Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2008, 21:49   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Smród...Smród dominował w tym mieście. Swąd niczym całun otaczał ciała i budynki. Całe Sigil śmierdziało w charakterystyczny sposób. Smród ten nie był najgorszą odmianą smrodu z jaką zetknęły się fragmenty Mnogości, ale tak przytłaczającego swądu jak ten, dotąd Mnogość nie spotkał. Także wszechobecny brud oblepiający dzielnice Sigil niczym naskórek był czymś rzadkim...A największe, smród i brud, koncentrowały się Ulu. To były prawdziwe slumsy Wieloświata. Stokroć gorsze od tych które widział assasyn w swym życiu. Nawet czarownik z odrazą wędrował uliczkami Ula. Bo choć nie miał w sobie żadnych uczuć wyższych, to nadal gdzieś na dnie serca tkwiła drzazga poczucia estetyki.
- Nadal uważam, że powinniśmy zabrać ze sobą eskortę, paru Kaosytów którzy pilnowali by naszego bezpieczeństwa.-odezwał się starzec. Głosy bowiem nigdy nie pozostawały zbyt długo milczące. Poza byciem u steru od czasu do czasu i obserwacją nie miały bowiem innych rozrywek.
- Tak, trzeba było wziąć...Bóstwo nie powinno chodzić bez świty.- odparł w myślach czarownik przemierzając kolejne uliczki ponurego miejskiego labiryntu jakim był Ul.
- Nie jesteś bóstwem. Oszukujesz tych biedaków.- odparł melodyjny i melancholijny głos.
- Jeszcze nie jestem...ale wkrótce będę.- rzekł czarownik wkładając w twą wypowiedź całą swa pogardę jaką miał dla przedmówcy.
- Eskorta przyciągnęła by uwagę, a my jesteśmy na celowniku zarówno Harmonium jak i Łaskobójców. Poza tym...Nie mów, że sobie nie poradzisz sam ?- spyta nieco ironicznie kolejny głos...charyzmatyczny i pełen wewnętrznej siły.
- Wątpisz w mą potęgę assasynie?!- ryknął w myślach czarownik. - Samodzielnie obracałem armie w perzynę, niszczyłem miasta, wioski...Mordowałem setki istnień jednym pstryknięciem palca! Myślisz że JA nie dam sobie rady z PAROMA skurlami w pancerzykach?!
- Jest się czym chwalić...-westchnął pogardliwie głos zwany szlachcicem.- Bezbronnych łatwo się morduje. A jacyś ważniejsi wrogowie? Potężniejsi od paru wieśniaków z widłami, lub zbrojnych prosto po szkoleniu?
-Wyrwę ci język, jak nadarzy się okazja.- groził czarownik.
- Dosyć! Jak sądzę czarownik ochroni nas bez eskorty. I mniej rzucamy się w oczy bez obecności kilkunastu wyjących szaleńców.- rzekł głos zwany assasynem.
- Ej, jedna ładna Kaosytka by nie zaszkodziła...Dawno nie mieliśmy zabawy. Już wiem! Chodźmy do przybytku Czuciowców!- przekonywał szlachcic.
- Nie! Zamierzam znaleźć moc. Uwolnić się od was. Po czym uwolnić was od okowów życia!- krzyczał w duszy czarownik.
-A ile wzrostu i jaki kolor oczu ma ta moc?- drwił szlachcic.
- A ty tylko o dziewkach.- rzekł pogardliwe czarownik.
- Prawdziwa moc płynie z "poznania siebie". Prawdziwa moc to "władza nad sobą".- wtrącił mnich.
- I kto to mówi...-dodał pogardliwie czarownik.- Ty jakoś tej władzy nie masz. Teraz ruszymy by wykonać mój plan...
- To znaczy?- dopytywał się szlachcic. Ale czarownik mu nie odpowiedział. Ruszył tylko żwawszym krokiem przed siebie...I zatrzymał się na kolejnych rozstajach.
-Myślę że powinieneś skręcić w lewo.- rzekł assasyn. I Gith skręcił w lewo przemierzając kolejną szarawo-rdzawą uliczkę. Tu na moment przystanął nad gnijącymi zwłokami, opartymi o drewnianą szopę. Drewno było rzadkością w Sigil.. To tutaj wyglądało na bardzo stare.
- To skutki naszych działań...Zapewne zginął w walkach pomiędzy frakcjami. Powinniśmy mu sprawić pogrzeb zanim dopadną go te sępy, Grabarze. I zanim zmienią go parodię życia jakim jest nieumarły. -rzekł smutny głos w głowie Mnogości.
- Zwisa mi to...- odparł na głos czarownik posługując się ustami githa.
- A może to był jeden z twych wyznawców?! I co fałszywy bożku.?! Nawet tyle nie zrobisz dla tych którzy oddali za ciebie swe życie?!- wściekłość wypełniająca ten głos była olbrzymia.
Twarz githa wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu. Dłonie złożyły się w gesty, a usta wypowiedziały słowa w języku magii. Z koniuszków twoich palców wystrzelił stożek piekących płomieni. Ogień w mgnieniu oka objął zarówno ciało, jak i drewniany budynek.
- Ty morderco ! Ty przeklęty przez bogów gadzie! Zrobiłeś to celowo.- wściekłość owego głosu byłaby muzyką dla uszu czarownika. Gdyby czarownik miał uszy, a ów głos usta.
-Czego się czepiasz. Spopieliłem zwłoki, a że przy okazji usunąłem to drewniane szkaradzieństwo z moich oczu...Czyż dobre uczynki nie zostają bez nagrody kapłanie?- dodał dziwnie obojętnym tonem czarownik.
- A jeśli przy okazji zniszczyłeś komuś dom? Co wtedy?- wysyczał kapłan.
- To mogę ich wysłać w to samo miejsce, co tą budę.- dodał złośliwie w myślach czarownik.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-05-2008 o 10:33.
abishai jest offline