Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2008, 02:02   #7
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
All (zaskoczenie!)

Kolejka niemrawo przesuwała się do przodu. Jakaś starsza kobieta koniecznie chciała się dowiedzieć, co też może mieć dzięki posiadaniu konta w tym banku. Strzępki tej rozmowy docierały do uszu Joanny, która myślami starała się być jak najdalej stąd. Oczywiście większość krążyła wokół „starego grata” który pewnie utknął na trochę gdzieś w warsztacie. Odruchowo poprawiła ulotki na parapecie, przesunęła je na środek i idealnie wymierzyła odległość między nimi a roletą. Wszystko się zgadzało, można było czekać dalej. Przy drugim okienku mężczyzna z kapeluszem w ręku stał oparty o kontuar i zaglądał w dekolt o wiele młodszej kasjerce zajętej akurat wprowadzaniem czegoś do komputera. Wcześniej nie omieszkał rzucić okiem na nogi Kasi, podchodząc do okienka. Jego lubieżny wzrok prześlizgnął się niema jak wąż, co dziewczyna odczuła z niechęcią i obrzydzeniem. To już nie jest prosty „słowik” a raczej wyleniały sęp czy kondor. Na szczęście będący bliżej dekolt pani z okienka zajął go bardzo skutecznie. Delikatne stukanie minutowej wskazówki zegara mierzyło upływanie czasu i skrzętnie ukrywało to, co w takich miejscach zazwyczaj jest najważniejsze - że czas to pieniądz.
[MEDIA]http://yarotzigga.googlepages.com/111-nine_inch_nails-ghosts_ii_02.mp3[/MEDIA]
Radio, skryte gdzieś w głębi pomieszczeń służbowych, podawało, że w Finlandii ogłoszono żałobę narodową po wczorajszej masakrze w szkole w Tuusula. Niepokoje w Gruzji, kolejny wypadek śmigłowca i strajki maszynistów w Niemczech. Z braku innego zajęcia Eryk wyławiał te dźwięki jak zwykle był czynić. W jego głowie układały się w złożone kompozycje trwogi, smutku i strachu. Niemal wykwitały pękami zgrabnych skreczy, zniewalały zapachami powtórzeń i basów. Jak róże w ogrodzie… Jak róże…W Polsce nie mniej burzliwie, choć jak zawsze wszystko w normie, która nikogo już nie dziwi i nie zaskakuje. Szara rzeczywistość zza okna zdawała się to potwierdzać. Widać ją w oczach znużonych czekaniem ludzi, w kałużach wypełnionych śnieżno-błotnistą breją oraz w smętnym zawodzeniu wiatru w nagich koronach drzew. Pośród tej szarzyzny Róża z wypiekami przeglądała ulotkę, ale bez wizyty w okienku nie obędzie się. Sama ulotka to tylko papier i nie wszystko jest tam napisane, a przyszła tu po konkrety a nie piękne słówka. To oznaczało jednak, że jeszcze chwilę będzie musiała tu postać. I oczywiście Eryk również…

- … tak to wygląda. Bo wie pani, jak przyjdzie do mnie renta… - dalej tłumaczyła nieustępliwa babcia pani z okienka. Po raz kolejny też tego dnia otworzyły się drzwi. Do środka wszedł kolejny klient, który uciekł przed niepogodą. Długi płaszcz skrzył się od topniejącego śniegu. Odrobina zimnego powietrza wdarła się do środka. Niektórzy znudzenie popatrzyli na nowego, który zaczął badać wzrokiem długość kolejki i liczbę miejsc siedzących. Spojrzał na zegarek i jeszcze raz, nerwowo, na zebranych ludzi. Najwyraźniej mu się spieszyło, choć starał się to ukrywać jak mógł. Wreszcie stanął pod ścianą i czekał wpatrzony w jeden punkt. Młoda twarz, czupryna skryta pod czarną czapką oraz wojskowe buty na nogach tylko przez minutkę przyciągnęły wzrok innych, którzy znaleźli wreszcie coś innego do oglądania niż niebieskawe ściany oraz zegar ścienny. Przez moment obserwował rosnące zdenerwowanie Marysi, gdy bankomat nie zechciał łaskawie oddać karty. Na szczęście zaraz ktoś się tym zajmie i będzie po sprawie. Dziewczyna spojrzała na zegarek i miała nadzieję, że nie będzie czekać tutaj długo. Weszła do środka i zajęła miejsce niedaleko wyjścia, by spostrzec spieszącą w jej kierunku pomoc.
Po jakimś czasie zadowolona babcia, ściskając w garści kilka ulotek, odeszła od okienka. Szpakowaty mężczyzna z teczką w ręce oraz przewieszonym przez ramię płaszczem podszedł do okienka. Przy innych kolejni klienci zajmowali swoje miejsce ciesząc się, że jednak nie utkwią tutaj na zawsze. Nagłe ożywienie w banku wykorzystał młodzian w wojskowych butach. Ciągle opatulony w płaszcz wyszedł na środek sali, pomiędzy siedzeniami i kolejką a okienkami bankowymi i krzyknął donośnie.
Krzyk ten nie był jakimś konkretnym okrzykiem a zabrzmiał jak bardzo głośne „Hej!” wykrzyczane w górach. Jednak tutaj nie odpowiedziało echo tylko cisza. Wszyscy zamilkli. Rozmowy ucichły, szelest papierów zamarł, podobnie jak stuk klawiatury. Ochroniarze z plakietkami SOLID siedzący przy wejściu ruszyli w stronę mężczyzny. Ten odrzucił płaszcz sprawnym ruchem. Pod nim miał jedynie czarną koszulę oraz dwa kałasznikowy wiszące na paskach opinających ramiona. Strażnicy na moment zawahali się. To wystarczyło, by napastnik chwycił karabiny w dłoń i wymierzył w stronę ochroniarzy.
- Nie radzę - powiedział głośno. Na młodzieńczej twarzy widać było zdenerwowanie oraz determinację. Mężczyźni zatrzymali się w miejscu.
Drzwi otworzyły się głośno i dwóch ludzi weszło do środka. Od razu odgarnęli poły płaszczy i pokazali karabiny gotowe do strzału.

- Wszyscy kłaść się na podłogę. ALE JUŻ!! - warknął pierwszy z bandytów, ten który był już w banku.- Jeśli będziecie wypełniać to, co powiem, to nikomu nie stanie się krzywda. W innym razie - nie będziemy się cackać! Jazda! Dalej!
Ludzie w panice rzucili się na ziemię. Niektórzy coś szeptali inni zaczęli krzyczeć. Nowoprzybyły, łysy, z wytatuowaną żmiją na szyi podszedł do krzyczącej kobiety i zdzielił ją kolbą od karabinu. Padła z trzaskiem na marmurową posadzkę. Zapadła cisza wypełniona jedynie tłumionym szlochem oraz przyspieszonymi oddechami. Dla wszystkich taka sytuacja to szok kompletny. Pozostało faktycznie wykonywać tylko polecenia napastników. Ochroniarze także nie sprawiali problemów. Widocznie dorobienie do emerytury było ważniejsze niż bohaterstwo. Młody w płaszczu ciągle miał na widoku salę z leżącymi ludźmi. Pozostała dwójka ruszyła w stronę okienek. Wskoczyli za nie i zaczęli demolować pomieszczenia. Słychać było od czasu do czasu krzyk którejś z kasjerek, pękanie plastiku czy brzęk spadającego szkła. Po jakimś czasie drzwi od kas się otworzyły i młodzian w arafatce wrzucił do pomieszczenia po kolei cztery pracownice banku. Plądrowanie zaplecza nadal trwało w najlepsze.

Czarne, wojskowe buty wybijały równy rytm na bankowej posadzce. Dwa kałasznikowy wodziły lufami po leżących, gotowe do rozmowy. Przez zaklejone, niebieskie szyby, nie widać było ulicy a i nikt z ulicy specjalnie nie zaglądał do środka. Młodzian podszedł do ochroniarza i trącił go butem.
- Klucze! - rzucił. Ochroniarz podał mu je zerkając wokół.
- Dziękuję - niemal grzecznie odpowiedział rosły mężczyzna i ruszył do drzwi. Trzeci klucz wreszcie pasował i zamek szczęknął głucho. Potem zaciągnięto biało-niebieskie wertykale na całą szerokość okien i drzwi by ostatecznie odgrodzić się od świata zewnętrznego.

Napastnik podszedł do kontuaru, gdzie jeszcze niedawno, będąc o niego opartym, można było podziwiać dekolty kasjerek. Sprawnym ruchem wskoczył na niego i usiadł. Opierając się plecami o szybę miał przed sobą całe wnętrze pomieszczenia przeznaczonego dla klientów. I oczywiście klientów leżących na podłodze.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline