Zasnąłem, ześlizgnąłem się w czerń pełną niespokojnych słów o przyszłości; miałem nadzieję spać długo. Odespać nocny rytuał, tak pieczołowicie przygotowany.
W istocie, dzisiaj los nie był mi zbyt przychylny. Ktoś zapukał.
Odepchnąłem pachołka, który już zbyt długo grzał mój barłóg. Nie, żeby przeszkadzało mi jego miłe ciepło, jednak miałem złe przeczucie, co do mojego nieproszonego gościa. Czy nie powiedziałem służbie, by nie wpuszczali byle dziadygi czy służki? Nie po to oporządzałem się tak długo w tym klasztorze, by przerywano mi sen.
Zwlokłem się i nałożyłem spodnie, a mój głos wewnętrzny mówił mi, że ten, kto puka, nie jest posłańcem dobrych wiadomości.
Dźwięk żelaza chrzęszczącego na kamiennej posadzce. Paskudna sprawa, pomyślałem. Ledwo zdążyłem włożyć resztę swojego odzienia i maskę dobrotliwego mniszka.
- Witaj, szlachetny panie. Jam jest Julko z Marion, pasowany rycerz w służbie miłościwie nam panującego króla Delagona. Przysyła mnie Wielki Mistrz zacnego Świętego Oficjum. Prosi on szlachetnego pana o natychmiastowe spotkanie. Dam panu czas na przygotowania. Będziemy czekać na dole.
Przyznam, już od dawna podejrzewałem, że Święte Oficjum przyjdzie do mnie. O, jak oczekiwałem ich.
* * *
Ubrany na czarno mnich wyszedł przez dźwierze frontowe, krocząc za ubranym w pełną płytę rycerza. Mimo, że ten służył Inkwizycji, mnich nie czuł lub nie dał poznać, że w istocie się boi. Wyszedłszy na plac przed klasztorem, zaczerpnął w płuca świeżego powietrza, odetchnął. Widać było, że zrobiło mu się lżej, choć nadal nie wiedział, co go czeka - jak nikt, kogo wzywało Inkwizytorium.
* * *
Nie, nie mogłem wiedzieć, co mnie czeka. Któż, kto został zawezwany przez Inkwizycję, mógł wiedzieć? Chociaż najpierw poczułem strach w moim sercu, postarałem się tego nie okazywać, bowiem i doświadczenie uczy, że to odważni rządzą światem.
Zobaczyłem inkwizytora. Widziałem gdzieś tę twarz... Lecz było zbyt wcześnie, a ja za mało spałem, by dojść, gdzie był. Cóż, ostatecznie kręci się tu wielu Inkwizytorów. Od czasu...
O dziwo, obok służby Oficjum zobaczyłem jakichś innych. Wpierw osądziłem, że są to więźniowie, jednak nie zobaczyłem kajdan na ich dłoniach.
Moje rozważania przerwał jeden z nich.
- A oto wasz przewodnik. Pan Nihil Yerpdenn. Pan Gewein von Ausstoher przebywał w okolicy i stwierdził, ze nikt lepiej niż pan nie nadaje się do tej roboty. Nie chce mi się powtarzać, a więc w skrócie.
Sprawa też wkrótce zaczęła się wyjaśniać. Wiedziałem o koneksjach mojego mocodawcy i współpracownika z Inkwizytorium, to prawda, jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, aby szlachcicowi zachciewało się zaprawiać mnie do walki z magusami, tym bardziej, że znał moją prawdziwą naturę.
Żart? Krotochwila? A może intryga, w którą ten chciał mnie wplątać? Albo, co jeszcze bardziej prawdopodobne, coś wymsknęło się z ust podpitego szlachciury, ot, akurat w odpowiednie uszy? Nie inaczej, zamierzałem to sprawdzić. Jednak teraz nie było czasu. Nie z Inkwizycją i nie teraz.
- A więc w tym mieście działa nieznana grupa magów, która porywa ludzi i nieludzi, a następnie prowadzi na nich eksperymenty. Nie mamy pojęcia gdzie są ani kim są. Sukinsyny nieźle się kryją. A więc pan stanie na czele tej grupy najemników, aby wytropić i wypalić to diabelskie nasienie ogniem i mieczem. Nie mamy na temat tej grupy żadnych informacji. Będziecie musieli sami ich poszukać. Wzbudzacie mniejsze podejrzenia niż Inkwizytorzy więc macie większe szanse czegoś się dowiedzieć. A oto szlachetni najemnicy którzy zgodzili się dla nas pracować. Pan William LaVale, Krystian Rodewicz, oraz pan Aramil. * * *
Czarno odziany mnich odczekał chwilę, gdy inkwizytor skończył swoją tyradę. Skłonił głowę, dwornie, ale i nieco uniżenie, jak też należało się odnosić do Świętego Oficjum. Czy zrozumiał coś? Przyjął swoją sakiewkę, nabrał tchu w płuca i przemówił:
- Służba Świętemu Oficjum jest chwalebna, inkwizytorze. Tedy przyjmuję waszą misję...
Nie dokończył. Inkwizycja odeszła, a przez jego usta przebiegło coś na kształt przelotnego uśmiechu.
- A teraz nasza kolej - zaczął. -
Panowie. Mam niewątpliwy zaszczyt powitać was jako moich współpracowników. W każdym razie, przejdźmy do rzeczy. Moje imię słyszeliście, ja wasze też słyszałem. Słyszałem również o tym domu.
Tu zrobił małą pauzę.
- Jak mi wiadomo, inkwizycja i chłopi zrabowali wiele z tego domu. Nie chce mi się grzebać w ruinach, które i tak zostały rozkradzione. Radzę: Rozejrzyjmy się zatem za karczmą i zasięgnijmy tam języka, jeśli już mamy szukać jakichś magów. Gawiedź mówi dużo... Jednak czasem prawdziwie. Ja sam też zamierzam uruchomić moje... Kontakty, by dowiedzieć się czegoś o nich. Czy tak dobrze? Dołączyłbym do was wkrótce w karczmie.
Czekał, przez grzeczność, na odpowiedź.