Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2008, 23:33   #2
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Elegancki mroczny elf stał z wyrazem twarzy bynajmniej wyrażającym radość. Chociaż i tak niewielu mogło ujrzeć grymas wściekłości na przystojnej, pociągłej twarzy drow'a z powodu ciemnego kapelusza z niezwykle szerokim rondem prawie całkowicie zasłaniającego jego twarz. Oczywiście bardzo uważnie słuchał Veriona, jak by nie mógł ? Stukał poirytowany podbitym stalą, wysokim, czarnym butem o bliżej niezidentyfikowane podłoże. Białe włosy, w przeciwieństwie do jego pobratymców nosił starannie ułożone, a kosmyk opadał mu na twarz zasłaniając lewe oko. Nie przeszkadzało mu to. Nie Ray'giemu. Nie synowi domu Tarayatechi. On widział inaczej niż reszta otaczających go. Oczami umysłu, którego brakło reszcie drużyny. Urodzony manipulator i geniusz, ale co najważniejsze - psionik, poprawił rękawice, idealnie dopasowane do jego płaszcza i tuniki.

Fioletowy arogant. Przeklęty głupiec. Irracjonalny komik. Lubieżny idiota. Bezwstydny demon. Oto cały Verion. Takie stworzenie nie zasługiwało nawet na pogardę - bardziej litość.

Demon. Słowo kluczowe. Słowo, które zawierało nieprzebrany pokład nienawiści jaką darzył pomiot chaosu. Czy to pod postacią Veriona, Astarotha, czy Mistress. Fiolet. Nienawidził wszystkiego co było z nimi związane, a tym bardziej wszystkich, którzy byli z nim związani. Zaraz, zaraz... Czy to aby nie znaczyło, że Ray'gi był dobry ? Nic bardziej mylnego...! Demony zagrażały istnieniu zła wyrafinowanego i szalonego. Szalonego na pewien sposób, który pokazywał jak wielki przynosi ono profit. Zła z gracją, której bezmyślni demoniczni żołnierze nie mogli ogarnąć miniaturowymi umysłami, parodią intelektu.

Czym był jednak Fiolet ? Nie, nie... Postrzeganie Fioletu jako rzeczy materialnej nie jest błędem, ale zawsze mijało się z celem, którym było nazwanie tego fenomenu. Jednak mroczny elf znał odpowiedź na to pytanie. Znał odpowiedź na pytanie, na rozwiązanie którego inni poświęcali życie i dochodzili do niczego...! Fiolet był jest i będzie szaleństwem. Złem nieuleczalnym. Beznadziejnym w samym jego założeniu. Założeniu, które nie istniało. Byli uosobieniem najczystszego zła. Niegodziwi ludzie, czy słynący z brutalności orkowie nie dorastali im do pięt. Nawet lud Ray'giego - złożony z okrutnych, geniuszów nikczemnego procederu nie równał się z nimi. Ten tytuł przypadał właśnie demonom. Bestialskiemu żartowi bogów. Niepokalanej nikczemności. Czyżby...? Ray'gi już długo rozwodził się nad tymi sprawami i za każdym razem dochodził do wniosku, że Fiolet jest fizycznym objawem trucizny, która przeżera serca śmiertelników.

Jak zatem należało z nim walczyć ? Jak można ? Unicestwienie Fioletu nic by nie przyniosło, pojawiał by się na nowo i na nowo. Wiem jak z nimi walczyć, wiem jak go obnażyć i zmieść z powierzchni wszystkich planów. Wiem również, że demony są zaledwie zabawką, instrumentem i narzędziem służącym wykonywaniu brudnej roboty w służbie najprawdziwszych źródeł zła. Nieprzypadkowo kierują nimi potężne istoty. Mistress...! Twój czas nadejdzie !

Z pod kapelusza widać było jedynie rząd pięknych, białych zębów, wykrzywiony w jednym z najperfidniejszych uśmieszków którego Verion, nie mógł nie zauważyć. Zdążył go już znienawidzić, gdy dowiedział się o wrogich zamiarach Ray'giego wobec Mistress. Ten demon był zabawny. Podejrzewał, że był również tyle zabawny, co niezrównoważony psychicznie, ale to nie ujmowało uczucia, które wyzwalał w Ray'gim. Chociaż za samą jego przynależność do Fioletu i służbę Mistress był jego wrogiem z nieukrywanym niezadowoleniem będzie się go musiał kiedyś pozbyć. Tymczasem należało wyzwolić w Verionie jeszcze większe poczucie beznadziei. Do roboty ! Zerwał szybkim ruchem fioletową chustę ze swej szyi i rozkaszlał się w nią ceremonialnie, tylko po to aby przerwać Verionowi. Korzystając z chwili głupiej ciszy jaka zapanowała dał znak, że tamten może kontynuować i jeszcze raz ostrzegawczo kaszlnął, nie dając tamtemu dojść do słowa. Po poczęstowaniu wszystkich kolejnym rozbrajającym uśmiechem, zawiązał chustkę z powrotem na szyi i gdy Verion już zniknął strzelił palcami i rzekł w niezwykle dobrym humorze do ogółu grupy:

- No cóż, skoro wszyscy już na miejscach może poznamy nowych towarzyszy doli, czy nie doli, jak kto woli - tu zachichotał z własnego rymu - i trochę odpoczniemy... Ja jestem za.
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 13-05-2008 o 23:36.
Mijikai jest offline