Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2008, 23:32   #1
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
[Śródziemie] Biała Żmija

Biała Żmija

Prolog - Dziwne wypadki w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem




[MEDIA]http://konrad.grondys.googlepages.com/KopiaRedwoodSidthe.mp3[/MEDIA]


Tedd Butterbur zdawał się mieć minę jeszcze bardziej skwaszoną niźli zsiadłe mleko, które właśnie przelewał z kwaterki do dzbanów by roznieść je klientom. Cóż takiego wprawiało szanownego właściciela "Rozbrykanego Kucyka" w ponury nastrój? Ha! Nie jeden był ku temu powód gdyby tak dobrze się sprawom przypatrzeć. Dla przykładu zalegająca od samego ranka do późnego wieczora gęsta mgła. Wystarczyło wyjść tylko poza obręb gospody by poczuć jej paskudnie zimne, wilgotne dotknięcia. Gdyby tak wyciągnąć dłoń przed siebie to ledwo by palce widać było! Taka to była mgła... Ale jednak nie to dręczyło Tedda Butterbura.
Nie złościł się nawet z powodu małego ruchu w swoim przybytku, do którego owa paskudna mgła doprowadziła. Trudno się wszak dziwić, że przy takiej pogodzie, żaden porządny człowiek ani hobbit nie zjawił się na zwyczajowe, wieczorne małe ciemne. Tedd ponurym spojrzeniem omiótł słabo oświetloną przez nieliczne świece salę (A na cóż to mam palić drogie świece jak gości nie ma ja się pytam?!). Ogień w kominku zdrowo buzował i to właśnie w jego pobliżu rozsiadła się skromna gromadka miejscowych bywalców, którzy mimo mgły trafili do gospody. Poza nimi na sali było jeszcze kilku obcych ludzi o ponurych wejrzeniach, których to pan Butterbur najchętniej by się ze swojego przybytku pozbył, lecz nie mógł tego uczynić bo interes szedł kiepsko i każdy klient był dla niego na wagę złota.
Ale ani kiepsko idący interes ani też szemrana klientela nie martwiły tego wieczora oberżysty. Nie można też rzec, że Tedd Butterbur był w ponurym nastroju bo po prostu był zrzędą. Cóż nie da się ukryć, iż rzeczywiście był zrzędą najwyższej jakości ale to jednak nie to ciążyło mu na sercu.
Po prawdzie to sam imć Butterbur nie wiedział cóż takiego go dręczy. Czuł nielichy niepokój, jakby mu ktoś plecy paskudnym spojrzeniem przewiercał i raz za razem przez to oberżysta oglądał się za siebie. Lecz rzecz jasna niczego za swymi szanownymi plecami nie spostrzegł. Nie tylko właściciel gospody czuł niepokój. Krótkie odwiedziny w stajni (Trzeba sprawdzić czy ten nicpoń Jon wszystkie konie należycie oporządził...) wykazały, że zwierzęta też dziwnie są podenerwowane. Nawet pilnujący stajni Czarcik - jazgotliwy kundelek oberżysty zdawał się ujadać głośniej niż zwykle.
"Strachy strachami, ale robota sama się nie zrobi!" - rzekł sobie w myślach Tedd i ruszył polewać zsiadłe mleko tym z gości, którzy chcieli u niego wieczerzać. Z kuchni niósł się już apetyczny zapach mocno doprawionej ziołami, gęstej ziemniaczanej polewki, a pomocnik oberżysty Jon zwany Nicponiem już roznosił gliniane miski i łyżki...
Jeden z miejscowych zaczął śpiewać zachrypniętym od piwa i dymu fajkowego ziela głosem:
Jest taka knajpa (powiem gdzie,
gdy ktoś mnie pięknie zapyta) -
Taki w niej warzą piwny lek,
Że raz z Księżyca spadł tam człek,
By sobie popić do syta...
Nagle zamilkł w pół słowa, a w koło nie rozległy się zwyczajne przy takiej okazji oklaski. Równocześnie zdał się słyszeć donośny łomot. Tedd Butterbur momentalnie podniósł głowę spoglądając na źródło hałasu. "To ten darmozjad i nicpoń Jon jak nic potłukł kolejną miskę! Już ja mu pokarzę! Dziś pójdzie spać bez kolacji!" Takie to kłębiły się myśli w głowie oberżysty gdy odwracał się w kierunku płowowłosego chłopca, po to by należycie go za potłuczoną w drobiazgi miskę obsztorcować. Lecz wtedy Tedd zauważył, że chłopak nawet nie spostrzegł jego gniewu, ba w ogóle nie zwracał na swego pracodawcę uwagi! Chłopiec z przerażeniem w oczach spoglądał na coś co znajdowało się za Teddem, a nie na samego Tedda. Zanim się jeszcze odwrócił by spojrzeć na źródło tego całego zamieszania dotarło do niego, że w całej sali panuje zupełna, zmącona jedynie trzaskiem ognia w kominku cisza.




Owa cisza wynikała ni mniej ni więcej tylko z pojawienia się starego Erada zwanego przez znajomków Grubasem, który to był na utrzymaniu miasta jako strażnik furty. Postawny i grubokościsty jak zwykł mawiać o sobie Erad mężczyzna był na ogół wesołego usposobienia i często wpadał do Kucyka na jedno lub też dwa piwa (Lecz nigdy więcej, bo przecież służba to służba, mawiał.) Ale tym razem coś było nie tak... Już trupio blada twarz i dygoczące jak w gorączce dłonie powinny dać do myślenia lecz tym co prawdziwie przeraziło znających Erada było to iż biedaczysko osiwiał jak gołąbek.
Butterbur podbiegł w te pędy do strażnika i poprowadził go szybko do jednej z ław. Szybko wokół nich zebrała się gromadka gości.
- Do diaska! Przecież dziś go jeszcze widziałem i miał włosy ciemne! - zawołał ktoś
- Piwa! Piwa mu dajcie! - dodał inny
Tedd machnął na to ręką i przyskoczył za szynkwas i sięgnął głęboko za ladę gdzie trzymał swe najznamienitsze specjały. Wydobył pękaty gąsiorek brandy i polał biednemu Eradowi pełniutka szklanicę w jakich to zwykle podawał ziołowy napar starszym gościom. Erad złapał za szklanicę i nie mało rozlewając w drodze do ust, jednym potężnym łykiem wypił całość nie krzywiąc się przy tym znacznie. Z uznaniem wszyscy pokiwali głowami, w innych okolicznościach taki wyczyn był by omawiany przez długie tygodnie, jednak nie tym razem...
- Mów co tam się dzieje u licha na zewnątrz! - zawołał Butterbur
Strażnik furty począł się kiwać w przód i tył bezwolnie i wyszeptał drżącym ze strachu głosem:
- We mgle... cienie i szepty i... i oczy czerwone oczy i... ON!
Zamilkł nagle a jego słowa w donośny szloch przeszły, gdy skrył twarz w dłoniach. Wszyscy z jeszcze większym przestrachem spoglądać na siebie poczęli bo wszak różne rzeczy można by o Grubasie powiedzieć nie to jednak, że jest człowiekiem strachliwym.
- Trzeba to sprawdzić! - Zawołał Tedd i łapiąc czym prędzej za tęgą miotłę ruszył ku wyjściu z gospody, a za nim poszli co odważniejsi goście
Mgła na zewnątrz nie zrzedła nawet trochę. Wciąż była gęsta jak dobra śmietana, a jej zimne dotknięcia spływały po twarzy lodowatymi kroplami. Ledwo poznając ogarnięte nieprzeniknionym tumanem uliczki ludzie pod przewodnictwem Tedda ruszyli do furty pilnowanej uprzednio przez Erada. Furta była na wpół otwarta. Oberżysta z niejakim wahaniem otworzył ją szerzej i spojrzał na ogarnięty przez upiorny opar świat. Niewiele było widać ale zdawało się wszystkim, że w koło nich we mgle to pojawiają się to znów znikają jakieś sylwetki. Do ich uszu dochodziły strzępki cichych szeptów, niesionych echem we mgle.
- Słyszycie? - wyszeptał jeden z hobbitów, który ruszył za oberżysta, a teraz niepewnie chował się za roślejszymi ludźmi - Coś ku nam jedzie! Z początku zdawało się, że hobbit (czyli imć pan Tunneley) przesłyszał się, ale po chwili wszyscy usłyszeli nadciągający stukot końskich kopyt. Ludzie zbili się w ciaśniejszą gromadkę, a Tedd Butterbur nagle zdał sobie sprawę z tego, że wraz ze swoją miotłą stoi na jej czole.
Przełknął głośno ślinę czując jak pot po plecach mu spływa mimo zimnej mgły i łamiącym się głosem zawołał:
- Stój! Kto idzie?!
Nie było odpowiedzi. Koń i jeździec zbliżali się nieuchronnie...
 

Ostatnio edytowane przez Avaron : 09-06-2008 o 21:33.
Avaron jest offline