Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2008, 15:02   #147
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Droga na Wraże Uroczysku
Jechali gwarnie i głośno, choć starych tu żołnierzy i porządek panował nie piękna była pogoda, zupełnie nie jakby koniec marca, a maj. Droga wiodła między polami nie wzrosłymi jeszcze, ale zazielenionymi już mocno. Ptaszyny ćwierkały, drzewa pierwszymi listkami obsypane, wypadu ludzi Rożyńskiego się nie bano, zdało się że w gości jadą, na chrzciny, nie wyprawę wojenną przepijano do siebie tedy gęsto.

Pan Leszczyński wypytywał o pana Bełzeckiego

- Bełżecki jawi się jako prawy i wielki patriota z tegom co słyszę

- Waść prawdę mówisz, że to wielki patriota, teraz wielki prawa obrońca prawa, ale drzewiej ho ho... róznie bywało -
przytaknęli mu też inni.
- Widzisz asan u nas to różnie bywa. Raz prawem, raz lewem swoich praw dochodzić trzeba. A Bełzeckiemu jako innym też różnie bywało. Ale miał komiltona, starego Niewiarowskiego świeć Panie nad jego duszą.

Świeć, świeć -
przytaknęło kilku.

- A wiesz waszeć kto to był stary Niewiarowski ? Nie wiesz boś młody i nie z tych stron. Toć on na cały powiat, ba województwo sławny był. Nie było szabli nad niego, a fantazję do tego miał wielką. Staroście pod nosem w karczmie siedział, wino pił, a Starosta jeno zębami zgrzytał, a bał się go brać. Było tak ?

Było, było -
rozległy się potakiwania

- Nie ten Starosta rzecz jasna, poprzedni, a on tez był różny człek jeśli wiesz waść co mam na myśli. No i tak hulali Bełzecki z Niewiaromskim. Potem Bełzecki spadek wziął i ustatkował się, a że co prawda w szabli druhowi nie dorównywał, pomyślunkiem i zmyślnością przewyższał. Tak doszli razem do majątków. Bełzecki w dostojniki poszedł, a Niewiarowski Bobrowniki wziął. Dalej druhami byli aż coś się popsuło między nimi i krzywi na siebie zaczęli być. No i wtedy Bełzecki po Ligęzę posłał infamisa sławnego co z kraju uchodzić musiał. A dalej to już waszeć wiesz...


- Mogło to być aby Ligęza w ciemne sprawki był wmieszany? Ponoć to infamis i to jakich mało, ale czy honor szlachecki chociaż mu pozostał?
Pytał pan Leszczyński

- Nie powiem waści, bom nie ksiądz, a kropić wodą Ligęzy nie będę, ale coś na rzeczy może być. Czy honor pozostał ? Daj Boże by nasza szlachta tyle go miał co ten infamis. A człek do tego wykształcony, rozumny, nieraz biedzie innych potrafi zaradzić. Dziwny on, bo w nim dobro ze złem wymieszane, ale mówią, że i Diabłu na szable by stanął i za nic by go miał. Czy charakternik ? Bardzo możliwe. Mógł na złość całemu światu i duszę zatracić, ot tak dla fantazji. Różnie o tym mówią, ale panu Wolskiemu nie raz się wymykał z takich zasadzek... Ale o takich sprawach lepiej nie mówić nawet w dzień, bo czart wszystko słyszy.

Słyszy, słyszy..
potaknięto.


Zgoła inną rozmowę toczyli pan Niewiarowski i Ankwicz.

- Komenda rzecz jasna przy panu Staroście będzie choc pewnie pana Michicza chętnie posłucha i paru znaczniejszych dawnych żołnierzów.
Ech lat temu dziesięć było jakem na wojnę ruszał tak samo smark niedorosły.

Nagle zamyśli się jakoś widać wspomnienia go naszły.

- Waszeć Ją widział ? - spytał zmienionym głosem, ale nie czekał odpowiedzi - staliśmy wtedy w kilka tysięcy i czekaliśmy aż z carem Dymitrem do obozu przyjedzie. Kolasę miała bogatą, rycerstwo w najlepszych zbrojach stało, pan Potocki jak młody bóg, a ona wysiadła w sukni pięknej, ale skromnej i wtedy wszystko zagasło, ludzie, zbroje wodzowie, a jaśniała tylko ona.

- Boże, Boże -
jęknął opierając się o koński kark, oddalili się tez nieco od kawalkady - mówię waści jakby sztylet w serce wrazili.
Potem wiesz waść jako było, zdrada bojarska, smierć Dymitra, Ona w więzieniu. A ja w boju tyle lat bez Jej widoku. Nadszedł czas wymiany jeńców. Mówiono nam, że Dymitr ocalał cudem, uszedl. Więc znowu pod jej rozkazy... Jakem ujrzał tego ŁżeDymtra i Ją przy nim teraz zgasłą, zrozpaczoną, ale dumną wiedziałem że nieszczęście blisko.
I stało się, zostali przy niej tylko Zarucki z Kozami i my, kilkudziesięciu młodych dobrej szlachty, psami Jej nas nazywano, oklinano, nic to nam było...
- Musiałem ją opuścić, kijem by mnie nie odpędziła, ale musiałem dla Jej ratowania. Chciała wywiazć to na czarną godzinę. Poszło nas kilkunastu z jednym wozem tylko daleko w droge pod granicę. Dojechaliśmy, rozkaz spełniliśmy.
Jak wracaliśmy Moskwa nas otoczyła, broniliśmy się, aż prosić poczeli byśmy się w niewolę zdali, nikt nie słuchał. Potem już tylko prosili, żeby parol dać, że z nimi walczyc nie będziemy wolno puszczą, my nic. Bić się z nami juz nie chcieli bo trupów wał nas otaczał. Ale musieli batiuszka im kazał. Mnie rannego, nieprzytomnego z pola wzieli. Traktowali dobrze, nie powiem, domyślali się z czym jechaliśmy, ale ja ich nie widziałem, nie słyszałem. Pomyśleli żem zwariował. Puścili.
Byłem i taki, aż usłyszałem, że ona nie zgineła, a w Astrachaniu siedzi uwięziona. Myślałem wrócę przywiozę, wysypię im pod nogi puszczą ją.
Po drodze znów mnie uwięzili, alem uciekł, wróciłem, a tu... -
chciał coś rzec , ale głos mu się załamał, zamilkł. Po chwili podjął wątek.
- Nie wiem co się stało..nie...ma... on nie żyje, kto go zabił , komuś powiedział ? Nie wiadomo, nie odkryli a rok minął.

- A cóż to waszmościowie tak z tyłu ? Poganiaj, poganiaj, niedługo w droge na Uroczysko skręcimy, a tam nawet samotrzeć zle jechać -
dobiegło od czoła.
Koń chrapnął za nimi. Obejrzeli się. To pan Michicz odstał też od oddziału, nie wiadomo czy modlić sie może nie został, by w samotności spokój mieć. Słyszał, nie słyszał ? Zrozumiał, nie zrozumiał ? Nie wiedzieli.

Pogonili koni.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-05-2008 o 15:40.
Arango jest offline