Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2008, 18:50   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Derrick spokojnie podążał w stronę Aldersbergu. Spokojnie pod względem fizycznym - Sadza miała tak pewny krok, że na jej grzbiecie można było spokojnie spać. I nie spaść. Choć z drugiej strony - w razie konieczności potrafiła rozwinąć niezłe tempo.
Uśmiechnął się na wspomnienie ostatniej takiej jazdy. Niepotrzebnej zresztą, jak się potem okazało. Ale kto mógł to wiedzieć z góry...
Wezwanie do Aldersbergu ciągle go niepokoiło. Mór to być nie mógł. Wojsko otoczyłoby miasto szczelnym kordonem... To by się rzuciło w oczy i nikt, poza szaleńcami i nawiedzonymi kapłanami nie wszedłby do środka... A co innego mogło wymagać pomocy medyków i uzdrowicieli spoza miasta. W końcu jacyś medycy tam siedzieli, wewnątrz murów, jak w każdym większym mieście. Niemożliwe, by wszyscy zginęli w czasie tych zamieszek, a których wspomniał sołtys..
Chyba, że zachorowałby ktoś ważny... Ale nawet wówczas jego pomoc nie na wiele by się zdała. On specjalizował się w jednej dziedzinie...

Zatrzymał konia widząc nadciągających z naprzeciwka dwóch jeźdźców. Nieuzbrojonych, co, biorąc pod uwagę powszechnie panujące obyczaje, nie było zjawiskiem powszechnym. Byle mieszczanin nie ruszał się bez korda, a zwykły chłop miał tęgi kij lub solidną pałkę.
- Witam, panowie - powiedział, gdy nadjeżdżający byli o kilka długości konia. - Dokąd bogowie prowadzą? Coś ciekawego po drodze? Jakieś wieści z Aldersbergu? - spytał.
Każda okazja do zdobycia informacji była dobra.
Młodszy z jeźdźców spojrzał na niego spod nisko opuszczonego ronda kapelusza, długim, podejrzliwym spojrzeniem obrzucając Derrica. Starszy był niewiele rozmowniejszy...
- O Aldersbergu to my nic nie wiemy - powiedział.
Niezbyt przekonująco, na pierwszy rzut oka, ale Derrick postanowił w to nie wnikać. Lekarz nie szanujący cudzych tajemnic niewiele jest wart. A swoją drogą z przemilczeń też wiele wynikało.
- Ze dwie godziny dalej - kontynuował mówiący - jest zajazd.
Ledwo skończył mówić ruszył dalej, a jego milczący towarzysz za nim. Całkiem jakby unikali wszelkiego towarzystwa.
- Dzięki - rzucił Derrick w ślad za nimi.
Przez moment odprowadził ich wzrokiem, a potem ruszył dalej.

>>> Coś dziwnego się tu dzieje <<< - zdumiona nieco myśl tłukła mu się po głowie.
Trakt, który powinien roić się od podróżnych, był w zasadzie pusty, a dwójka jeźdźców, których spotkał, co najmniej dziwna. Zwykle podróżni, szczególnie na tak pustej drodze, chętnie przystawali na chwilę i wymieniali się informacjami. A tamta para była tak mrukliwa.
>>> Jakby usiłowali pozostać anonimowi <<< - pomyślał. - >>> Gdyby mi ktoś powiedział, że to panna uciekająca z domu z kochankiem, też bym uwierzył... <<<
Nie da się ukryć - młodszy z jeźdźców, szczelnie owinięty w płaszcz, równie dobrze mógłby być panną w przebraniu. Słowa nie powiedział, a z twarzy niewiele było widać prócz brody bez zarostu.
>>> Uciekająca panna <<< - roześmiał się z własnych myśli. - >>> Jak w kiepskiej balladzie... <<<

Zanim pojawił się zajazd zapadł mrok. Widać jeździec niezbyt precyzyjnie określił odległość, jako że od spotkania upłynęły ponad trzy godziny.
>>> Najważniejsze, że jest <<< - pomyślał Derrick.
Idea noclegu pod krzaczkiem średnio mu odpowiadała.
>>> W moim wieku należy dbać o wygodę <<< - uśmiechnął się. Gdyby zależało mu na wygodzie, to siedziałby spokojnie w domu wuja. I zbijałby majątek lecząc bogatych mieszczan...
Zsiadł z konia i rzucił chłopaczkowi, który wybiegł ze stajni, trzy miedziaki.
- Zajmij się nią - powiedział, odczepiając bagaż od siodła. - Są wolne pokoje? - spytał, wskazując głową zajazd.
- Są, panie - powiedział chłopiec, kłaniając się. - Piękna klacz - poklepał konia. - Zajmę się nią jak swoją własną.
- Tylko nie potraktuj tego zbyt dosłownie - roześmiał się Derrick, ruszając w stronę wejścia do zajazdu.

