Wśród ludzi przy ogniu, ale jednak jakby trochę na uboczu – ot, bardziej w tył wysunięty – siedział na zydlu chudy mężczyzna. Drzemał, wyciągnąwszy do światła tylko długie nogi, jakby chciał pochwalić się przed światem obuwiem. I rzeczywiście, choć buty owe same w sobie nie zasługiwały może na jakąś szczególną uwagę, to grube zelówki, niezbite obcasy i przednia skóra pasować do postrzępionych nogawek za nic nie chciały. Gdyby kto sięgnął wzrokiem dalej – choć widok zbyt frapujący nie był – to po ciemnych płóciennych spodniach, noszących ślady długiego i intensywnego używania – trafiłby na rozchełstaną, równie wysłużoną, szarą koszulę i założone na szerokiej, kosmatej piersi ręce. Że zydel był niski, to prawie do ziemi zwisały z chudych, przygarbionych ramion, poły bezlitośnie powycieranej kurtki z wyprawionej na ciemny brąz skóry. A gdyby ów ciekawski ktoś, niezrażony tym co zobaczył, nie odwrócił wzroku, lecz przesunął dalej, dostrzegłby może w półmroku paskudną szramę znad lewego oka, między gęstymi brwiami, pod prawym okiem i przez zapadnięty i pokryty kilkudniową szczeciną policzek oraz kilka jasnych kosmyków, które wymknęły się trzymającemu resztę z tyłu rzemykowi i zwisały przy twarzy. A może spotkałby akurat ponure spojrzenie szarych oczu, przeglądających od czasu do czasu spod przymkniętych powiek klientelę w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby postawić kolejkę czy to dziś z własnej woli i dobroci, czy to jutro dopiero... Jest taka knajpa? Ciekawe gdzie?
Chyba nie tutaj, człowiecze...
Otwórzże oczy, rozejrzyj się...
Chyba że Butterbur tylko mnie
Leje co z kuśki mu ciecze...
Nie ruszył się na łoskot, ani na wejście starego Erada. Tylko oczy szerzej otworzył i skrzywił się lekko. Heh, Grubasie, chyba własna żonka Cię wreszcie znalazła... Albo przytrzasnąłeś sobie wichajster w bramie... tak zsiwiałeś...
...
Taki on, mnie półkwaterkę liczy, jakby beczkę całą, a Grubasowi hojnie leje... Ale pod krechę pewnie zapisze, Butterburem by nie był...
Idźcie, idźcie... mnie tu lepiej będzie...
Skoro co odważniejsi – i co głupsi – pod wodzą Butterbura opuścili karczmę i zniknęli we mgle, podniósł się, najwyraźniej zamieszaniem obudzony, w zadek podrapał i ruszył do szynkwasu, wciąż kuląc szerokie barki tak, że wydawał się mniejszy...
Ostatnio edytowane przez Betterman : 15-05-2008 o 14:49.
|