Ojciec Otto brodził po kostki w błocie. Krok za krokiem wlókł się mozolnie, raz za razem spoglądając w niebo.
-
Ach chmurki, przestałybyście kropić świat deszczem, czyż nie przyjemniej byłoby, abyście rozstąpiły się przepuszczając promienie słońca, chociaż tyle, by osuszyły moja łysą głowinę.- Rzekł duchowny wznosząc przy tym teatralnie ręce ku niebu. Następnie spojrzał na swoją jakże to wesołą kompanijkę. Sądząc po ich minach i przemoczonych sylwetkach, doszedł do wniosku, że jednak sprawiedliwie byłoby, aby deszcz ten minął. Bowiem czy można taką ulewę sprowadzać na podróżnych i to w taki dzień.
Ojciec Otto przystanął na chwilę. Spojrzał wtedy hen przed siebie, a jego serce napełniło się optymizmem i chęcią działania
-
Spójrzcie szlachetni Panowie! – Zakrzyknął w uniesieniu, a jego małe oczka zaiskrzyły się. –
Toż to na pewno jest Volfendorf!- pełen ekscytacji wyciągnął zza lnianego, przemoczonego już płaszcza manierkę.
-
Ach czyż to nie jest idealna okazja, by golnąć sobie, choćby tak o z radości! Cieszmy się tym, że cel naszej wędrówki już przed nami.- Jak powiedział tak zrobił, szybkim ruchem odkręcił manierkę, a następnie walnął sobie dwa potężne łyki napitku.
-Mhhhm- wydał z siebie przedłużony dźwięk, błogiego i jakże zapewne bliskiego mu uczucia. Jego policzki zaś napłynęły krwią, przyprawiając mu na twarzy czerwone niczym polne maki rumieńce. Następnie schował pojemnik z napojem w miejsce, z którego go uprzedni wydobył. Przy okazji sprawdził dokładnie sakwę, którą niósł skrzętnie osłoniętą płaszczem. Przyglądał się jej dokładnie i badał ją skrupulatnie ręką.
- Sucha – rzekł. Uśmiech zawitał na jego twarzy.
– No mości panowie! Jako iż widać już cel naszej wędrówki, a zapewne za chwile znajdziemy się w karczmie, proponuje zaśpiewać jakąś piosnkę, aby to i przyjemniej i radośniej nam się maszerowało- następnie spojrzał na swe szaty brudne od błota, skrzywił się nieco, ale zaraz ruszył przed siebie, donośnym głosem intonując piosenkę wymyśloną na poczekaniu:
Ach jakże przyjemnie wybiegać myślą w dal
Podczas słoty zawieruchy wśród swych marzeń fal
Kiedy wicher wieje, kąsa, ty już w myśli siedzisz tam
Tam gdzie napity wesół jesteś i do tego nigdy sam
Tak oto właśnie witają cie tysiące karczm bram
Usiądź miły gościu, napij się i zjedz
A twe troski odejdą precz…