Wnętrze było standardowe. Kilka stołów i ław, wszystko solidne, ale nie pierwszej młodości. Ściany niezbyt czyste. Kominek w rogu... Tradycyjny długi szynkwas. I barmanka... Z dziwnie kwaśną miną, co już do standardów nie należało. Ale powodem złego humoru mogły być bardzo nietypowe pustki... Raptem troje gości... Z których jeden mógłby konkurować ze świniami w chlewiku, jeśli chodzi o kulturę konsumpcji.
Podszedł do lady.
- Pokój, poproszę. A wcześniej coś do jedzenia i picia - powiedział.
Zamówienie było bardzo nieprecyzyjne. Niezadowolenie barmanki pogłębiło się, gdy Derrick odsunął na bok dzbanek z piwem. Co negatywnie wpłynęło na wysokość rachunku. Z jej punktu widzenia, oczywiście.
- Jakieś wieści z Aldersbergu? - spytał czekając, aż barmanka naleje mu do kubka wrzątku.
- Ja nic nie wiem - padła odpowiedź i kobieta obróciła się plecami.
Derrick nie nalegał. Dopóki istniały inne sposoby zdobycia informacji nie chciał marnować czasu na przekonywanie niechętnej kobiety.

Chleb i zimny gulasz okazały się bardzo smaczne.
Po skończonym posiłku odsunął talerz i spojrzał w stronę pozostałych gości zajazdu. Widząc zachęcający gest ze strony jednego z mężczyzn wstał i przysiadł się do pozostałej trójki.
- Witam - powiedział. - Derrick - przedstawił się.
- Theo - odpowiedział siwiejący brodacz. - To jest Erica, a to Alex.
Wymienieni skinęli głowami.
- Słyszeliście może, co się stało w Aldersbergu? - spytał Derrick, gdy początkowym wymianom grzeczności stało się zadość.
- To było dziesięć dni temu - zaczął Theo. - Mieszczanie wzniecili bunt. Capnęli co mieli pod ręką i ruszyli na zamek. Jak im straż na drodze stanęła, to się walki zaczęły. Jucha w rynsztokach z gównem się zmieszała.
Erica też wyraźnie się zmieszała. Widać nie była przyzwyczajona do takiego słownictwa.
- Wtargnęli do donżonu i zaczęli rabować co popadnie. Podobno nawet zgwałcili jakieś szlachcianki - podjął Alex.
Erica wyraźnie się zarumieniła.
Blondyn kontynuował:
- Ale o świcie armia weszła do Aldersbergu i rozgromiła bunt. Hrabia kazał wyłapać wszystkich złodziei i powiesić na blankach. Kiedyśmy wyjechali z miasta to już trupy dziobali krucy.
- W drodze minął nas herold hrabiowski - dodała Erica.
>>> Pewnie to ten sam, co był w Plonach <<< - pomyślał Derrick.
- Medyków ponoć szukają. Może ktoś z hrabiowskiej rodziny został ranny podczas napaści? - Erica mówiła dość nieśmiało, nie patrząc nikomu w oczy.
>>> Dziwne zachowanie <<< - przemknęło Derrickowi przez głowę. - >>> W jej wieku powinna być bardziej... odważna... Zastraszona przez któregoś z nich? <<<
- Medyków? - powtórzył, usiłując bezskutecznie przechwycić spojrzenie kobiety. - W mieście zabrakło medyków? Zawsze sądziłem, że takie rody mają własnych... A tu poszukiwania... Ciekawe...

