Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2008, 13:47   #47
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
... Konan czuć Ibizę...

- A weź, goń się niemyty listonoszu - obruszył się Bartłomiej i profilaktycznie otworzył swoją posrebrzaną kosę, co ją nosił na wielkim goldzie zawieszonym z kolei na chomiczym karku.
- Jam nie listonosz, królu mój i władco - odrzekł Aragorn - Jam przybył coby Cię do twojego królestwa zabrać...
- Kure..? - Chomik nie potrafił powtórzyć słowa które nie znajdowało się w jego dresiarskim słowniku T9, toteż próbował je skojarzyć ze słowem które brzmiało możliwie najpodobniej.
- No, że masz dużo kasy, dup i rządzisz - podsunął mu Filonek.
Oczy Chomika zaświeciły się niczym sto kogutów z policyjnych suk na meczu Legii. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że jest sutenerem. No bo ponoć kasę miał, dupy miał i w dodatku rządził. W chomiczym łbie wszystko to układało się w logiczną całość.
- Prowadź podnóżku - wyrzekł Bartłomiej - Ale mam nadzieję że dziewczyn nieobstawionych nie zostawiłeś?
Aragorn otworzył już pysk żeby coś odpowiedzieć ale Żółwik wpadł mu w paradę:
- Zaraz, zaraz, najpierw musimy kropnąć Jeźdźców Apokalipsy, bo inaczej ja stracę XP a ty swoje królestwo. Potem możesz robić ze sobą co zechcesz.
Bartłomiej się skrzywił, ale co było robić. Zawsze chciał się w życiu ustatkować, znaleźć porządną czarną chomiczycę, i spłodzić dorodne potomstwo. Własne kure.. tfu! Królestwo dawało mu tę możliwość.
- Gadaj Alf, gdzie możemy znaleźć tych ziomków - wyrzekł władczo do Aragorna.
Rycerz podrapał się po przyłbicy:
- No, tutaj, niedaleko jest stadnina koni... Jak mówicie, że jeźdźcy to może i tam siedzą?..

- Dobrze się stało, że źle się stało - podsumował swoją obserwację Lech Wałęsa.
- Ty no, od początku wiedziałem, że jak pójdziemy do tej starej ćpunki, to tak skończymy - mruknął Leonidas.
- Weź nie smuć tutaj. Sam zanim pojechałeś bronić Sparty przed Persją, to się ćpunki radziłeś! - rozeźlił się Klex.
- Wrobili mnie - Leonidas wzruszył ramionami - A poza tym tamta była fajna - wysunął oskarżycielsko palec w kierunku Klexa.
- Co ty wkręcasz, przecież ja wiem i ty wiesz że chłopców tylko lubisz - żachnął się Klex.
- Nie przy ludziach, pedofilu!..
- Mordy! - spieklił się Wałęsa - Aferzystów, to ja puszczę w skarpetkach! Furman nie może być koniem i odwrotnie... tego... Rozdzielić się trza.
Cisza zapadła po wytryśnięciu oszałamiającej wiedzy z antycznej krynicy mądrości.
- Lech elektronikiem jest ale rację ma - rzekł Klex - Ja biorę ze sobą Cygana, bo inaczej mnie okradną a nowego rolexa w kieszeni mam. Leonidasie, pójdziesz z Lechem. Jean Luc, z Konanem z Ibizy.
- KONAN SZUKAĆ!
- ... Spotykamy się tutaj za godzinę. No chyba, że ktoś jakąś promocję znajdzie na tym bazarze, to wtedy dłużej.

- Ty, Cygan, wy się podobno jak tasiemce, dzielicie na jakieś rodzaje, co nie? - Klex próbował nawiązać przyjacielską konwersację ze swoim śniadym towarzyszem.
- Ty nie mów na mnie Cygan, co?! Skorpion jestem, raper!
- Dobra, dobra... - Klex położył uszy po sobie.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- No ale wychowałeś się z Cyganami, nie?..
- Coś ci powiedziałem, brodaty!
- ... bo podobno są Cygany Uzbrojone, Uzbrojone W Harmoszkę i Nieuzbrojone, nie?..
Ręka Skorpiona niebezpiecznie powędrowała w kierunku swojej magicznej kosy, gdy nagle zobaczył przed sobą mikrofon. Mikrofon co prawda wyglądał na świeżo podprowadzony z jakiejś imprezy, bo wystawały z niego kabelki, wyraźnie ucięte sekatorem. Ale dusza rapera została już obudzona. Lech przyssał się do mikrofonu, zanim Klex zdołał go złapać.
- Kochani moi - zagaił, mimo że mikrofon nie był podłączony do czegokolwiek - To dla was:

Żeli papą, a papą, ekemene merde
Szukam Merlina jedząc kanapkę
Lech Roch jestem, to co patrzę
Dzikich kotów parę, to i zobaczę
Więc zejdź mi z drogi, bo zaraz
Ku*wa roz*dolę Ci nogi!
Umyj stopy swoje antylopie,
Bo ty jesteś głową w klopie...
Ała!

