Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2008, 17:10   #2
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Budzik zaryczał gwałtownie przecinając monotonną ciszę. Było punktualnie kwadrans po szóstej. Joanna ziewnęła przeciągle i zaczęła szukać po omacku włącznika nocnej lampki. Po chwili blade światło sączyło się zza zasłony papierowego abażuru. Zerknęła na lampę mrużąc zaspane oczy i skrzywiła się z niesmakiem. Pierwszą rzeczą, na której zawiesiła tego dnia wzrok okazała się plastikowa tandetna pamiątka PRL-owskiego systemu, którą przejęła wraz z całym swoim mieszkaniem wprowadzając się tutaj przed sześciu laty. Taki widok nie napawał optymizmem, przypominał raczej że zewsząd zalewa ją bezkształtna masa chałtury i kiczu. To wszystko wysysało z niej stopniowo siły witalne. To wina tego parszywego środowiska. Tego mieszkania, tego miasta, tych wiecznie nieszczęśliwych ludzi, którzy snują się po ulicach jak szczury.

Na dworze wciąż panował mrok. Listopad jest pod tym względem miesiącem wyjątkowo nieprzyjaznym. Słońce wstaje późno za to złośliwie zachodzi bardzo wcześnie rezerwując dla większości doby ponure, osnute ciemnością niebo. Twardy materac zaskrzypiał gdy uniosła się na łokciach i rozejrzała wciąż nieprzytomnie po pokoju. Ujrzała to samo ponure wnętrze co wczoraj kiedy usypiała wykończona po całym dniu pracy. Przez te wszystkie lata odkąd tu zamieszkała nie wymieniła ani jednego mebla, nie przeprowadziła choćby śladu remontu aby nadać temu miejscu nieco bardziej przytulny charakter. Jakby nadal uważała, że to tylko przejściowe lokum. Tylko dopóki nie znajdzie niczego lepszego. Ale jak mogła pozwolić sobie na coś bardziej komfortowego? Gdyby jej zeznanie podatkowe miało głos wykrzyczałoby jej dobitnie, że nie stać jej nawet na takie luksusy jak trzynastoletni Volkswagen Golf stojący pod tą nędzną przedwojenną kamienicą. Mogła od czasu do czasu zaszaleć i kupić sobie eleganckie drogie buty ale gdyby zaczęła niepotrzebnie szastać pieniędzmi niechybnie zwróciłaby tym czyjąś uwagę. A tego stanowczo nie miała w planach. Grunt to wtapiać się w tło, nie rzucać w oczy, sprawiać wiarygodne pozory osoby przeciętnej i nieciekawej. Nie cierpiała tej zniszczałej dusznej kawalerki jednak przez te sześć lat nie zdecydowała się na przeprowadzkę. Może niebawem – pomyślała, ale była to tylko kolejna mrzonka, obietnica bez pokrycia jakie od czasu do czasu deklarowała aby zwyczajnie poprawić sobie humor.

Leżała jeszcze jakiś czas w bezruchu i naciągnęła kołdrę na głowę. Chciała podarować sobie kilka dodatkowych minut wytchnienia zanim rzuci się jak co dzień w wir obowiązków. Powieki zaczęły jednak się lepić i nie wiadomo kiedy znów zapadła w drzemkę.

Niespokojnie poderwała ciało do pionu. Zerknęła na bezlitosną tarcze budzika, która wskazywała dziesiątą. Powinna być już w pracy tymczasem siedzi w łóżku nadal w piżamie. Istna katastrofa!
Jednym susem zeskoczyła z pościeli i pognała do łazienki. Kiedy bose stopy zetknęły się z zimną powierzchnią płytek po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Na dodatek uświadomiła sobie, że mieszkanie jest stanowczo zbyt wyziębione. Na dworze panował dokuczliwy chłód a jej grzejniki w przypływie nielojalności postanowiły dziś zastrajkować. A przecież wczoraj jeszcze działały bez zarzutu. Fatum jakieś?

Rozsierdzona syknęła przez zęby:
- Cholera jasna! Szlag by to wszystko trafił! - Joanna rzadko przeklinała i prawie nigdy nie podnosiła głosu ale dziś pozwoliła sobie na delikatne ustępstwa aby wyładować falę złości.

