Kejsi była trzynastoletnią chimerką, wielkości trzynastoletniej dziewczynki. Od ludzkiego dziecka różniła się jednak dość wyraźnie, wielkimi, czarno-białymi kocimi uszami, i długim kocim ogonkiem, czarnym z białą końcówką. Chociaż większość chimer nie nosi ubrania, Kejsi przywykła do białej spódniczki. Na szyi miała obróżkę z materiału, z niewielką torebką w kształcie czterolistnej koniczynki. Nosiła też kolczyki w kształcie złotych dzwoneczków. Długie, niebieskie włosy nosi luźno rozpuszczone.
Po przeżytym wstrząsie Kejsi pozbierała się mozolnie z ziemi, otrzepała się, i poprawiła fryzurę. Z zawstydzeniem stwierdziła, że wypadałoby uprać wreszcie białą sukienkę ubrudzoną miejscami od trawy i ziemi.
- SATCHEEEEEEM!!!
– wrzasnęła radośnie, wyskakując w górę. – SATCHEM, SATCHEM, SATCHEM!!! ŻYJESZ!!!
Lądując błyskawicznie odbiła się od ziemi i rzuciła się Sathemowi w łapki!
- Jesteś! – przytuliła się do niego. – Myślałam, że już nigdy... to znaczy że... o-odszedłeś tak nagle i... myślałam, że nie-nie wrócisz i że... – wyjąkała, zaczerwieniona.
Znienacka cmoknęła Satchema w policzek i znów uściskała go mocno.
- Fajnie, że jesteś, fajnie, fajnie!
Ze zdumieniem zauważyła, że poza znanymi jej osobami był tu ktoś jeszcze, ktoś nowy, ktoś obcy! Z zaciekawieniem przyglądała się im złotymi, kocimi oczami, lecz nie zdążyła się przywitać, gdyż zjawił się Verion – fioletowy pan kulfon, kulfon, kulfon!
- Znowu ty!? Znowu, znowu! – jęknęła płaczliwie. – Gdzie jest Almanakh, gdzie ona jest!? Chciałam z nią porozmawiać!
Verion był raczej nie w sosie, wyraźnie wykonywał zlecone mu zadanie i nie był z tego powodu zadowolony. Mistres... Almena, siostra Almanakh, sprowadziła nas tutaj. Nie pozwoliła mu nas zabić, nie pozwoliła! Dlatego Verion był naburmuszony! Po przemówieniu demon zniknął, pewnie uciekł w te swoje mgły, uciekł, uciekł! Pewnie się boi, że rozprawimy się z nim tak jak z Rithem!
Przez moment chimerka studiowała mapę, która pojawiła się w jej łapkach, lecz przestała kiedy ku jej ogromnemu zdumieniu nieopodal pojawiły się dyndające na gałęzi kiełbaski, kiełbaski, kiełbaski z piekła rodem!!! Kejsi opadła na cztery łapki, wymachując ogonkiem zabawnie podczołgała się w okolice kiełbas, przyglądając się im parodyjnie. Podniosła długi patyk i badawczo poszturchnęła nim jedną kiełbaskę.
- To kiełbaski! – oceniła odkrywczo. – Zwykłe kiełbaski! Chyba!
Odczołgała się czujnie od kiełbas i skupiła się na nowych towarzyszach.
- Heja, jestem Kejsi!
– zwyczajowo z radosnym piskiem przypadła do nowych, turlając się przed nimi na trawie, co było zwyczajowym powitaniem chimer. – Wy też widzieliście Mistres, Almenę, Almenę, Czarną Zorzę!? Byliście w planie mgieł!? Brrrr, okropnie tam, prawda? Okropnie, okropnie, z-zimno i ciemno! – otrzepała się. – Jestem summonancerem! – powiedziała po chwili, chcąc zachęcić nowych do rozmowy.
Wydawali się sympatyczni.
- Światło ofiarowało mi żywioł wody! Z jej pomocą staram się dobrze wypełniać misję, którą powierzyła nam Almanakh! Nie rozumiem, dlaczego Almanakh kocha Veriona, dlaczego pozwala istnieć chaosowi i planowi mgieł, dlaczego!? – poskarżyła się. – Może Verion i Mistres różnią się czymś od innych demonów, a my tego nie wiemy!? Musi być jakiś powód! Almanakh nie wydałaby nas na pastwę demonów, nie, nie, nigdy! Chcę zobaczyć, co z tego wyniknie, chcę iść dalej drogą Światła, tam, gdzie oni mi wskaże! – ogłosiła radośnie. – Wam też Światło dało misję!? Widzieliście Almanakh, albo Lavendera!?
Kiedy Verion zgasił światło, zrobiło się strasznie ciemno. Kejsi skuliła się na ziemi, zwinięta w kłębek i owinięta ogonem. Była w szoku. Jak on to zrobił, jak, jak!? Pstryknięciem palców schował Gwiazdę za horyzont!? A może ta wyspa jest w innym planie astralnym!?
- Jest tak ciemno! – wyjąkała Kejsi.
Jej złote oczy świeciły w mroku.
- Jak myślicie, gdzie jesteśmy!? Czy ta wyspa jest w naszym świecie, w planie materialnym!? Jak Verion zrobił tę sztuczkę z nocą i dniem, jak, jak!? Może te księżyce są nieprawdziwe!?
Kejsi czuła się źle, pozbawiona światła Białej Gwiazdy!