Dalsze rozmowy nie przyniosły żadnych nowych informacji. Widocznie hrabia nie zechciał podzielić się z innymi źródłem swoich kłopotów. W końcu Derrick podniósł się.
- Dziękuję za ciekawy wieczór - powiedział, miłym uśmiechem obejmując całe towarzystwo.
Ukłonił się uprzejmie i ruszył w stronę barmanki.
- Dużą miskę i wiadro gorącej wody - powiedział.
Uśmiechnął się w duchu widząc, jak w oczach barmanki migają kolejne miedziaki za dodatkową usługę.
- Patty zaprowadzi pana do pokoju, a potem przyniesie wodę - powiedziała barmanka.
- Patty! - rozdarła się.
Ze znajdujących się za plecami barmanki drzwi, prowadzących prawdopodobnie do kuchni, wysunęła się kiepsko odziana, szczupła, wręcz za chuda, piętnastolatka. W jej oczach radości nie było widać za grosz.
- Pójdziesz z panem, pokażesz pokój. A potem zaniesiesz wodę - powiedziała barmanka. - A biada ci, jak pan będzie niezadowolony - w jej głosie zabrzmiała wyraźna groźba.
Dziewczyna wyraźnie się wzdrygnęła. W milczeniu skinęła głową. Ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro, gdy Derrick obrócił się w stronę barmanki.
- Jeszcze trochę chleba i sera - powiedział. - Lubię coś przegryźć przed snem.

Pokój nie był duży, ale zaskakująco czysty. Zaś w łóżku, przynajmniej na oko, nie było robactwa.
Derrick rzucił bagaże w kąt i podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz. Nieco pod oknem był dach przybudówki. Za nisko, by ktoś mógł się wspiąć, ale gdyby ktoś chciał wyskoczyć... Cóż, nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć w środku nocy. Wiedział o tym z doświadczenia...
Drzwi otworzyły się bez pukania.
- Woda, proszę pana - oznajmiła Patty. - Chleb przyniosę za chwilę.
Postawiła wiadro na podłodze i z tupotem drewniaków pobiegła na dół.
Aż za dobrze słyszalne odgłosy dobiegające z dołu dowodziły, że barmance nie spodobał się hałas.
Patty wróciła znacznie ciszej.
- Chleb i ser - powiedziała cicho. Wyglądała jakby ktoś wytargał ją za włosy.
- Postaw na stole i możesz iść - powiedział Derrick. - Masz - rzucił jej pięć miedziaków. - To dla ciebie. Z twoją szefową rozliczę się rano. I obudźcie mnie skoro świt - dodał.
- Ale czy nie chce pan... - ręka sięgnęła do zapięcia sukienki.
Derrick spojrzał na nią. Z widocznym brakiem entuzjazmu.
- Nie, nie chcę - powiedział zdecydowanie. - Nie jestem zainteresowany chudymi kurczakami.
- Ale pani kazała... - Patty nie dawała za wygraną.
- Czy wyrażam się nie dość jasno? - w głosie Derricka pojawił się cień złości. - Nie mam ochoty ani na ciebie, ani na twoją panią. Ani na żadną inną babę, jaką mi ona podeśle. Ani za darmo, ani za pieniądze... Więc spadaj!

Patty wyszła, z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
Derrick zamknął za nią drzwi. Starannie.
Nie miał nic przeciwko kobietom, ale swoje preferencje miał. Zarówno jeśli chodzi o urodę, jak i o kształty łóżkowych partnerek.
I nie miał też najmniejszego zamiaru kupować seksu.
Poza tym zawsze unikał przygodnych spotkań, gdzie często za niby-chętną kobitką stali jej kolesie, z nożami w dłoniach i hasłem "kasa" na ustach.

Po umyciu się usiadł do stołu. Przez moment zastanawiał się, czy nie przejrzeć paru stron 'De humani corporis fabrica', do którego dawno nie zaglądał, ale kiepskie światło świecy i perspektywa pobudki skoro świt zdecydowanie go zniechęciły. Przegryzając chleb serem posiedział jeszcze kilka minut, a potem, po dokładnym sprawdzeniu zamknięcia drzwi i okna, położył się spać.
Miał tylko nadzieję, że w środku nocy nie przylezie gruba barmanka, by zaoferować swe usługi w zastępstwie swojej chuderlawej podopiecznej...
 
Kerm jest offline