Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2008, 17:39   #8
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Szkocja, Ayr. Dom Slima McKenzi

Nie trudno było znaleźć dom wynajmowany przez McKenziego. Już w jego gabinecie Erica doskonale wiedziała czego należy się spodziewać po Slimie. Paprocie aż prosiły się o kilka kropel wody, mężczyzna nie miał w zwyczaju dbać o roślinność. Nic więc dziwnego, że gdy ujrzała zaniedbany stary dom z nieprzystrzyżoną ( kilku centymetrową) trawą witającą od strony ulicy. Chwastami wyrastającymi ponad krzaki białej róży i połamanymi gałęziami niczego niewinnej jabłoni, Erica wiedziała od razu do kogo należała ta „posiadłość”. Podeszła bliżej drzewa, czule dotknęła jego korzenia. Przymknęła lekko powieki.

Pojechał taksówką, nie wziął bagaży. Twierdzisz, że wróci. Nigdzie by się nie ruszył bez swego pupila. Hehehe Mogłam się spodziewać starokawalerskich zwyczajów po tym człowieku. Dziękuje, byłaś bardzo pomocna.

Podeszła do drzwi frontowych, rozejrzała się wkoło sprawdzając czy nikt ją nie obserwuje. Przyłożyła palec wskazujący do zamka od drzwi. Z jego koniuszka wyrosła mała roślinna. Pnącze zwinnie przecisnęło się przez dziurkę od klucza. Kobieta przekręciła palec, rozległ się dźwięk przekręconego zamka. Weszła szybko do środka. Miała zamiar poczekać na Slima, w końcu mężczyzna zamierzał wrócić do domu.


Lima, w drodze do Nieba

- Mam dość tej roboty. Dzisiaj jeden klient próbował wymusić na mnie randkę. Był nawet uroczy, ale wyobrażasz sobie jaki tupet. Podeszłam do stolika, przyniosłam zamówienie. On po kilku minutach wezwał mnie ponownie do stolika wyzwał od niechluj, że niby sztućce nie umyte, sushi nie świeże a talerze brudne. I on nie wyobrażał sobie tak marnych standardów za takie pieniądze jakie płaci. Po czym z bezczelnym uśmiechem dodał iż zapomni o wszystkich niedogodnościach jeśli dam mu swój numer telefonu ! Aż miałam ochotę wbić mu widelec w tyłek. Bogaty dupek, który myśli iż można pomiatać człowiekiem tylko dlatego, że ma taki kaprys.

To by wyjaśniało palącą chęć Sandry do spędzenia przyjemnego wieczoru, z dala od codzienności. Wściekła na klienta kobieta przymknęła powieki. Kilka minut później były już na miejscu. Lokal wypełniony był po brzegi, grupka młodych ludzi dawała popis swych umiejętności wokalnych. Grali całkiem przyjemnie.
- Wezmę „Mexican Itch”
Sandra z szerokim uśmiechem zamówiła pierwszego drinka.
Gdy barman podał jej sól, tequila i limonkę, kobieta bez wahania polizała sól, duszkiem wypiła tequile i przegryzła limonką.
- Jak ja nienawidzę tej roboty.

Dom państwa Schmit. Przedmieścia Berlina. Dzień tragedii

Azjata wbił z niedowierzaniem wzrok w Uwe.
- POKAŻ CO MASZ DO POKAZANIA ?!

Powtórzył z niedowierzaniem. Głos Azjaty zmienił się nie do poznania.

- Ani jednej zwyczajnie ludzkiej emocji ?! Żadnych pytań, dociekliwości, żadnych niepewności ? Straciłeś całą rodzinę teraz zjawiam się ja a ty pragniesz być tylko na łasce moich informacji ?! Popełniłem błąd. Teraz to oczywiste, nie mam zamiaru narażać swojej skóry dla kogoś kto jest martwy od środka.

Azjata odsunął dłoń od głowy Anny. Zrezygnowanym gestem machnął ręką w powietrzu. Wyglądał jakby trafił w niego piorun. Co mogło go tak rozjuszyć ? Czy aby tylko zachowanie Uwe. Z szaleństwem w oczach podszedł do Niemca. Pstryknął palcami tuż obok jego twarzy.

- Może to wskrzesi w tobie choć odrobinę chęci walki.

Wnętrze domu zmieniło się całkowicie. Na ścianach było pełno krwi, z podłogi wyrastały długie pnącza, tuż obok Uwe leżał oderwany płat skóry przedramienia jego syna. Z kuchni dobiegał krzyk dziecka, krzyczał coraz głośniej:
- MAMO!

Chwilę później wszystko umilkło, z kuchni wyszła blond włosa młoda kobieta, nie przypominała kogoś kto mógłby z takim okrucieństwem dokonać takiego mordu.

- Ona nie odczuwa emocji. Przestała być człowiekiem dawno temu. Ja wiem jak ją powstrzymać, ale do tego potrzebne jest serce. Ty najwyraźniej utraciłeś je już dawno.

Dźwięk budzika obudził Uwe. Z nosa ciekła mu krew.

Park Miejski.

Robert poczuł jak ucisk metalu powoli znika z jego dłoni a ciało chłopaka pokryło się przyjemnym w dotyku materiałem. Wszystko poszło według planu, kajdanki zniknęły, powoli uformowało się na nim nowe ubranie. Pies odskoczył zdziwiony niespodziewanym widokiem począł szczekać wniebogłosy. Robert z ulgą otworzył oczy jednak widok ,który ujrzał nie był do końca jego wymarzonym. Stworzone przez niego ubranie było niczym innym jak habitem. Młodzieniec stał koło oskubanego drzewa ubrany w sutannę sięgającą mu do kostek. Nie tego się spodziewał jednak na bezrybiu i rak ryba.