- Może rozpalmy ognisko? – spytała błagalnie.
Uzbierała szybko stosik patyków i pożyczyła od człowieka z krukiem płonącą gałązkę.
Zerknęła na kiełbaski.
- Verion myśli, że będę jeść jego piekielne kiełbasy!? – oburzyła się. – Kulfon, bakłażan! Potem sam powiedział, że wie że ich nie zjemy, może on coś knuje!? Specjalnie nas zniechęcił do tych kiełbasek! Może to dobre, praworządne kiełbaski, prezent od Almanakh albo Lavendera, a on podoczepiał im metki z made in hell i nas nimi nastraszył!?
Kejsi była głodna. Podczołgała się znów czujnie do kiełbasek i wzięła jedną z nich. Potrząsnęła nią zabawnie kilka razy, ale nic się nie stało. Podniosła długi patyk, po dłuższym zastanowieniu nabiła kiełbaskę.
- Nie piszczy, nie ucieka, to chyba zwykła kiełbasa! – mruknęła. – Może nie wybuchnie jeśli ją usmażę! Fajnie, jesteśmy razem, przy ognisku, z piekielnymi kiełbaskami od Kihary Riona! Fajnie, fajnie! – uśmiechnęła się entuzjastycznie.
Usadowiła się przy ognisku, pod drzewem, obok Satchema, Waldorffa i Barbaka, i smażyła kiełbaskę nad ogniem.
- Wiecie, w mieście Ditrojid miał zacząć się akurat wielki turniej, sławny, sławny! – zagadnęła przyjaźnie nowych. – Spotkałam wtedy przyjaciół! Satchema, Waldorffa, Barbaka – wskazywała po kolei wymienianych – Thomasa, Tevonrela, Astarotha i Genghiego, którego już nie ma – dodała z żalem. – Raygi dołączył do nas za to, później, później! Poszliśmy razem na turniej, i wygraliśmy, wygraliśmy! Ale potem trafiliśmy do Świątyni Przybycia, do tej, którą wybudowano w miejscu gdzie zstąpił z Wymiaru Chaosu Verion! W tej świątyni wessał nas dziwny portal i znaleźliśmy się w przyszłości! Tam był też Rith, zły demon, bardzo zły! W tej przyszłości Rith chciał zabić Almanakh, ale zabił Veriona, który ją obronił! Verion umierając opętał Almanakh, więc musieliśmy zniszczyć Ritha, żebyśmy mogli wrócić w przeszłość, gdzie Verion żył a Almanakh nie była opętana!
Kejsi przerwała na moment, spuściła wzrok, rumieniąc się.
- I... i jeszcze... zrobiłam kilka złych rzeczy w tamtej przyszłości – wyzwała z zakłopotaniem. – Nie wiem teraz, czy to już było, czy dopiero będzie! Ale... Ale pokonaliśmy Ritha! – dodała niepewnie. – Barbak, Thomas i Astaroth go zabili, ale walczyliśmy wszyscy! Mnie Rith pokonał – dodała z żalem. – Był za silny, za silny, był strasznym przeciwnikiem! A kiedy mnie spalił, obudziłam się jako drzewo, jako topola! To było straszne! Widziałam spojrzenie Raygiego chciał mnie ściąć, chciał wezwać drwala! – pisnęła. – Najbardziej podobał mi się turniej! Wtedy, niewiadomo dlaczego, to na pewno klątwa Veriona była, kulfon!!! I wtedy zamieniliśmy się ciałami, każdy z drużyny był kimś innym, znaczy w innym ciele, hihi! Ja byłam w ciele Teva! – wskazała na wielkiego rakszasę. – Byłam tygrysem! Byłam strasznie wysoka! Ale omal nie zabiłam się w jego sandałach, bo Tev chodzi w sandałach, a ja nie umiem nosić butów, hihi!
Obejrzała kiełbaskę i ugryzła kawałek.
- Rith był tworem Veriona! Obaj byli kulfonami, złymi, złośliwymi kulfonami! Verion droczył się ze mną, mówił, że zabił Almanakh, że ona nie żyje! A on ją kocha... chyba... Widziałam ich razem, on patrzył na nią tak... tak dziwnie, jak na nikogo innego, tak łagodnie! Martwił się o nią, dbał o nią! A przecież jest demonem, przybył tu z Wymiaru Chaosu, żeby ją zabić! Ale został, kocha ją! To znaczy, że Biel jest silniejsza! – zakrzyknęła tryumfalnie. – Że nawet chaos jej ulega!!! Zawsze tak było i zawsze tak będzie, a Tacy Jak Ja tego dopilnują! – obiecała. – Almanakh jest bardzo dobra! Nawet dla niego! Na pewno jej cierpliwość i dobro złamały zło w Verionie, na pewno! Póki ona jest przy nim, on ma szansę nawrócić się! Może jest inny, może nadchodzi czas demonów, które doceniają Biel!? Może taki był plan Mistres i Veriona, zgładzić stare demony, Ritha, i stworzyć nowy plan mgieł, Nowego Shabranido, oddać nowy chaos w ręce Astarotha, demona z wolną wolą!? – jęknęła odkrywczo.
Wyciągnęła łapki żeby ogrzać się przy ognisku. Gryzła kiełbaskę i czekała, aż nowi towarzysze odezwa się do niej. Była ciekawa, jaki jest ich pogląd na sprawę.