Mały bystrym wzrokiem taksował zgromadzonych. Nie podobała mu się nowa sytuacja, ale dobrze się w niej odnajdywał. W głowie analizował już wszystkie napływające dane i obmyślał plan działania na najbliższe kilka dni. Ekspansja amstaffów, nie dobrze, wnioski emigracyjne, okay, nielegalni… hem, wyłapie się wtyki i okay. Chociaż nie… wtyka pójdzie na czysto i złoży wniosek, hem hem, nie przyjmę żadnego wniosku od kogoś z „groźnych ras”, ale nielegalnych można przemaglować i wystawić jako naszych ludzi, okay, musimy jak najlepiej wykorzystać ten napływ ludności, bez tego leżymy, takie nasze gangsta paradise kuszące innych poszanowaniem praw, swobodą i et cera, okaaaay. Ciekawe co na to reszta… Właśnie, reszta. – przybycie kumpli i przemowa Bruna przerwały tok jego rozmyślań.
- Witam panów. Dobrze, że jesteście. – Jego pyszczek wykrzywił się w serdecznym uśmiechu, kiedy zerknął na pozostałych bossów. – Cane, mój drogi, poproszę raport jeszcze raz, tym razem z dedykacją dla Arto, Heinricha i Chubaki.
Musiał jeszcze wtrącić swoje trzy grosze nim ochroniarz ponownie zabrał głos – nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar skopać kilka amstaffich tyłków. To osobiste, wiecie. – Burknął i zabrał się za pałaszowanie wytarganej skądś paczki chipsów. – Nie przeszkadzajcie sobie, miłej lektury. |