Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2008, 14:51   #11
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legara

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Droga nie była długa, ale i tak nie zdążyłeś przed zmrokiem. Twój koń szedł bardzo ostrożnie po zapadnięciu zmroku, zapewne bojąc się wpaść w jakiś rozkop. Nawet go nie poganiałeś, wszak jeśli ci okuleje to będziesz musiał kupić nowego. A tak masz dużo czasu by oglądać majestatyczne mury Aldersbergu. To faktycznie istna forteca. Wybudowano ją na wzgórzu, nie dużym co prawda, ale zawsze. Dzięki temu z zamku rozciąga się widok na całą okolicę, a zbliżający się podróżni już z daleka widzą jego zarys. Mury zewnętrzne też jednak robią wrażenie- wysokie na bez mała osiem metrów, obstawione strażą i masą baszt. Nie chciałbyś czegoś takiego szturmować. Mury miasta obiegają pozostałości rowu mającego pewnie utrudniać ustawianie drabin oblężniczych.
No i brama północna ku której zmierzałeś- wyższa co najmniej o ludzka miarę od murów, z opuszczoną solidną, stalową kratą za którą znajdowały sie jeszcze ogromne drewniane, okute odrzwia. Oczywiście teraz zamknięte.
Ale nie było aż tak źle, bo z daleka już widziałeś, że przed miastem rozbity był obóz: namioty, ogniska. Zdaje się, że także konie. Kiedy podjechałeś o strzał z łuku do owego obozu humor ci się trochę zepsuł. Jak nic, to stacjonujący oddział armii. Widziałeś wbitą w glebę chorągiew z herbem Aedirn, krzątających się przy ogniskach żołnierzy. No to dupa, jak się tutaj zatrzymasz, to ci wojskowi żyć nie dadzą. Mus się cofnąć i przespać gdzie indziej, aż bram nie otworzą.
Nagle usłyszałeś harmider. Wstrzymałeś konia i odwróciłeś się ku obozowi by dowiedzieć się co się takiego stało. Wyłapywałeś strzępki słów: "kurwa", "zatrzymać ich", "koniokrady". Czyżby żołnierze mieli jakieś kłopoty? Przyjrzałeś się uważniej i wtedy zobaczyłeś dwóch jeźdźców, odtrącających na bok wojaków i wypadających na trakt. Pędzili w twoim kierunku.
-Ej ty! Konny, zatrzymaj tych skurwysynów! To jeden z obozu krzyczał w twoją stronę. Musiałeś szybko podjąć decyzję. Z jednej strony to nie twoja sprawa, z drugiej: jeśli nie spróbujesz zatrzymać tych złodziei, to już armia pociągnie cię do odpowiedzialności. Zdecydowałeś się.
Gdy konni mijali cię w pełnym galopie, zajechałeś jednemu z nich drogę. Biały koń zarył kopytami o ziemię, stanął dęba zrzucając z siebie jeźdźca i odskoczył na bok. Towarzysz uciekiniera nawet się nie obrócił- pędził dalej na złamanie karku. Chciałeś już popędzić za nim, ale wtedy ten który padł na ziemię wstał i dobył krótkiego miecza. Zamachnął się na ciebie, ale to był jakiś parweniusz. Kopnąłeś go butem w ryj, korzystając z przewagi wysokości. Z satysfakcją usłyszałeś jak coś chrupnęło mu w szczęce i złodziei znów padł na ziemię. Zeskoczyłeś z siodła i kopnąłeś faceta w żebra, ot dla pewności. Biały koń zdezorientowany truchtał obok. Żołnierze zbliżali się szybko.

(...)


