy, niski i łysy, przypominający niziołka o rzadkich jasnych włosach, przylizanych i tłustych, w zielonym kaftanie, prawdopodobnie poplamionym.” Opis jaki podał jej Zach był wiernym i dokładnym odzwierciedleniem, lecz dodała by kila szczegółów.
- Witam Panie Moriamie, czyż nie piękną noc dzisiaj mamy?- przysiadła się Francesca do wypatrzonego jegomościa, ten podejrzliwe zmrużył oczy
- Witaj Panienko ...? Czym Mogę Panience służyć, może towarzystwem, wszakże piękna noc, lecz z kimś u boku może być jeszcze piękniejsza-
- Racja... to pominęłam... Zwą mnie Liskiem...- powiedziała lekko uśmiechając się
- Aha, Może przejdźmy od razu do rzeczy, co Panienkę tutaj sprowadza?
- Mam cos coś co może Pana zainteresować- powiedziała
- Hmnn mam domniemać, ze ma Pani cos wspólnego ze zniknięciem sztyletu Itreda, i Pani jest ową Wampirzycą straszliwą co to szukają ze srebrem?
- Nie... ale wiem gdzie jest ten sztylet, i mogę je dla Pana zdobyć, ale musi mnie Pan najpierw zachęcić, lubię błyszczące zabawki, lubię denary...– uśmiechnęła się figlarnie i zakręciła sobie palcem lok
- Nic począć nie mogę, gdy jego nie widzę...przyjdź Pani jak już go zdobędziesz
- Tak się składa, ze mam go ze sobą...- kobieta pokazała zawiniątko
- Proszę za mną, myślę, ze się dogadamy... – powiedział Moriam wstając od stołu

- Ej Hary, a jak to prawdziwy wąpierz jest, to co poczniem?- spytał wysoki i umięśniony mężczyzna z kędziorami, siedzący w karczmie „Pod srogim Gołębiem”
- Przecież szef wszystko nam wytłumaczył pacanie, kołki mamy, srebro mamy... a poza tym spójrz Ty na nią, na wąpirza ona mi nie wygląda..– powiedział łysy i brodaty mięśniak
- Ty Hary jak tam mówisz to może od razu jej nie zabijem...może tak hehe dokładniej sprawdzić, czy to co by dziewka prawdziwa ...– powiedział uśmiechając się paskudnie kędzierzawy, na to łysy odpowiedział tym samym paskudnym uśmiechem, szczerząc do tego swoje wybrakowane zęby.

***

Francesca szła za mężczyzną, krok w krok, ciągle była czujna i rozglądała się po okolicy. Uliczki przesiąknięte były zapachem moczu, odchodów i pleśni, gdzieniegdzie przebiegł tłusty szczur. Kobieta poczuła się dziwnie odsłonięta i bezbronna, nie miała broni , prócz sztyletu, który miała sprzedać. W pewnej chwili mężczyzna zatrzymał się.
- Teraz Lisku musisz tu na mnie poczekać, nie powinni nas tam razem widzieć... rozumiesz? - Francesca skinęła głową porozumiewawczo, Moriam zniknął gdzieś w mroku, jeszcze długa słyszała jego ciężkie kroki.
Stanęła tyłem do wejścia, spodziewając się natarcia od strony niekończących się, śmierdzących uliczek. Księżyc odbijał się od pobliskiej kałuży, była to ciepła i prawie bezchmurna noc. Gdzieś pisną szczur, gdzieś prychnął dziko kot.
Francesca w jednej chwili usłyszała kroki. Z mroku wyłoniły się dwie sylwetki mężczyzn, jeden miał kręcone włosy, drugi był łysy. Zobaczyli ciemną i szczupłą postać w zielonkawej sukience i rudych włosach, która nieoczekiwanie zniknęła.

***

Moriam siedział zadowolony przy biurku i już liczył sobie w myślach pieniądze które zarobi dzięki łatwo zdobytemu cacku. Jego najlepsi mordercy zawsze wykonują dobrą robotę, więc nie miał co się martwić. W pewnym momencie poczuł delikatne stąpanie za plecami odwrócił się i spostrzegł rudowłosą...
Rozszerzył zdziwiony oczy i zbladł momentalnie.
- Ładnie to tak nasyłać na bezbronną kobietę morderców? Mam rozumieć, iż nie jest pan zainteresowany i dołączy Pan do swoich zbirów?
- Proszę to twoje złoto, więcej nie mam...- powiedział drżącym głosem dając jej sakiewkę. Kobieta uśmiechnęła się i zmrużyła oczy
- Jasne... – powiedziała i w jednym momencie rozpłynęła się w powietrzu, zaraz po tym dwóch posłańców całych i zdrowych weszło do komnaty
- Była, ale znikła Morianie... szukaliśmy jej...
- Cholera, znajdźcie ją! Natychmiast!

***

- ...Zaraz Ci coś znajdę - powiedział niedawno obudzony Zach, z szufladki przy łóżku wyjął, złoty pierścień z zielonym kamyczkiem – Proszę, to na dowód mojej wdzięczności, chciałbym, abyś to nosiła, życzę Ci miłej podróży i pamiętaj, ze zawsze możesz tu wrócić. Żegnaj Lisku. – powiedział i przytulił ją.
- Żegnaj Zach, byłeś moim ulubionym paserem, będę o Tobie pamiętać – Powiedziała Francesca i poczuła niezłomną chęć zostania tutaj z jego ciepłem i przyjemnym zapachem, lecz nie było na to czasu, mordercy zapewne szukają ja w całej twierdzy, nie miała ochoty stawiać im czoła.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline