Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2008, 15:09   #4
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kłopoty pojawiają się najczęściej właśnie wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewamy. I to z reguły nagle. Kiedy cały plan wydaje się dopracowany i dopięty na ostatni guzik.
Wyruszyła w drogę jeszcze przed świtem, aby dotrzeć do jaru, zrobić, co miała do zrobienia i wrócić o bezpiecznej porze dnia do domu. Wprawdzie ten Krąg wydawał się dobrze zabezpieczony, lecz zawsze coś mogło zakłócić kruchą równowagę. Odwiedzała wiec to Miejsce regularnie i z uwagą sprawdzała stan zarówno samego jeziorka, jak i najbliższej okolicy. Wszystko wyglądało idealnie. Pozostało jedynie dopełnić ceremonii.
Zsunęła szybko ubranie i weszła pod strugę rozpryskującego się na skałach małego wodospadu. Pisnęła i zaśmiała się histerycznie w reakcji na szok termiczny. Stała chwilę, pozwalając się obmywać lodowatej wodzie. Potem wskoczyła do jeziorka i wolno podpłynęła do skały wychylającej nad powierzchnię falującej tafli. Lubiła całą tę, przez większość Sióstr uważaną za całkowicie zbędną, oprawę. Wprowadzała ją w stan metafizycznego uniesienia i poczucia wyjątkowości swojego powołania. Stanęła na skale i rozpoczęła pieśń, uśmiechając się z satysfakcją. Żałowała troszkę, że nikt jej teraz nie może zobaczyć.
Skupiła się przymykając powieki i poważniejąc. Czuła, jak wiszący na jej piersi medalion Czwórjedynej rozgrzewa się i drży lekko. Woda u jej stóp zaczęła bulgotać, tworzyć wiry i uwalniać bąbelki powietrza, jak gdyby ktoś rozpalił pod dnem sadzawki wielki ogień. Omiotła myślą całą okolicę, rozkoszując się świadomością obecności tysięcy krzątających się tam żywych istot. Widziała je, jak poruszające się w szarości świetliki. Jak migoczące na niebie gwiazdy o najrozmaitszych odcieniach srebra i natężeniu blasku.
Zamarła.
Jedno było inne. Wrzenie wody u jej stóp ustało w jednej chwili. TO zbliżało sie od południa. Było obce. Inteligentne i obce. Zsunęła się z powrotem w toń i kilkoma mocnymi ruchami ramion dotarła do brzegu. Ubrała się szybko, wycisnęła włosy i chwyciwszy cały swój dobytek i broń zniknęła w cieniu, po przeciwnym do zbliżającego się intruza brzegu jeziora. Obserwowała, wyczulając zmysły.

Pojawił się na skraju jaru wychodząc z zarośli. Wyglądał na zwykłego człowieka, tylko włosy miał dziwnie jasne, jak starzec. Szedł zataczając się na sztywnych nogach, ale i to też nie było skutkiem starości. Twarz miał młodą. Przez moment zastanawiała się czy to czasem nie jest jeden z owych opętanych. Ta myśl wystarczyła, żeby jedna ze strzał błyskawicznie znalazła się na cięciwie łuku.
Nie. Nie było w nim tej charakterystycznej pustki. Nie zawahał się ani przez chwilę wchodząc w Krąg. Wyszła z ukrycia z napiętą cięciwą gotowego do strzału łuku, kiedy położył się na brzegu i chciwie pił, zanurzywszy twarz w wodzie. Wysłała delikatną sondę myślową. Było tam jednak coś niepokojącego. Jakiś mglisty cień spowijający jego umysł i ciało. Poprawiła chwyt ścierpniętych od zbyt mocnego uścisku palców. Podniósł głowę, wpatrując się w nią. Usiadł powoli, niezdarnie.

-Mów, coś ty za jeden, albo zginiesz demonie -potrząsnęła bronią za dowód, że nie będzie miała skrupułów. Była zdecydowana. Jeśli zrobiłby coś, co zaniepokoiłoby ją, zabiłaby go. Nie spuszczając go z oczu, krok po kroku przesuwała się w jego stronę wzdłuż brzegu jeziorka. Nie ruszył się z miejsca, jakby domyślał się, że chodzi o jego życie. Była coraz bliżej. To był mężczyzna. Ranny mężczyzna o włosach koloru słomy i niesamowitych oczach. Trudno było wytrzymać to spojrzenie jasnych, prawie białych oczu z bardzo małą, błękitną tęczówką.
Wyprostowała się i opuściła łuk. Drgnął i spróbował odsunąć się w tył. Natychmiast jednak zrezygnował z ucieczki, wpijając w nią błędny wzrok z wyrazem niewiary zmieszanej z niepokojem i bezradnością.

-Nie uciekaj nieznajomy -zaczęła cicho, uspokajającym tonem. -Jeśli masz czyste sumienie i jasną duszę nic Ci tu nie grozi. Wkroczyłeś na święte miejsce. Spójrz na mnie -dodała z naciskiem, klęknąwszy tuż przed nim. -Powiesz mi, kim jesteś i co cię tu sprowadza -przesunęła dłonią przed jego twarzą. -Nie próbuj kłamać ani uciekać. Mogę ci pomóc, ale mogę też zgładzić. Odkryj mi swoje myśli -szeptała śpiewnie, dotykając lekko jego włosów i przesuwając palcami po zaroście pokrywającym zapadnięte policzki. -Odkryj zamiary twojego serca. Odkryj przede mną zakątki swojej duszy.



Przyłożyła otwartą dłoń do czoła mężczyzny. Bronił się. Wtargnęła w jego umysł siłą. Złamała rozpaczliwy, ale dość słaby opór. Nie zniósł tego najlepiej. Nie chciała sprawiać mu cierpienia, nie znała po prostu odpowiedniej drogi. Z resztą trwało to tylko chwilę. Różnice były nieznaczne, jednak sprawiły pewien problem. Nie chciała na razie ingerować zbyt mocno i zmuszać go do niczego. Zablokowała częściowo połączenia nerwowe odpowiadające za odczuwanie bólu, by mu nieco ulżyć. Wywołane pierwszym szokiem naprężenie mięśni, minęło całkowicie.

"Nie musisz sie lękać nieznajomy. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Jesteś wyczerpany i chory. Pomogę ci, jeśli odkryjesz przede mną prawdę. Muszę wiedzieć, co się stało. Zajrzę w twoją duszę i twoje wspomnienia" -instruowała go, aby zmniejszyć jego obawy. -"Proszę, nie stawiaj oporu. Wtedy będzie to mniej nieprzyjemne. Muszę nauczyć się dróg twojego umysły. Przypomnij sobie, co stało się w przeciągu kilku ostatnich dni. Wiem, że jest ci trudno, ale postaraj się." -Uniosła odrobinę jego ramiona i ułożyła sobie jego głowę na kolanach. Pogładziła po płowych włosach uśmiechając się ciepło i uchwyciła dłońmi jego skronie. -"Oddychaj równo i głęboko. Przejdziemy przez to razem. Teraz!" -Oddech przybysza przyspieszył gwałtownie, aby jednak wkrótce się uspokoić. Obrazy przepływały szybko i płynnie.

* * *

Miejsce, z którego pochodził umierało. Wprawdzie owa agonia mogła trwać jeszcze całe pokolenia, ale z jego punktu widzenia mógł to być proces nieodwracalny. Składało się na to wiele czynników, ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Człowiek z „Innego Świata” szybko tracił siły. Wiedźmę zaskoczył niezmiernie fakt, że ten obcy, w dodatku mężczyzna, zdołał o własnych siłach wyrwać się spod mocy skażonego Kręgu. Jednak nie na wiele to mu się zda, jeśli natychmiast nie otrzyma odpowiedniej pomocy. Nie było czasu na snucie próżnych domysłów. Nie wiedziała wprawdzie jak organizm przybysza zareaguje na leki, którymi dysponowała, ale nie miała zbyt wielkiego wyboru. Jedno było pewne. Pozostawiony w tym stanie człowiek wkrótce umrze. Najpilniejszą sprawą było więc wlanie w niego roztworu antytoksyny, póki jeszcze był przytomny i mógł przełykać, wymagała bowiem rozpuszczenia w sporej ilości wody.

Dotarło chyba wreszcie do niego, że nie zamierza go torturować, pożerać, zabijać ani krzywdzić w żaden inny sposób. Współpracował, kiedy podnosiła go, aby podać mu do wypicia, przyrządzony w pośpiechu lek. Bez sprzeciwu wychylił całą czarkę. Nie protestował, kiedy rozebrała go i opatrzyła. Usunęła kilka kolców jadowych tkwiących ciągle wzdłuż purpurowo sinych pręg po uderzeniach macek zwodnicy, na plecach i udzie mężczyzny. Rana na ramieniu wyglądała paskudnie, jednak w tej chwili nie mogła zrobić nic więcej, poza oczyszczeniem jej i przemyciem wywarem z odkażających ziół. Jeśli lek przeciw jadowi zadziała, to i rana z czasem się zabliźni.

Pozbierała rozrzuconą w nieładzie odzież przybysza. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Szczególnie zainteresowały ją spodnie z całą masą kieszeni, zawierających najróżniejsze drobiazgi niewiadomego zastosowania. Przełożyła je do własnej torby, aby sprać z odzienia rannego plamy krwi i czarnego zaschniętego błota. Rozpaliła mały ogień i czuwała przy nieznajomym, który zapadł tymczasem w rodzaj półświadomego odrętwienia. Okryła go własnym płaszczem i co jakiś czas zmieniała zimny kompres na jego czole. Wstrząsany dreszczami człowiek odpływał w nieświadomość. Pozostało jedynie czekać.

Dopiero teraz Wiedźma mogła spokojnie zastanowić się nad tym, co zobaczyła w jego umyśle i próbować powiązać to z ostatnimi wydarzeniami. Wszystkie przypadki tajemniczych zachorowań miały miejsce gdzieś na południu. Nieznajomy także przybywał stamtąd. Cała jednak sprawa nie była aż tak prosta. Jego pochodzenie sięgało znacznie dalej, poza Nhaar. Kim właściwie był? Przyszło jej do głowy, że może rzeczywiście to demon przybyły na ziemię, ale natychmiast odrzuciła tę myśl. Czyżby zaczął jej się udzielać ludzki sposób myślenia? Otrząsnęła się. To absolutnie nie jest żaden demon! Spojrzała na dygoczącego w gorączce jasnowłosego młodzieńca.

Jego krew jest tak samo czerwona, jak nasza. Czuje i myśli takimi samymi kategoriami, jak każdy inny człowiek. Jest teraz bezbronny i zdany na jej łaskę, jak małe dziecko. …Ale co stanie się, kiedy wyzdrowieje? Po co tu przybył? Czego szukał? Czy mógł być dla nich groźny tak, jak groźna była jego ojczyzna? Obcy kraj. Czy Matka mówiła jej wszystko? Czy wiedziała o tym więcej, niż chciała jej wyjawić? A jeśli to jeden z tych, którzy przybyli tu przed wiekami, aby zniewolić Nhaar? Czy ratując go nie ściągnęła nieszczęścia na swój lud?

Przypatrzyła się jeszcze raz nieprzytomnemu mężczyźnie. Może lepiej byłoby go zgładzić? Ale wtedy odpowiedzi na pytania, które ją dręczyły na zawsze mogą pozostać tajemnicą. Powinna zabrać go stąd jak najszybciej do Maa. Może to otworzy jej pamięć …i usta? Jutro. Jeśli przeżyje.

Jęknął. Wydało jej się, że poruszył się lekko.

-Uuu, kiepsko z nim. –Piskliwy dziecięcy głosik sprawił, że cofnęła się na ugiętych nogach i chwyciła za rękojeść noża tkwiącego za pasem. Dobiegał gdzieś z góry. Najgorsze było jednak to, że za dźwiękiem głosu nie dostrzegała niczyjej obecności.

-Tutaj! –tym razem głos dobiegł od strony lasu. Odwróciła się gwałtownie, gotowa do obrony. Miotała się na wszystkie strony, na próżno próbując zlokalizować bawiącą się nią w chowanego istotę.

-Buu –tuż przed nią pojawiła się znikąd mała dziewczynka w czerwieni. Zupełnie jakby wyskoczyła spod ziemi. Widok był tak niespodziewany i zaskakujący, że cofnęła się i potknąwszy się o coś klapnęła na siedzenie. Wpatrywała się zdezorientowana w szczebioczące ze swadą, jak gdyby nigdy nic, dziecko. Dziecko o oczach podobnych do oczu jasnowłosego.

-Ty jesteś Dagata, tak? –Oczy Wiedźmy zwęziły się w czujne szparki, a dłoń zacisnęła się mocniej na broni. Skąd ta mała znała jej imię? Dagata desperacko zatrzaskiwała jedną po drugiej, furtki do własnego umysłu. Stawiała mur przeciw małemu najeźdźcy. „Nie lekceważ wroga”. Przyczaiła się wewnętrznie, próbując wyczuć, z kim lub czym ma do czynienia. Dziewczynka wydawała się nie przejmować niezwykłością sytuacji, ani groźbą bijącą z własnych przepowiedni.

Dagata zmusiła ciało do rozluźnienia się. Na nic się tu zdadzą żadne akty desperacji. Ktoś, kto tak lekko podchodzi do zagrożenia i wie aż tyle, prawdopodobnie ma z zanadrzu coś, dzięki czemu nie musi obawiać się o własne bezpieczeństwo. Z kimś takim nie warto zadzierać nawet, jeśli na pierwszy rzut oka wygląda na niegroźne dziecko.

Dziewczynka znała jej imię, które nadała jej Maa i którego nie zdradziła dotąd jeszcze nikomu. Znajomość imienia Wiedźmy dawała pewną miarę władzy. Dagata nie miała zamiaru oddawać władzy nad sobą nikomu niepowołanemu. Niezmiernie interesowało ją więc, jak poznała je ta mała istota w czerwonym płaszczyku o denerwująco ekstrawertycznym sposobie bycia.

Pogrążona w takich mianowicie rozmyślaniach Wiedźma, porzuciła całkowicie myśl o użyciu przemocy wobec dziewczęcia szczebioczącego jej w dalszym ciągu tuż nad głową. Tym bardziej, iż szczebiot dotyczył istotnych dla ich bezpieczeństwa spraw. Teraz była już pewna, że tajemnicza istotka doskonale wie, o czym mówi. Przybycie bladookiego mężczyzny musiało obudzić drzemiące zło. Dla Wiedźmy stało się oczywiste, że musiał dysponować jakaś nieznaną jej jeszcze mocą, która wabiła i przyciągała puste umysły „opętanych”. Być może ta sama moc pomogła mu wyzwolić się spod działania Kręgu, który próbował go schwytać.

Nie sądziła, że coś zdoła ją dziś jeszcze bardziej zaskoczyć …i pomyliła się.

-O, jakie masz fajne ręce! –Pisnęła mała kobietka capnąwszy ją nagle za dłoń. Z szeroko otwartymi oczkami i z rozdziawioną buzią, z fascynacją badała jej blizny, błądząc po nich małymi ciekawskimi paluszkami. Powstrzymała dłoń przed cofnięciem jej spod dotyku dziecka i natychmiast przejęła inicjatywę, chwytając drobne paluszki dziewczynki w delikatny uścisk.

-To nie jest mój przyjaciel, siostrzyczko –powiedziała patrząc jej prosto w twarz. –Powiedz ile czasu nam zostało? Jak blisko są potwory?

O ile w ciągu dnia byli w miarę bezpieczni, o tyle noc była porą, która sprzyjała potworom. Spojrzała mimowolnie na jeziorko i wynurzającą się ponad jego powierzchnię skałkę. To Miejsce Mocy mogło ich ochronić tej nocy, gdyby dopełniła na czas pełnej ceremonii Kręgu. Jeszcze nigdy tego nie próbowała. Przełknęła nerwowo ślinę. Kiedyś musiał nadejść ten pierwszy raz …
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 05-06-2008 o 10:05.
Lilith jest offline