Nie należała do osób spontanicznych i żywiołowych. Lubiła mieć wszystko spokojnie skalkulowane i przygotowane. Dlatego tak bardzo starała się wszystko robić na czas. Nie szanowała osób, które mają w zwyczaju się spóźniać dlatego sama bardzo dbała by być punktualna. Ale najwyraźniej dzisiejszego dnia los postanowił być dla niej wyjątkowo mało pobłażliwy.

W łazience chciała się spieszyć ale pewne przyzwyczajenia były zbyt silne aby z nimi walczyć. Myjąc zęby wzrok miała wciąż utkwiony w zegarku na ręce i obserwowała miarowy ruch wskazówek jakby mogła tym jakoś je ponaglić. Mimo to szczotkowała zęby dokładnie trzy minuty, jak zwykła to robić każdego dnia. To samo tyczyło się posłania łóżka i filiżanki czarnej kawy. Zrezygnowała za to ze śniadania żeby nie opóźniać w nieskończoność wyjścia z domu.

Otworzyła później szafę i wpatrywała się przez dłuższą chwilę w idealną konstrukcję rzędu ubrań ułożonych precyzyjnie w kostkę. Wybrała losowo kilka rzeczy i włożyła pośpiesznie. Spodnie i bluzkę w odcieniach szarości i czerni. Wciągnęła na nogi wypolerowane na błysk wysokie kozaki w wojskowym stylu i otuliła się szczelnie gustownym płaszczem z wielbłądziej wełny. Kupiła go w zeszłym roku na wyprzedaży w drogim włoskim sklepie. Wydała na niego nie małą sumkę ale wyjątkowo wpadł jej w oko. Joanna nad wyraz ceniła sobie klasyczne kroje ubrań w stonowanych przygaszonych kolorach. Pogardzała za to modnymi kobiecymi kolekcjami czy choćby butami na wysokich obcasach. Dlaczego u diabła miałaby narażać swoje życie balansując na dziesięciocentymetrowych szpilkach w imię jakiś płytkich wartości jak moda czy dobry gust? Zresztą, dzisiejsze trendy pozostawiał wiele do życzenia. Pstrokate wzory, jaskrawe kolory i szpetne falbany. Zaczęła zauważać tendencję, że im bardziej kobieta przypomina papugę tym wyżej stawia ją to w hierarchii atrakcyjności. Cóż, chyba po prostu przyszło jej żyć w takich perfidnych czasach.

Wyszła na klatkę. Kiedy mocowała się ze starym zamkiem po schodach zwlekał się właśnie jej sąsiad zajmujący mieszkanie tuż nad jej własnym. Wyglądał na mocno zaspanego, dodatkowo podkrążone, czerwone oczy zdradzały ślady wczorajszej libacji. No tak, studenci. Nic tylko piją i się bawią – pomyślała po części zazdrośnie, po części pogardliwie.

Chłopak był ubrany jedynie w czerwony, rozchełstany szlafrok i dźwigał spory worek na śmieci zarzucony na plecy. Wyglądał jakoś groteskowo. Mimowolnie na jej twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. „Jak pastisz świętego Mikołaja, która obudził się w bożonarodzeniowy poranek z potwornym kacem i zapomniał gdzie zaparkował sanie z reniferami.” - pomyślała.
Chłopak dogonił ją na półpiętrze uśmiechnął się nieśmiało i zagadnął:
- Część. Tak sobie myślałem, że... może wyskoczylibyśmy dziś na kawę?

Odkąd pamiętała sąsiad ów składał jej takie propozycje regularnie, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Podobnie jak co niektórzy stali klienci antykwariatu a czasem również nieznajomi na ulicy. Ludzie mówili jej wielokrotnie, że jest piękną dziewczyną ale ona nigdy nie przywiązywała do tego faktu szczególnej wagi. Matka powtarzała jej na okrągło: „Dziecko, z twoją niebanalną urodą mogłabyś zostać aktorką albo modelką. Przynajmniej zarabiałbyś godziwe pieniądze. A ty jak na złość tkwisz tylko w tych książkach.”

- Obawiam się że dziś nie dam rady, jestem strasznie zajęta. - Odparła mu zakłopotana i wybiegła z klatki nie oglądając się nawet za siebie.

Nie lubiła rzucać się w oczy mimo to mężczyźni często wodzili za nią wzrokiem. Choć nie była szczególnie zadbana ani nie nosiła się modnie jej uroda nic na tym nie traciła. Może nawet podkreślała jakąś wyniosłość i niedostępność. Strzelista, smukła sylwetka i wysoko uniesiony podbródek sprawiały że wyglądała posągowo a niepospolite rysy twarzy przykuwały zaciekawione spojrzenia. Duże szare oczy, nienaturalnie długie, zupełnie jak u lalki rzęsy, pełne wargi i krótko schludnie przystrzyżone włosy iście jak z katalogu fryzjerskiego.

Na dworze uderzył ją szczypiący mróz. Prawdę mówiąc uwielbiała zimę. Mogła wtedy owinąć się szczelnie połami grubego płaszcza, postawić wysoko kołnierz i skryć twarz za szalikiem. Czuła się wtedy niewidzialna. Bezpieczna i anonimowa.

Na parkingu dostrzegła swojego przeżartego rdzą, sfatygowanego Golfa. Męczyła się jakiś czas ze stacyjką ale silnik nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Spróbowała jeszcze kilka razy ale w końcu pokłady jej cierpliwości zaczęły się na ten dzień wyczerpywać.
- Stary gracie, ostrzegam cię, jeśli zaraz nie zapalisz sprzedam cię na części albo jeszcze lepiej zezłomuję – wycedziła przez zęby śmiertelnie poważnym tonem. W ostatnim zrywie nadziej jeszcze raz przekręciła kluczyk, nic się jednak nie wydarzyło. Silnik zdawał się równie martwy co rezydenci okolicznego cmentarza.

Wyciągnęła z torebki komórkę i wybrała numer zaznajomionego warsztatu. Zdążyła już przywyknąć do kaprysów swojej „limuzyny” więc w normalnych okolicznościach nie przejęłaby się całą sprawą aż tak bardzo. Ale dzisiejszy dzień odbiegał znacznie od normy. Była mocno spóźniona, kaloryfery przestały grzać i jeszcze samochód postanowił się zbuntować. Przeklęty pech wyraźnie upatrzył sobie ją dziś jako ofiarę osobistej vendetty.

Czekała kolejne czterdzieści minut aż przyjechali panowie z lawetą. Oddała im kluczyki i umówiła się na telefon. Obiecali dać znać kiedy zorientują się w przyczynie usterki. Może to tylko akumulator siadł z powodu ataków mrozu ale równie dobrze mogło to być coś zupełnie innego. W tej starej ruinie na kółkach wysiadało ostatnio wszystko, zupełnie jak w sędziwym organizmie, gdzie byle jaka choroba pociąga za sobą niewydolność kolejnych organów. Mogło to oznaczać dla jej auta tylko jedno. Jego nieuchronny zgon.

Zastanawiała się przez chwilę co dalej robić. Była całkiem przemarznięta i mocno poirytowana. Niewątpliwie naprawa nadszarpnie jej budżet. W domu trzymała niewiele oszczędności, głównie z tego powodu, że jej codzienne potrzeby były niewielkie. Teraz jednak zrobi najlepiej jeśli uda się do banku i wypłaci trochę gotówki.

Jak mogła się spodziewać autobus przyjechał spóźniony. W środku panował tłok graniczący z przesadą. Przepchnęła się do rogu na tyłach pojazdu z nosem prawie przyklejonym do szyby. Wyglądała przez okno i obserwowała w milczeniu ten miejski splin. Szare ulice, samochody uwięzione w korkach, zniecierpliwieni kierowcy, osowiali przechodnie. Blade, zmęczone ludzkie twarze przemykały jej przed oczami pogłębiając w niej uczucie apatii.

Gdy dotarła do banku było już południe. Ustawiła się potulnie na samym końcu kolejki. Przez chwilę lustrowała twarze zgromadzonych w środku ludzi ale wreszcie spuściła wzrok i wpatrywała się po prostu w czubki własnych butów. Czas mijał a Joanna czekała na swoją kolej.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 14-05-2008 o 17:27.
liliel jest offline