Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2008, 16:01   #6
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Wina było za dużo. Pewny siebie władca upił się jak świnia. Popędzając swych służących, kazał zanieść się do pokoju. W drodze do swych komnat Łokietek śpiewał sobie sprośne piosenki, głupkowato się śmiejąc. Każdemu na widok, tak pijanego, grubego i sprośnego tłuściocha zrobiłoby się niedobrze. Służący donieśli Łokietka do pokoju i szybko go zostawili. Dla nich ich władca był nikim. Chcieli się go pozbyć, ponieważ wprowadził w Polsce rządy, które były po prostu okrutne. Był tyranem nie znającym wybaczenia, czy dobra.
Pijackim krokiem ruszał się przez pokój. Nagle zauważył jakiś dziwny przedmiot. Szybkim gestem zdjął z niego płótno. Okazało się, że było to lustro. Piękne, złote wysadzane rubinami lustro. Władca odebrał to jako prezent, a lubił prezenty. W swej pamięci zakodował sobie zapytać się swych doradców, „któż tak kocha swego pięknego, dobrego władcę?” Nagle coś zaczęło się dziać. Powierzchnia szkła zmieniła się w głęboką czerń, która wciągała wszystko w siebie. Próbował przed tym uciec, ale ciężki świecznik uderzył go w głowę… Padł nieprzytomny na ziemię. Lustro wciągnęło go w swą czarną przestrzeń...



******



Krew sączyła się obficie z głowy władcy. Nie była to rana zdolna zabić woja, lecz była to rana zdolna go oszołomić. Ten długo leżał, trzeźwiejąc. Po paru godzinach Łokietek się ocknął:
-Gdzie ja jestem?! – krzyknął, podniesionym głosem.
-Słudzy do mnie! Moja głowa, ona krwawi!– darł się, łapiąc się za tył głowy pokrytej gęstymi, ciemnymi włosami.
Władca był w takim szoku, że na początku docierało do niego tylko to, że ktoś śmiał wynieść go ze swej komnaty. Rozglądając się wokół siebie, w końcu poczuł obleśny smród. Leżał również na czymś przypominającym gówno. Było to gęste, czarne…
-Kto śmiał?! Gdzie ja jestem?! – krzyczał w nicość.
Nagle w oddali zobaczył drugą postać. Zbliżała się do niego, więc jeszcze pijany Łokietek chciał wyjąć miecz, lecz jego ręka złapała powietrze. Przypomniał sobie, że swój ekwipunek zostawił przy łóżku. Gdzieś tu musiał być.
-"Skoro wciągnęło mnie, to miecz też tu musi być!" - myślał.
-„Kim jesteście panie? Gdzie ja trafiłem?” - zapytał przybysz.
-Jak śmiesz odzywać się nie pytany?! I skąd ja niby mam wiedzieć gdzie jesteśmy?! – krzyczał się ze złością. Był załamany, jego świat się zawalił…
W końcu znalazł miecz, popatrzył na towarzysza i rzekł.
-Me imię znają wszyscy władcy europejskich narodów! Jam Władysław Łokietek. - rzekł z dumą w głosie.
-Padaj na kolana! - dodał groźnie.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."

Ostatnio edytowane przez mjl : 01-05-2008 o 19:30.
mjl jest offline