W tym miejscu Lech przyjął na łeb uderzenie średnio wyważonym kluczem francuskim, za którym posypał się istny grad pocisków. Ludzie nie przebierali w środkach, i rzucali nawet własnymi dziećmi.
- Chodu Cyganie! - krzyknął Klex łapiąc za ramię osłupiałego Lecha Rocha - I przypomnij mi, żebym Ci krtań wyciął, jeśli uda nam się uciec...

Leonidas z Lechem przeciskali się pomiędzy straganami. Nagle ich oczom ukazał sie dziwny metalowy kształt.
- Lech, patrz!
- Ano, ano - Lech pokiwał łbem w kasku.
Podeszli do trefnego straganu.
- Dobry wieśniaku, cóż to za diabelski sprzęt masz na straganie? - zagaił Leonidas. Dobry Wieśniak wybałuszył oczy.
- E? - stwierdził inteligentnie - Panie', bo ja wszyściuchne rachunki opłacone mam. A tych od mafii, to co ja panie, ja z nimi nie handluje!..
Lech złapał Leonidasa za rękę.
- Ja to załatwie - rzekł był - Panie, a co to za cholerstwo pan masz?
- Panie, pralka! Dobra pralka, 100 złoty i bierzesz pan.
- Dziesięć dam.
- No co panie, osiemdziesiąt!
- Dwanaście!
- Pięćdziesiąt!
- Pięć złoty na piwo, i nie powiem żeś pan od kitajców adidasy przemycasz pan na straganie!
Straganiarz zachłysnął się po czym wydał towar.
- Dobra, teraz to trzeba uruchomić...
- Ale to nie jest robomerlin, prawda? - zafrasował się Leonidas.
- Nie, ale też metalowy, więc może coś wie... Weź no francuza podaj, na pasku mam... Nie chcem ale muszem... - Lech walnął swoim popisowym grypsem.
Przez chwile majstrował coś we wnętrzu świeżego nabytku.
- Coś Ci nie idzie - mruknął Leonidas - Wielki Elektronik to by to w try miga załatwił...
- Wielki Elektronik?! - wściekł się Lech - On nie jest elektrykiem i nie wie, że są akumulatory kwasowe i zasadowe. Ciekawe, które on ładuje?! O, poszło!
Wyczołgał się spod obiektu swojej pracy i przyjrzał się nań krytycznym wzrokiem:



- No żesz, kochani, nigdy się zabawić do syta nie mogę - żachnął się Kotecek.
- Ty nic nie mów sierściuchu! - wściekł się Bartłomiej - tak żeś się zabawił, że go nie mogliśmy ocucić, żeby się od niego czegoś dowiedzieć!
- Oj, no może troszkę przesadziłem... Ale tylko troszkę! - poprawił swoją muchę i zadarł w górę koci pysk.
Podeszli do stajni. Wyglądała na opuszczoną. Żółwik przekroczył próg otwierając skrzypiące drzwi. W nozdrza uderzył go zapach eau de shchineaux i delikatny posmak
chateau de naturat.
- Jest tu kto? - zapytał nieśmiało.
Drzwi za nim zatrzasnęły się nagle z hukiem.
- Witaj Filonku - rozległ się głos z naprzeciwka. Zapłonęły ukryte reflektory oświetlając rozmówcę. Filonek szarpnął za drzwi, ale te nie puściły. Napastnik tymczasem przybrał postawę bojową.



- Stawaj do walki, Filonku!

- KONAN NISZCZYĆ! - wielkolud wbił sobie w żyłę strzykawkę z metą. Jego mięśnie natychmiast nabrzmiały a sam Konan zrobił się dwa razy większy.
- Messieu, naprawdę sądzę, że nie powinniśmy... - zaczął Picard, ale został odepchnięty włochatą łapą.
- KONAN W TRANCE'SIE! KONAN CZUĆ IBIZĘ - zgarnął pierwszy lepszy stragan i zaczął skakać po następnym. Nagle jakaś ręka klepnęła go w plecy.
- Może trochę koksu? Dobry koks, prosto od braci z Ukrainy! - zagadnęła jakaś nieogolona gęba - Co to za trance bez koksu?
- KONAN CIEKAWY... TY PROWADZIĆ - wyrzekł wielkolud, zgarnął Picarda pod pachę i poszedł za jegomościem.
Dziesięć minut później siedział już w wygodnym fotelu. Świat zaczął przyjemnie wirować a uszy pieściła kojąca melodia...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4ferPNYmJsM[/media]
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 02-05-2008 o 14:04.
Chrapek jest offline