Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2008, 15:24   #8
Pan Starosta
 
Reputacja: 1 Pan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znanyPan Starosta wkrótce będzie znany
Azali prawda to że Pan Błażej z kompanem Pawłem Żebrowskim już niedaleko od Krakowa, ale jako w samey stolicey sprawy się mają warto by sprawdzić.


.
.
.


Kraków co każdy wiedzieć musi stolica to Rzeczpospolitej, a i najwspanialsze miasto na świecie, a mnie jako nikomu innemu można w tej materiy dawać wiarę, bom stale za młodu w podróżey bywał i siłę przepychu i wykwintu widziałem, a wszystko to przy naszyj stolicey zdaje się jeno chudą przygrywką.

Życia mało żeby wszystkie wyborności wspomnieć, a wspaniałości żadnyj nie pominąć.

Co tylko można sobie umyślić to tutaj na pewno się znajdzie, a i do gospody wstąpiwszy- których tu bez liku na każdej ulicy znajdziesz- można o wiele więcyj niż żeś szukał znaleźć…
Jako to niejaki Michał Polenko, któren z karczmy łeb potrzaskany wyniósł, ot! zabawa.

Ale, ostawmy Polenkę, bo jego dziurawy łeb nam do niczego nie przydatny.

Pan Jacek wjechał za mury miasta od strony północnyj, to jest, ode traktu któren na Kleparz wiedzie…a co to Kleparz?

Jak kto kiep to wiedział nie będzie…a dla takich jedna tylko rada, lepij na kołku szablę odwiesić i do jakiego kolegium się udać, co by u jezuitów żakowski surdut przybrać, bo kto szlachcicem się mieni temu oleum we łbie potrzebne, i basta!

Takoż jeszcze dobrze nie południe a już tłumy na ulice wyległy nieprzebrane, wielkie rzesze przeróżnych ludzi, a najczęściej plebsu i pospólstwa- którego pełno po klepaskich ulicach- jedni sprzedają jakoweś towarum, inni zaś jak co im potrzebne to kupują, a wszyscy przy tem wrzaski z siebie wydają i pokrzywiwania gwar przy tem czyniąc, a nie rzadko i grubymi przekleństwami się obrzucają, gdy któremu tranzakcyjum się nie uwidzi.
A jakich to języków sprośnych, a obcych można się na Kleparzu bawiąc nasłuchać, ino ucha dobrze nadstawić, a już i tatary i Wołosi i żydy i Ormiany i Turkowie bisurmańce, wszystkie chyba narody można tam posłyszeć.

Zaiste ciekawe to wielce tematum, ale wróćmy do Pana Jacka…

Któren mijał właśnie bramę, gdy jakowyś żebrak, których to wielu po Kleparzu łazi, Pana Jacka wypatrzył.
Pan Jacek zamyślon, wysoko na końskim grzebcie to i w pierwszyi chwili zawodzenia żebraczego nie posłyszał, ale prostak widać zanadto rozbestwion przez dobroduszność podróżnych wykoncypował sobie co by Pana Jacka za nogawicę hajdawerów pochwycić i tym jego uwagę na swojej parszywey osobie skupić.
Jak w kaprawym łbie umyślił tak uczynił, i dalej w lamet, i płacz wszczynać począł nad swoim losem, co by serce, a i kieszeń szlachcica rozmiękczyć.

Tako dziwne mu się wydało że na to dictum żebracze żadnego responsu nie otrzymał, zdziwiony zaraz do góry spogląda usta rozwiera żeby coś rzec i na wzrok Pana Jacka natrafił.
Co tu gadać dużo, to jakby gdzie w ciemnym gąszczu zając wilcze ślepia ujrzał.

Haha! zając czy nie zając, ale krotochwilum się uczyniło nie małe!...bo to w tej samej chwili żebrak z chamską łapą odstąpił, pobladł jakoby samej śmierć w oczy spojrzał i dalej nogi za pas! Jak piorunem uderzon między ludzi skoczył, kulasy co je do podpierania nosił pogubił i na koniec w pysk wziął od jakowego łyka, którego uciekając potrącił …haha! To ci szopka!...

…ale ad rem- to znaczy, do rzeczy.

Pan Jacek dawno tylu ludzi w kupie nie widział, no, może ino gdy w pole do bitwy wyjeżdżał, ale żeby w mieście?...Oj, zrobił na nim ten kolorowy gwarny tłum niemałe wrażenie.

Jechał tak przez chwilę, chłonąc arcymiłe powonieniu aromatum smażonej kiełbasy, które poczęło dobywać się od straganów, gdzie przekupki osobliwe niemieckie grillum rozstawiły…
Wiercił ten zapach nozdrza okrutnie, a jeszcze okrutniej żołądek, którego samo tylko aromatum nie jest w stanie napełnić.
Kiedy to Pan Jacek zjadł ostatnio choćby łyżkę ciepłey strawy?...chyba sam tego nie pamięta.

Po chwili spomiędzy ław oddzielających stragany wydobył się człowiek, któren jeno tym szczegółem odróżniał się od zebraney wokół straganu hałastry, że wyszełszy na ulicę począł machać w kierunku Pana Jacka.
Gdy tylko spostrzegł iż szlachcic go zauważył, podbiegł natychmiast, ukłonił się uchylając futrzanej czapki, którą miał naciągniętą na poznaczonym bliznami łbie i rzecze:

- Witom jaśnie pana- ponownie się pokłonił, tym razem niżej niż poprzednio.
Widza że jaśnie pan dopiro przyjechali, to eee… pewnikiem potrzebujo przewodnika- spojrzał pytającym wzrokiem na Pana Jacka.

.
.
.
 
Pan Starosta jest offline