Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2008, 00:20   #4
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ech, drogi Marek, teraz mógłby do nocy prawić o morzu. Marcjan pokręcił głową nad gadulstwem przyjaciela, po czym opuścił wzrok na swój, zanurzony w wodzie, brzuch. Na próbę wciągnął go, spróbował napiąć mięśnie. Ano, miększy jestem niż za dawnych lat. Brzuch się zaokrąglił, mięśnie zmiękły. Ale nie jest chyba tak źle. Podniósł lewe ramię, przypominające małego wieloryba i chlanpnął wodą przed siebie.
- Oj, Tuliuszu, gdybyś wiedział co potrafi dziać się w Konstantynopolu, nie gadałbyś o adrenalinie- mruknął pod nosem.
- Co?- Marek o dziwo wyrwał się ze swojego monologu- mówiłeś coś do mnie?
- Nie, nie, tak do siebie gadam. Ale powiem Ci, że za jakiś czas chętnie zabiorę się na jeden z rejsów Argo. Odpocznę, zobaczę jak mój syn radzi sobie w terenie, a miasto może beze mnie nie upadnie.
- Oj tak, chłopak nadaje się na Twojego następcę! - widać było, że żeglarz mówi ze szczerą sympatią- trzeba było go widzieć jak targował się z tym Turkiem w Palestynie! A jak płynęliśmy na Krym...
Marcjan sięgnął poza krawędź basenu, po stojący tam puchar wina. Gdy unosił go do ust, przypomniał sobie podobną scenę sprzed trzech dni...

***

Kupiec uniósł trzymany w ręku puchar z winem i zajrzał w ciemno czerwoną toń. Miał już trochę dość tej uczty, a człowiek, którego chciał tu spotkać, nadal się nie pojawił.
-I co powiesz, Kappalini? - trącił go łokciem stojący obok kupiec- To chyba dobra transakcja?
-Niewątpliwie, drogi Juliuszu- transakcja była daleka od bycia “dobrą”, ale towarzystwo tego człowieka tymczasowo chroniło Marcjana od podchodów wpływowych matron, wśród których rozeszła się plotka, że bogaty, szybko zyskujący kupiec zaczął rozglądać się za żoną. Na litość boską, kto tą pogłoskę rozpuścił!? Poprawił wolną ręką bogatą szatę, w którą był ubrany, rozejrzał się po sali i uśmiechnął się.
-Juliuszu, mam złą wiadomość dla twojego transportu bursztynu- klepnął towarzysza w ramię i wskazał mężczyznę, który właśnie wszedł na salę. Był wysoki, miał arystokratyczne rysy, wyraźnie pokazujące, że jego ród wywodzi się prosto z Rzymu. Towarzyszyło mu dwóch rosłych blondynów- przybyszów z mroźnej północy.

***

-Prawda, stary pryku?- Marcjan wrócił do pełnej gorącej wody rzeczywistości, gdy Marek zauważył, że myślami jest daleko. Kapitan mógł być gadułą, ale wymagał minimum uwagi od słuchaczy- No, co tak zaprząta twoje myśli? Coś nie tak na mieście?
-W pewnym sensie. W każdym razie, miałem ciężkie przeżycia ostatnio. Długa historia...
Gdy razem z Antoniuszem, jednym z ważniejszych zaopatrzeniowców armii, oraz dwoma Waregami weszli do ustronnego pokoju, sprawy obrały zły obrót. Negocjacje szły kiepsko, dość powiedzieć, że po kwadransie roślejszy z barbarzyńców trzymał Kappaliniego za gardło i próbował unieść jego masywną postać. W tym momencie Marcjan poczuł nagły przypływ pewności siebie. Spojrzał wojownikowi w oczy, wrzasnął i... po chwili obaj dzielni przybysze spełniali rozkazy kupca, jakby był wcieleniem któregoś z ich dzikich bogów. Szlachetny Antoniusz też patrzył na niego inaczej. Nie do końca wiedział, jak to się stało, ale wykorzystał sytuację do końca. Dogadali się co do dostaw żywności dla kontyngentu najemników, który stacjonował niedaleko miasta, a potem jeden z Waregów opuścił bal razem z kupcem.
-Naprawdę nie wiem, co mnie opętało, Marku. Czułem, że mogę zrobić wszystko, a ten wiking też zachowywał się tak, jakby nie miał co do tego wątpliwości. Poszedłem z nim do kwatery jego ludzi, trochę popiliśmy. Musieli być zadziwieni, że jakiś mieszkaniec Konstantynopola jest w stanie im dorównać. Ale w końcu na ułomka nie trafiło. A ja cały czas gadałem, opowiadałem im o różnych niegodziwych kupcach mieszkających w okolicy i..
-Stop! Nie kończ tej historii, pozwól mi zgadnąć. Wróciłem do miasta wczoraj, ale słyszałem już to i owo. Na przykład to, że grupa pijanych barbarzyńców rozniosła tamtej nocy sklep jednego z Twoich głównych konkurentów.
Marcjan wybuchł głośnym śmiechem.
-No przecież nie podejrzewasz mnie chyba o takie świństwo?
-To nie podejrzenia, to pewność- Marek śmiał się razem z nim, po czym obaj łyknęli solidnie ze swoich pucharów- cofam to, co mówiłem, wcale nie zmieniłeś się tak bardzo! Za dawne dobre czasy!
Wznieśli puchary do toastu i stuknęli się nimi z całej siły.
 
Wojnar jest offline