Jonasz
Coś w zachowaniu Niemców kazało mu przypatrzyć im sie bliżej.
Wydobył z chlebaka cudem ocalałą lornetkę i podniósł do oczu. Skierował ją na wrogów i o mało nie wrzasnął.
Wiedział że Niemcy twierdzili o sobie że są rasą panów, ubermensch, nadludzmi, ale ci nie byli nadludzmi byli NIELUDZMI.
Włosy znów staneły mu na karku "na baczność", ale na zastanawianie się przyjdzie czas pózniej.
O ile będzie jakieś PÓZNIEJ.
Na razie ważne było to, że owe stwory nosiły mundury feldgrau. Myśl o mundurach, nie o "twarzach" - powtarzał sobie, myśl o mundurach...
Przywarł do MG i dotykając palcem spustu uspokoił się, nawyki zaczęły brać górę nad szokiem.
Najpierw długa, która skosiła kilku "niemców", potem poprawka paroma krótkimi. Skutek przeszedł jego najśmielsze oczekiwanie. Oba plutony zatrzymały się i choć ostrzeliwały gęsto, to ogień był to wyjątkowo chaotyczny i niecelny.
Klepnął
Wiernego w ramię.
-
Proszę mieć na nich oko, jak sie ruszą wołać panie poruczniku.
Zarzucił na plecy "emgie" i zataczając się nieco pod jego ciężarem podbiegł do
Olgi.
-
Co u Ciebie ? Spokojnie ? Nie dotykaj lufy - gorąca - ostrzegł
.
Starał się jednocześnie przekrzyczeć palbę bitwy
-
Co u innych ? Meldować po kolei !!!
Miał nadzieję, że dzięki temu rozezna się choć trochę gdzie jego MG jest najbardziej potrzebne oszczędzając niepotrzebnej gonitwy z ckm-em. Niepokoiły go tylko czołgi. Ale jeśli i w nich siedziały takie same "ubermensche" jak je w myślach nazwał, to może nie będzie tak zle.
Może.