Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2008, 17:27   #141
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Unhappy

John Tails

Demonstracja braku pieniędzy wystarczyła do przekonania elfów. Nie przyjęli motoru, ani marnego pistoletu. Rozjechali się przepuszczając Johna dalej. Zabójca wsiadł na motor i pojechał dalej w kierunku miasta. Coraz bardziej zbliżał się do bramy wejściowej. W końcu jednak zdarzyło się coś co Tails mógł łatwo przewidzieć. Opony pękły i Tails spadł z motoru na ziemię. Kiedy powstał zobaczył na asfalcie kolczatki. Ktoś go najwyraźniej obserwował cały czas. I to nie były elfy. Ktoś musiał wykorzystać moment, w którym John zatrzymał się na blokadzie aby nieco dalej rozstawić je. Prawdopodobnie po to żeby go zatrzymać akurat w tym miejscu. Znaczy się ten ktoś był gdzieś blisko i czekał. John nie miał żadnych wątpliwości do tożsamości tego "ktosia".

- Witam - usłyszał od osoby, która właśnie nadchodziła z oddali. Tą osobą był Striker. Szpieg i zdrajca. Szedł raźnym krokiem w swoim standardowym kostiumie. Tak samo standardowo miał dwa sztylety u pasa i maskę.
- Gratuluję ci wytrwałości i odwagi. Szkoda tylko, że taki sukinsyn jak ty musi umrzeć, aby ktoś inny mógł żyć. A tak przy okazji. Przyznaj, że nieźle odegrałem rolę fanatyka w służbie Gilgamesha przy naszym pierwszym spotkaniu. Właśnie, dlatego powinienem zostać aktorem. Czas zakończyć gadanie. Czas zakończyć życie.

Nagle z kieszeni Striker wyciągnął pilot, który z tego, co było zabójcy wiadomo sterował bombą w jego głowie.
- Żegnaj.
Striker nacisnął czerwony przycisk znajdujący się na pilocie. Jednak nic się nie stało. Striker nagle zaczął się śmiać.
- Pilot od garażu. Myślałeś, że będziemy marnować czas na wsadzanie ci bomby w głowę? No, ale przejdźmy do poważnych rzeczy.
Rzucił daleko przed siebie sztylet, który wylądował tuż przy stopach Tailsa. Nie był to sztylet z adamantium. Był to zwykły, nienajlepszej jakości metal.
- A to jak ci się skończą naboje.
Błyskawicznie dobył dwóch sztyletów z okrzykiem:
- Tak wygląda prawdziwy honorowy pojedynek zabójców.


Mike

Mike dobył broni aby strzelić granat gdy nagle został oślepiony przez gaz który omiótł jego i Marcusa. Mike poczuł się nagle strasznie śpiący. Granat wypadł z ręki Marcusa, ale wciąż tkwiła w nim zawleczka. Mike wypuścił broń z ręki. Nagle wszystko stało się dla niego obojętne. Potem już nic nie widział.


Shinobi

Ninja patrzył jak przeciwnicy padają na twarz wypuszczając bronie z rąk. Walka była skończona. Nie był po niej specjalnie zmęczony ani poważnie ranny co zawdzięczał tylko swoim umiejętnościom. Usłyszał jak ktoś biegnie w kierunku drzwi. Do pokoju wpadli uzbrojeni komandosi. Zaczęli celować w Shinobiego rzucając też ukradkowe spojrzenia na leżących.
- Rzuć broń - wydał okrzyk jeden z nich.
Shinobi już chciał wykonać rozkaz, gdy do pokoju przez okno wpadł Shadow. Po twarzach komandosów widać było, że się znają. Shadow podniósł dłoń.
- W porządku. On jest ze mną. Lepiej zajmijcie się tymi dwoma.
Komandosi opuścili broń i podnieśli obu nieprzytomnych. Po czym zaczęli wychodzić z hotelu. Shadow następne słowa skierował do Alberaia:
- Nieźle sobie poradziłeś z tymi dwoma. Wyglądają mi na wykwalifikowanych zabójców. Właściwie to na twoim miejscu, kiedy ten elf wyciągnął granat obciąłbym mu rękę, ale rozumiem, że wolisz bardziej humanitarne sposoby.

Obaj ninja wyszli na zewnątrz gdzie już kończono wywóz rannych i zmarłych. Dwójkę zabójców zapakowano na tył furgonetki.
- Dlaczego nie zabieracie ich do szpitala?
Jeden z komandosów odpowiedział:
- Po co? Wyleczymy ich po drodze. A teraz wybaczy pan. Musimy załatwić swoje sprawy.
Tylne drzwi zostały zamknięte. Już Shadow zamierzał odejść, gdy nagle cos sobie uświadomił. Widocznie rozpoznał twarz jednego z komandosów. Odwrócił się. Furgonetka juz odjeżdżała.
- Cholera. Tamci komandosi to przebrane demony. Za nimi - krzyknął. Kilku zaskoczonych strażników wbiegło do wolnych radiowozów i zaczęło jechać za odjeżdżającą furgonetką. Obaj ninja wskoczyli na dach radiowozów. Zaczęli zbliżać się do furgonetki. Jednak kierowca zaczął przyśpieszać. Nie było dużo czasu na reakcję.


Mike

Zabójca obudził się w jakimś ciasnym pomieszczeniu otoczony przez uzbrojonych komandosów. Jego wszystkie rany zniknęły. Nawet ścięgna były już całe.
- Wyleczyliśmy je - powiedział jeden z komandosów. Mike wyraźnie słyszał policyjne syreny. Czyżby ich ścigali? Jeden z komandosów ściągnął maskę ukazując swoją twarz, która była bardzo znajoma.

"Opuszczałeś się coraz niżej trzymając broń w pogotowiu. Zjechałeś na niższy poziom okien licząc na to, że zobaczysz komandosów i uda ci się ich zaskoczyć. Jednak, kiedy zajrzałeś do okna zobaczyłeś dziwny widok. Wszyscy komandosi byli martwi. Ciała leżały porozrzucane na wszystkie strony. Ściany zdobiły liczne ślady krwi. Ktoś tu dokonał rzezi i raczej wątpiłeś w to, że to był ten cyborg. Zbyt wiele trupów i zbyt brutalnie zmasakrowanych. Spojrzałeś w dół. Stał tam jeden komandos, jakiś starzec i dziewczyna. Przetarłeś oczy. Wydawało ci się, że dziewczyna miała koci ogon. Spojrzałeś ponownie. Ogon jak był tak był. Zastanawiałeś się nawet czy aby nie iść do psychologa, gdy nagle za oknem zobaczyłeś nową postać. Czarny płaszcz, kaptur zakrywający głowę, białe włosy spływające na bladą twarz. Spojrzałeś w jego oczy. Wydały ci się martwe. Cofnąłeś się raptownie i prawie straciłeś równowagę na windzie. Kiedy ją odzyskałeś widziadła w pokoju już nie było. Czyżby przywidzenie?"

Białowłosy spojrzał na Mike'a krytycznie.
- Przepraszam, że ostatnim razem cię wystraszyłem. Nazywam się Raziel i działam po stronie demonów.
 
wojto16 jest offline