Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2008, 17:43   #1
Lio
 
Reputacja: 1 Lio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputacjęLio ma wspaniałą reputację
[Legenda Pięciu Kręgów] Upadły Smok

Przyszedł miesiąc pięknej Doji, 1121 roku. Choć po całym Rokuganie rozchodzą się wieści o działaniach klanu Skorpiona, tutaj, na dalekiej północy wszystko zdaje się nadal otaczać atmosfera stoickiego spokoju.
Nie minął tydzień od kiedy zawitaliście do Kokozen, smoczej prowincji złota, z której można niemalże dostrzec odległe tereny pod panowaniem mistycznych Feniksów. Przez cały czas przebywaliście w posiadłości daimyo rodziny Mirumoto. Hidemichi, pogrążony w żałobie ojciec, który w całym kraju znany jest ze swych umiejętności bitewnych, obrał sobie za siedzibę naprawdę piękną posiadłość, w której ogrodach można by zaprawdę spędzić cały dzień, bez absolutnie żadnej świadomości upływu czasu. Trwaliście w niepewności, z gospodarzem spotykając się tylko w trakcie posiłków, podczas których ani razu nie zaszczycił was rozmową, nie sposób odgadnąć co też kryje się za tą skamieniałą wręcz twarzą.

W końcu przyszedł dzień, kiedy zostaliście wezwani przed oblicze tajemniczego Smoka. Trzy osoby zostały poprowadzone ze swych komnat, wprost do ogrodu gdzie miała odbyć się wasza rozmowa. Idąc korytarzami ozdobionymi najróżniejszymi eksponatami tak sztuki rzeźbiarskiej, malarskiej jak i płatnerskiej czuliście, że z każdym krokiem atmosfera staje się coraz bardziej przytłaczająca. Cała posiadłość zdawała się spowijać aura śmierci i żałoby. Tym razem ogród wyglądał zdecydowanie inaczej, kiedy tylko opuściliście sam budynek usłyszeliście okrzyki, które każdy z was bez problemu rozpoznał jako te wydawane podczas walki. Wasze spojrzenia mimowolnie powędrowały w kierunku mężczyzny, który stał otoczony trójką wojowników w zielonych kimonach, każdy dzierżył po dwa drewniane miecze. Wyprostował ręce i wyciągnął bokkeny w przeciwnych stronach, taki ruch byłby dobry kiedy wszyscy staliby przed nim, uniemożliwiłoby to otoczenie samotnego samuraja, ale w tych okolicznościach?
- To Arashi-dono, najstarszy syn daimyo i prawdopodobnie największy szermierz, który zgłębia tajniki Niten. - mężczyzna, który prowadził was na spotkanie z głową rodziny Mirumoto, zatrzymał się i z dumą przedstawił osobę, która stanowiła obiekt waszych zainteresowań.
Po Smoku można by było spodziewać się, że zaraz rzuci się na przeciwników i da samurai-ko Żurawia idącej w grupie przybyszów powód do kpin. Przyjął jednak pozycję obronną, z taką gracją, że zaimponowało to każdemu z obserwatorów. Katana zawisła złowrogo nad głową Arashiego, natomiast wakizashi znacznie niżej, mierzyło w najbliższego przeciwnika. Pierwszy naparł na czekającego w całkowitym spokoju samuraja. Ciągnąc daleko łokieć i wyprowadzając poziome, powolne cięcie, syn daimyo nie spodziewał się niczego innego jak tylko obrony. Krótki miecz przeciął jednak w ułamku sekundy powietrze dzielące oba ciała i uderzył w napastnika, ten bez słowa opuścił broń. Nie czekając ani chwili, Arashi naparł na pierwszego z pozostałych przeciwników pozbawiając go równowagi i od razu wyprowadził cięcie mające dosięgnąć drugiego. Zupełnie niespodziewający się takiej zmiany kierunku ataku, poczuł drewno rozrywające skórę na jego skroni.
- To koniec. - przewodnik klasnął w dłonie, kiedy wasz wzrok ponownie spoczął na walczących mężczyznach, bokken opierał się już o szyję ostatniego z treningowych partnerów Smoka. Nie czekając ani chwili, ukłonił się pokonanym współklanowiczom i ruszył w stronę, w którą i wy moment później ruszyliście.

Hidemichi siedział na honorowym miejscu tuż pod kwitnącą wbrew pory roku wiśnią, po jego prawej stronie stał kamienny sarkofag, w którym spoczywało ciało przykryte zielonym materiałem. Z łatwością dostrzegliście w jak niesamowity sposób zachowywała się przestrzeń w jego pobliżu. Powietrze zdawało się falować, tak jak pod wpływem wysokiej temperatury, światło natomiast co jakiś czas rozbłyskało niczym rozpalany właśnie ogień.
- Oto mój syn. - odezwał się po wymianie ukłonów. Jego spojrzenie było całkowicie nieobecne, zagłębione gdzieś w ziemi przed jego kolanami. - By ciało pozostało w należytym stanie, sprowadziłem najlepszych shugenja, którzy bają o odpowiednie warunki. Niech was to jednak nie rozprasza, chciałbym wyjawić wam coś bardzo ważnego. - człowiek, którego obserwowaliście w trakcie treningu zrównał się z wami, lecz stał jakieś dwa metry dalej, miast w was lub swego ojca, wpatrując się w ciało brata. - Mój syn został zamordowany, a jedyne co wiem o napastniku, to to że ubrany był niczym wieśniak, a jego czoło zdobi pozioma blizna, której nie sposób nie dostrzec. Nie znam jego imienia, pochodzenia ani celu, ponad wszystko pragnę jednak jego śmierci. - zrobił przerwę i nabrał powietrze po czym spojrzał wam po kolei głęboko w oczy. - Wiem, że wędruje w kierunku ziem klanu Jednorożca, tam też powinniście się wpierw udać. Zdaje sobie sprawę z faktu, że zadanie nie jest łatwe, nagroda jednak z pewnością spełni wasze oczekiwania i zrekompensuje trud.

Kiedy skończył z jego ciała uleciało napięcie, które do tej pory sprawiało, że jego ruchy były na swój sposób niezwykle sztuczne.
- Wielu śmiałków przybyło do mego domu, ale postanowiłem, że jedynie czwórce powierzę tak ważne dla mej rodziny zadanie. - wpierw spojrzał na mężczyznę siedzącego najbardziej po lewej. - Kitsuki Kin Hotaru. - pochylił nieznacznie głowę w kierunku Smoka o włosach związanych w warkocz, ubranego w bogato zdobione szaty. - Akodo Isamu. - Lew ubrany w proste brązowe kimono, pokłonił się nisko ku daimyo, jego rozpuszczone włosy poruszały się wraz z każdym ruchem ciała. - Kakita Ayame. - twarz przedstawicielki klanu Żurawi otaczała aura stoickiego spokoju, nie odmówiła sobie jednak pełnego gracji ukłonu, którego każdy bez wyjątku mógł się spodziewać. - Bayushi Eriko. - uśmiech, który każdego mężczyznę przyprawiłby o ciarki ozdobił twarz pięknej samurai-ko kiedy tylko usłyszała swe imię. - Nie wyruszycie jednak sami, będzie wam towarzyszył mój syn Arashi, nie oznacza to jednak, że będzie wami dowodził, nie liczy się dla mnie sposób lecz rezultat, więc wszystkie decyzje pozostawiam wam.

Skończył, milczał, podobnie jak wy. Badał was wzrokiem, a ogród z każdą sekundą pogrążał się w przerażającej ciszy. Minęło kilka dobrych minut, nim Hidemichi ponownie zabrał głos.
- Zależy mi tylko na głowie mordercy i mieczu mej rodziny, tylko taki rezultat mnie satysfakcjonuje. Jeśli chcecie zadać mi jakiekolwiek pytania, słucham. - spojrzenie raz jeszcze zatopiło się w waszych oczach, wędrując powoli między wami.
 
__________________
Może być sto postaw i ułożeń miecza, ale zwyciężasz tylko jedną.
- Yagyū Munenori
Lio jest offline