Pocieszające było to, że jak wstał poznał od razu miejsce w którym przyszło mu się obudzić. To park nie daleko jego uczelni. Bawili się tu nie raz ze znajomymi. Oddalony niecałe dwa kilometry od akademika mógł spokojnie dojść ten kawałek do mieszkania. Co prawda wymagałoby to małego spaceru w stroju księdza jednak była wczesna pora i na pewno zbyt dużo ludzi jeszcze nie krążyło po mieście.

Lyon Apteka Koné

- Ma pan całkowitą rację, jeszcze trochę i nie będę mogła bagietki kupić. Teraz wszystko coraz droższe a do emerytury nic nie dołożą. A ja tyle lat ciężko pracowałam, imałam się przeróżnych zajęć. Zdrowie traciłam a teraz ciężkie pieniądze muszę na te leki wydawać, toż to nieludzkie. Jednak co zrobić, dobrze że chociaż pan zawsze dopomoże panie Koné.

Pani Florence drążącą dłonią położyła na ladzie kilka euro, nie czekając na wydanie reszty wzięła do ręki flakonik i schowała go do torebki.

- Oj nie mówiłam panu kochany Samuelu. Moja wnuczka Alice przyjeżdża dzisiaj. Powiedziała, że stęskniła się za mną. Upiekę trochę babeczek kokosowych, które tak uwielbia. Na pewno się ucieszy.

Samuel nie kojarzył, żadnej wnuczki pani Florence o imieniu Alice. Albo pamięć kobiety płatała jej figla albo nie wspomniała jeszcze ani słowem Samuelowi o tej dziewczynie. Do apteki weszło kilku klientów...

Miami, Noc. „Bezpieczna” kryjówka

John miał trudności z przyzwaniem cienia dobrych kilkadziesiąt minut. Każda próba kontaktu kończyła się tak samo - kompletną ciszą. Może z powodu głodu jaki odczuwał, może z faktu iż przez ostatnich kilka dni nie zaznał odpoczynku ? Nigdy jak dotąd nie miał większych trudności z utworzeniem kontaktu. Teraz zaś stawało się to powoli niemożliwe.

- Debil próbuje pogadać z „Kołysanką”. Na nasze nieszczęście coś mu mała nie idzie nawiązanie tego pieprzonego połączenia. Nie mówiłem, że to idiota ? Nawet nie potrafi skoncentrować się na duszy byle młokosa. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż jaśnie Pan Pierdołowaty odwali swoją część roboty.

- Spokojnie, jest głodny i zmęczony. Ono nie dawało mu spokoju cały ten tydzień nie spodziewaj się teraz, że John będzie w pełni sił witalnych. To przecież tylko człowiek. Trochę cierpliwości nie zaszkodzi Lowrence.

Cisza jaką od kilkudziesięciu minut trwała w kryjówce Johna stawała się powoli nie do zniesienia. Za plecami chłopaka na ceglanej ścianie powoli wychodził krwawy napis

Dzień się skończył.
Śpi już słońce,
śpią jeziora, góry, las
Zaśnij dziecię, zamknij oczy
Bóg miłuje nas.

Krople krwi spadały na głowę młodzieńca.


Przedmieścia Nagoji. Dom rodziny Nakada

Hayato Hamaru należał do ludzi, którzy mówili niewiele. Był cichy, melancholijny nigdy nie zwierzał się z swych uczuć. Szczególnie milczący był w towarzystwie swej najstarszej wnuczki Seiko. Nie wytworzył z nią tak potrzebnej więzi emocjonalnej. Widywali się rzadko a jeszcze rzadziej odzywał się on w jej towarzystwie. Nauczona szacunku, nie skarżyła się. Każdemu z rodziny należy się szacunek. Nic więc dziwnego, że gdy weszła do domu rodzinnego i zastała tylko samego dziadka poczuła się nieswojo. Na dodatek Deiko musiał coś jeszcze załatwić na mieście, nawet nie wszedł do domu. Powiedział tylko, że nie będzie go kilka godzin a pozostali członkowie rodziny przyjdą dopiero po południu. Wizja samotnie spędzonego przedpołudnia z mężczyzną o którym wiedziała tylko tyle, że łączą ją więzy krwi przyprawiała o lekkie zakłopotanie.

- Dzień dobry Seiko.

Hayato ukłonił się w geście przywitania.

- Gdzie jest Deiko ? Przyszłaś sama ? Zresztą nie ma to już najmniejszego znaczenia. Ona nigdy się nie myliła co do mnie. Jest dokładnie tak jak przepowiedziała.

W dniu twojej śmierci, odwiedzi cię pierwsza z drugiego pokolenia. Nurtować ją będzie to samo pytanie, jakie ty zadajesz mi teraz. Tak, też będzie posiadała dar.

Wzruszony Hayato głośno przywołał z pamięci słowa ,które usłyszał jeszcze jak był małym dzieckiem.

- Och Mimi, ona nigdy się nie myliła co do mnie.

W oczach staruszka pojawiły się łzy. Najwidoczniej to co sobie przypominał przywoływało bolesne wspomnienia.

- Napijesz się ze mną herbaty Seiko ? Jestem pewny, że masz wiele pytań. Postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Pragnę po raz ostatni napić się herbaty. W końcu dziś umrę.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 10-04-2008 o 22:27.
kabasz jest offline