Dobry uczynek ci się opłacił. Siedziałeś teraz w cieplutkim namiocie dziesiętnika, który ugościł cię temerską gorzką. Złodziej którego obezwładniłeś, podobno jakiś zbieg, korzystał właśnie z gościny na zewnątrz. Słyszałeś jak skomle o litość.
-Szkoda, że drugi spierdolił. Rzekł kwaśno dziesiętnik. Nazywał się Hans, dobijał trzydziestki. Miał sumiaste wąsy i siateczkę blizn na prawym policzku. Tworzyło to efekt dość groteskowy, bo cała reszta jego fizjonomii była gładka jak u młokosa.
-Ale lepsze to niż nic. Bydzie prawie trzy tygodnie jak zaczęliśmy wyłapywać hołotę, co napadła na zamek. Gro już wisi na wewnętrznych murach, ale ci którym się dotąd upiekło próbują wiać z miasta. Ni cholery nie wiem jak przełażą przez te mury, ale to już druga taka grupka w ciągu pięciu dni. Splunął pod nogi i roztarł plwocinę butem.
-Jak sie dowiem, że który ze strażników na murach z nimi i trzyma i przepuszcza to nagi z dupy powyrywam. A w ogóle to co to za pomysł, by wojsko goniło po mieście za złodziejami? Pociągnął długo z bukłaka z temerską. Język mu się zaczynał rozwiązywać.
-Przesadza hrabia. No ale ja pieprze o naszych sprawach, a co ciebie tu sprowadza? Bo widzę po mordzie, że nie handel.

do Derricka Talbitt

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Gruba barmanka na szczęście nie przylazła, mogłeś się spokojnie wyspać. Nazajutrz wstałeś późno, zmęczenie najwyraźniej dało ci się we znaki. Po doprowadzeniu się do porządku zszedłeś na dół, wszak warto zjeść śniadanie. Barmanka z wrodzonym sobie wdziękiem zapytała gdy tylko się zbliżyłeś:
-Jak tam panie, zadowolony ze służącej? Bo jak w czymś panu urągała to zleje ją na kwaśne jabłko.
Po wyrażeniu swojej opinii o obsłudze, zamówiłeś sobie pożywne śniadanie. Zjadłeś je bez pośpiechu, dokładnie wszystko przeżuwając. Miałeś trochę czasu by zastanowić sie po raz kolejny, czy dobrze robisz jadąc do Aldersbergu. Cóż, przekonasz się na miejscu. W zarazę się w końcu nie wpakujesz.
Zaraz po śniadaniu odebrałeś swą klacz. Stajenny się przyłożył, Sadza była wymyta i wyszczotkowana, zupełnie nie pasowała teraz do swojego "brudnego" imienia.

(...)

Do miasta dotarłeś w południe, od zachodu. A dokładniej to przed miasto, gdyż zaniepokoił cię obóz rozbity przed bramą. Gdy wystarczająco się do niego zbliżyłeś, bez trudu rozpoznałeś, że to armia. Jasna cholera, czyli jednak zaraza!
Na wszelki wypadek podjechałeś jednak bliżej, bo bramy Aldersbergu były otwarte. Spytałeś pierwszego lepszego żołnierza, co to się dzieje za murami, że stacjonuje tu wojsko.
-E tam, panie. Gówno się dzieje. Rzucił opryskliwie. Na szczęście trochę informacji ci udzielił.
-Ruchawka w mieście była, to teraz siedzimy tutaj i czekamy aż mieszczuchy ochłoną. I pomagamy w wyłapywaniu winnych, co to ich potem się wiesza na wewnętrznych murach. Na tym jednak jego pomocniczość się skończyła. Przynajmniej wiesz, że w mieście jest w miarę bezpiecznie.

(...)


Sadzę zostawiłeś w stajni. Tu kazali sobie płacić srebrnika za dzień. Ot, miastowe ceny. Trochę czasu spędziłeś na oglądaniu Aldersbergu. Miasto najwyraźniej wyrosło wokół wzgórza, które całe spełnia chyba rolę jakiejś szlacheckiej dzielnicy- widzisz na jego stokach i tarasach piękne posiadłości, a na samym szczycie: zamek. Na litej ziemi jest już trochę gorzej. Przeciętnej urody budynki, mnóstwo konwisarni, gręplarni i manufaktur wełnianych. Cóż, tym w końcu to miasto stoi.

No, to trzeba znaleźć sobie jakieś lokum na ten czas i dowiedzieć się, czego od medyków oczekuje hrabia.

do Nessy z Thanedd

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Humor może i miałaś dobry, ale atmosfera w karawanie zdecydowanie się popsuła. Półelf, który dał drapaka do lasu się nie odnalazł. Jego towarzysze jakoś nie oponowali, gdy Rudolf zarządził z rana wyruszenie bez niego. Obaj nieludzie trzymali się teraz wraz ze swymi towarami z tyłu, od półelfki oddzieleni tobą, jednym z ochroniarzy i częścią wozów Rudolfa.
Kobiety okazały sie niewdzięczne, bo nie doczekałaś się żadnego dziękuję. Nieludzie traktowali cię jak powietrze i w ogóle udawali, że nic nie miało miejsca. Odezwać mogłaś się w sumie tylko do ochroniarzy, ale z nimi z kolei nie mogłaś znaleźć wspólnego języka. Na szczęście przemęczyć się musiałaś tylko dwa dni.

(...)

Do Aldersbergu dotarliście wczesnym rankiem. I od razu rozpoczęliście kłopotami. Wasza karawana została zatrzymana przez stacjonujący przed murami oddział wojska. Na nic zdały się protesty Rudolfa, żołnierze dokładnie sprawdzili każdy wóz, tłumacząc że wynika to "z potrzeby zapewnienia maksimum bezpieczeństwa". A przynajmniej taką regułkę wyklepywali szeregowcy przerzucając na wozach wszystko, co nie było zbyt ciężkie.
Na szczęście ty wiozłaś ze sobą tylko podręczny bagaż, nie zwrócono tedy na ciebie uwagi. Po godzinie w końcu was przepuszczono.

Już sama Zachodnia Brama robiła wrażenie. Duża, masywna, górująca nad murami, które same w sobie były bardzo wysokie, przynajmniej osiem metrów jak oszacowałaś. Pilnujący przejazdu żołnierze okuci byli w pełne płyty, dziwiłaś się jak mogą w nich wytrzymać w tak ciepły dzień. Cóż, trzymali się cienia, to prawda, ale mimo to...
Po przejechaniu przez bramę, a był to przejazd przynajmniej dziesięciometrowy, w końcu znalazłaś się w Aldersbergu.


Pierwsze wrażenie było nijakie. Ulica wjazdowa, po prawej jakaś karczma, po lewej stajnia dla koni. Zwykli, brudni ludzie wykonujący swe codzienne czynności. Ale im dalej jechałaś ze swoją karawaną, tym więcej rzeczy wpadało ci w oko. Po pierwsze zamek grododzierżcy Wolfganga. Górujący nad całym miastem, postawiony na wzgórzu. Po prostu piękny. Ale szybko ci zbrzydł, gdy dostrzegłaś wiszące na jego murach trupy. Mijałaś konwisarnie, manufaktury w których krzątali się ludzie i nieludzie. Miasto tętniło życiem. Nie mogłaś jednak nie zauważyć, że na ulicach było bardzo wielu zbrojnych.

W końcu rozstałaś się z Rudolfem na jednym z placów. Dopiero teraz zorientowałaś się, że powinnaś była zostawić konia za bramą. Tak długo jak byłaś z karawaną, nikt nie robił ci uwag, ale teraz? Trochę speszona wróciłaś się do stajni.

(...)

Nie zapłaciłaś za nią nawet tak dużo, raptem dwa srebrniki za dwa dni z góry. Teraz musisz znaleźć sobie jakieś lokum. kiedy zastanawiałaś sie, gdzie tu możesz znaleźć dobrą kwaterę, przypomniałaś sobie słowa Celine- przecież poleciła ci swojego znajomego, czarodzieja Cerintiana. Popytawszy miejscowych, gdzie on mieszka ruszyłaś ulicami Aldersbergu.

(...)

A czarodziej mieszkał dość bogato. Na stoku wzgórza, ponad dzielnicami pospólstwa. Już samo podnóże było ogrodzone wewnętrznym murem, a stacjonujący przy jego bramach strażnicy przepuścili cię dopiero wtedy, gdy wyperswadowałaś im, że jesteś czarodziejką.
Dom Cerintiana był dwupiętrowy, drewniany i wymalowany na biało. Dla kontrastu, dachówki były błękitne. Dom miał też ogród, otoczony wspaniałym żywopłotem. Stalowa brama, zdobiona w motywy kwiatów, była otwarta. Najwyraźniej czarodziej nie boi się gości. Podeszłaś do drzwi domu i zastukałaś kołatką. Nie musiałaś długo czekać, otworzył ci mężczyzna. Całkiem przystojny i dobrze ubrany zresztą.


-Czym mogę pani służyć?

do Francesci de Riue

maj, podgrodzie Aldersbergu, Aedirn

Nie nacieszyłaś się samotnością zbyt długo, wkrótce dołączyła do ciebie Lin. Odgłosy bójki "Pod narowistą kulbaką" zaczynały powoli cichnąć. Widziałaś kątem oka jak dziewczyna zakrywa rękami dekolt. Owszem, był maj, a noc stosunkowo ciepła, ale Lin była zdecydowanie zbyt lekko. Musiałaś przyznać, że również kusząco. Gdyby dorwali ją tamci jeźdźcy, z całą pewnością użyliby sobie przed zaciągnięciem jej z powrotem do miasta.
Lin była młoda, najwyżej siedemnastoletnia, ale biust, który tak chętnie eksponowała, miała kształtny i całkiem spory. Nie aż taki jak twój, ale facetom na pewno się podobał. Była odrobinę od ciebie niższa, jej blond włosy jednak dorównywały długością twoim. Musiałaś też przyznać, że jej nogi opięte wąskimi bryczesami prezentowały się wspaniale.
-To też była magia, nie? Zapytała bez ogródek, mając na myśli twoją przemowę w karczmie.
-Rzucili się na niego, a o mnie zupełnie zapomnieli. Milczała dłuższą chwilę patrząc na niebo. Byłaś jednak pewna, że w końcu coś powie. Nie myliłaś się.
-Dwa razy uratowałaś mi już skórę, a ja nie lubię mieć niewyrównanych rachunków. Jechałaś do Aldersbergu, a teraz pewnie tamci strażnicy, którzy mnie gonili rozpowiedzieli w koło jak wyglądasz i będziesz miała kłopoty, żeby przejść za mury. Zawiesiła głos. Ale ja wiem jak się prześlizgnąć. I mogę zapoznać cię z kilkoma osobami, które pomogą ci w Aldersbergu.
Cóż, skoro już jej pomogłaś, to niech ma szansę sie odwdzięczyć. Poza tym, może zapozna cię z jakimiś paserami. To ułatwiłoby ci w mieście robotę.

(...)

Na razie jednak trzeba odpocząć. Miałaś ogromne szczęście, że udało ci się wynająć ostatni wolny pokój "Pod narowistą kulbaką". Niestety w pokoju było tylko jedno łóżko, które przyjdzie ci dzielić z Lin. Dziewczyna bez żadnego skrępowania zdjęła bluzkę.


Naga od pasa w górę usiadła na łóżku, zdjęła buty, potem spódniczkę a na końcu bryczesy. Przeciągnęła się ziewając, eksponując swój biust w całej okazałości. Miała na sobie jedynie majtki, mogłaś wiec dokładnie ocenić jej urodę. Cóż, była trochę za chuda, a może po prostu doszukujesz się w niej jakiś wad, skoro tak ostentacyjnie chwali się przed tobą swoja urodą? W końcu jednak zanurkowała pod koc.

(...)

Z samego rana zabrałyście konie i chciałyście ruszyć w drogę. Ogier jednak nie dał ci się dosiąść, boczył się, cofał i unikał cię jak tylko mógł. W końcu, gdy zdenerwowana chciałaś go siłą zmusić by stanął w miejscu- wyrwał ci się i pogalopował w dal. Całej tej scenie przyglądała się jedynie Lin, nie zadała jednak żadnego pytania. Na twoje szczęście, złodziejka panowała w pełni nad swoim wierzchowcem. Byłyście w stanie pojechać na nim razem, choć i ten koń czuł się przy tobie bardzo nieswojo.

(...)

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Do Aldersbergu dotarłyście późnym wieczorem. Lin kazała ci zsiąść z konia już o staję od murów, na piechotę obeszłyście miasto od wschodu. Zastanawiałaś się jaki w tym kryje się cel. Wszak od wschodu Aldersberg nie ma żadnych bram. Dałaś jednak złodziejce szansę na wykazanie się. Nie pożałowałaś.
Ostrożnie podkradłyście się pod mury, a wymagało to sporej dozy ostrożności, gdyż mury patrolowane były przez strażników. Lin prowadziła cię wzdłuż zarośniętych przez krzaki podstaw murów, aż nagle złapała cię za rękę i zanurkowała między gałązki. Stłumiłaś przekleństwo gdy krzaki drapały cię w twarz i szarpały ubranie. Ale mimo wszystko nie żałowałaś. Lin właśnie pokazała ci małą wyrwę w murach miejskich, wystarczająco dużą by na czworakach dostać się do Aldersbergu.
Dokładniej mówiąc na czworakach dostałyście się do piwnicy jakiegoś domu przylegającego do murów. Zasadniczo była to rudera i obawiałaś się, że grozi zawaleniem. Na szczęście udało wam się wyjść na ulicę i nie zostać przygniecionymi przez spadającą belkę.

(...)

Przez śpiące już ulice miasta, Lin przeprowadziła cię bocznymi alejkami do innego domu, który wyglądał jakby w każdej chwili mógł zamienić się w stertę materiałów budowlanych. Pełna niepewności podeszłaś jednak z dziewczyną do drzwi.
-Co zamknięte, może zostać otwarte. Wyszeptała Lin, ustami niemal dotykając drewna. Gdybyś była człowiekiem, pewnie nie usłyszałabyś tego hasła. Ale przecież człowiekiem nie jesteś.
-Co schowane, można znaleźć. Wychwyciłaś też odpowiedź kogoś stojącego za drzwiami.
-A co cudze, może być moje. Zakończyła wymianę zdań złodziejka. Szczęknął zamek, odrzwia uchyliły sie lekko i weszłyście do wnętrza.

(...)

Dom okazał się być kryjówką jakiejś małej szajki. Twoja towarzyszka została radośnie wyściskana przez wszystkich we wnętrzu- dwóch podlotków, pewnie jeszcze młodszych od Lin, dwie brzydkie smarkule, oraz trzech dorosłych typów, których na oko oceniłaś jako doświadczonych złodziei. Najstarszy z obecnych, chudy mężczyzna o szczurzej twarzy nie był taki wylewny. Od początku łypał na ciebie oczami. W końcu zadał oczywiste pytanie.
-Kogoś tu przyprowadziła? Powinnaś spieprzać z Aldersbergu, a nie spieprzać nam plan ewakuacji.
-Nie wkurzaj się Jon rzuciła butnie Lin.To czarodziejka, jeśli jej pomożemy, ona pomoże nam.
Oho, to musiało być zbyt piękne aby trwać. Ta dziewczyna znowu cię w coś pakuje.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 13-04-2008 o 13:15.
Zapatashura jest offline