Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2008, 11:17   #8
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
-To jak, gotowa?

Wiedźma przekrzywiając głowę niby zaciekawiony ptak, mierzyła przenikliwym wzrokiem czekającą na jej decyzję, drepczącą w roztargnieniu dziewczynkę. Nie miała odwagi zajrzeć głębiej bez jej wiedzy i pozwolenia. Była prawie pewna, że w starciu z tą małą tajemniczą istotką stanęłaby na z góry przegranej pozycji.

Działanie mocy, jakie Dagata mimo woli odczuła na sobie, wydawało się porażające. Wizja przeniknęła do jej umysłu, jak gdyby zwarty mur, który wokół niego wzniosła, nie istniał wcale. Była tak realna, że niemal namacalna. Czuła pęd wiatru na twarzy, siłę obejmujących ją ramion i zapach spoconej ciepłej skóry obcego mężczyzny. Zimno żyjącego „Nieżycia” i otaczającą nagle wszystko czerń. Wzdrygnęła się na wspomnienie czarnych wrót z wizji. Całą sobą buntowałaby się, gdyby ta mała czarownica próbowała zmusić ją do czegokolwiek. Ale wydawało się, że nie miała takiego zamiaru. Po prostu czekała.

Czy była gotowa? Oczywiście, że nie była. Cokolwiek miało nastąpić, nie była na to przygotowana. Jak i zresztą na wszystko, co spotkało ją dotychczas. Jednak los czy jakkolwiek to nazwać, stawiał przed nią szansę na znalezienie odpowiedzi na pytanie, co właściwie działo się z Nhaar? Może nawet na przerwanie tego i zaprowadzenie porządku. Tylko czy cele te nie były zbyt ambitne? Czy myśl, że ona, Dagata, młoda i niedoświadczona mogłaby podjąć się takiego zadania z nadzieją powodzenia nie była czasem wynikiem zwykłego braku pokory wobec jego ogromu? Poza tym była przecież potrzebna swojemu ludowi. Jednak z drugiej strony dotąd pozostawała bezsilna wobec tego, co się działo. A jeśli odmawiając małemu posłańcowi, zamknie przed sobą szansę „naprawienia świata”? Przed sobą i przed tymi, wszystkimi, którzy szukali pomocy i ochrony u Maa i u niej. Jak spojrzałaby w oczy tym, którzy umierali na jej rękach? Gdyby wiedziała chociaż, jak duże jest ryzyko. A może powinna właściwie zapytać, jak realna jest nadzieja na powodzenie?

Dość! Po to przecież przyszła na świat. Po to istniała, aby kiedy przyjdzie czas, podjąć ryzyko i wypełnić swoje powołanie.
„Oswój strach. Niechaj nie powstrzymuje twej ręki” –słowa Reguły brzmiały w pamięci Wiedźmy szeleszczącym szeptem Maa. –„Oswój strach. Niech nie zamknie ci ust.”
Jeśli miała stąd odejść i pójść tam, gdzie poprowadzi ją dziewczynka, potrzebowała wsparcia Czwórjedynej. Nie przeszła jeszcze próby i nie otrzymała jej błogosławieństwa. Stanie się to dzisiaj zanim zapadnie zmierzch. Dziś zyska pełną moc lub straci duszę. Istniał jedynie drobny problem. Nie miała za sobą żadnego wsparcia. Nikogo odpowiedniego, kto w przypadku niepowodzenia byłby gotów… . Nie, Nie może z góry zakładać, że poniesie porażkę. Maa była dobrą nauczycielką. Szkoda, że jest teraz tak daleko.

- Siostrzyczko –zwróciła się spokojnym, wyważonym tonem do wiercącej piętką dziurę w piasku dziewczynki. –Posłuchaj. Zanim będę mogła pójść z tobą do twojego przyjaciela, muszę zrobić coś bardzo ważnego. Nie jestem gotowa odejść zanim to się nie stanie. Także on nie byłby w stanie wstać i iść z nami –wskazała ruchem głowy leżącego opodal jasnowłosego chłopaka. –Postaram się postawić go na nogi, ale nie wystarczy to na długo. Jeśli uda mi się to, co chcę osiągnąć, będę go mogła uzdrowić, lecz jeśli nie, musicie mnie… musicie mnie zgładzić. Słyszysz mnie siostrzyczko? –Spojrzała głęboko i poważnie w oczy małej istotki. –Musicie, rozumiesz? Dopełnię pewnej ceremonii. Kiedy skończę, przypatrz się uważnie moim oczom. Jeśli się nie zmienią i pozostaną takie, jakimi teraz je widzisz, będzie to oznaczać, że wszystko jest w porządku. Jeśli jednak staną się całkiem białe, będzie to znaczyło, że to ciało –wskazała na siebie –nie jest już mną. Zabijcie wtedy to, co ze mnie powstanie i uciekajcie jak najszybciej. Będziecie mieć niewiele czasu. Początkowo będzie słabe i niemrawe, ale nie czekajcie zbyt długo. Proszę cię, nie pomyl się siostrzyczko.

Sama nie wierzyła, że rzeczywiście zdecydowała się na to. Że zaufała dziecku i obcemu mężczyźnie z innego świata. Jak zareagują? Czy nie zawiodą? Trudno!

Przyklękła przy wciąż nieprzytomnym Jasnookim. Ogarnęła wzrokiem całe jego zmaltretowane ciało i westchnąwszy ciężko przesunęła nad nim dłońmi, zaczynając od głowy ku dołowi. Jeśli miał przebudzić się i spełnić jej prośbę, musiała oddać mu część własnej energii życiowej, wzmocnić jego wyczerpane siły. Czuła, jak strumień czystej energii opuszcza jej ciało. Pokonując sprzeciw własnego instynktu samozachowawczego, oddawała nieznajomemu cząstkę swojego życia.

Jeszcze. Jeszcze tylko odrobinę. Zostawi sobie tylko tyle, ile będzie uważała za niezbędne. Jej coraz chłodniejsze palce dotknęły nagiej piersi mężczyzny. Czuła unoszący je, coraz bardziej regularny oddech i rytm jego serca. Równy, spokojny. Otworzył oczy. Przekazała mu swoją prośbę. Nie było potrzeby powtarzania mu słowami tego samego, o czym rozmawiała z dziewczynką. Doskonale ją zrozumiał, choć wzdragał się przed tym, czego od niego oczekiwała. Wcisnęła mu w dłoń swój nóż i zacisnąwszy na rękojeści jego palce, wstała szybko. Rzuciła mu przeschnięte już ubranie. Zakręciło jej się w głowie. Może jednak za dużo mu oddała?

-Zabierzcie wszystkie rzeczy i zaczekajcie na skraju lasu. Bądźcie ostrożni –dodała odchodząc i nie patrząc w ich stronę.

Zdjęła wierzchnią odzież i pozostawiwszy na sobie jedynie krótką tunikę, weszła do wody. Podpłynęła do skały i podciągnąwszy się na rękach, wspięła się na nią, stając nad lustrem jeziorka podobnie, jak kilka godzin temu. Przymknęła oczy skupiając się całą mocą na tym, co kryła toń. Znów czuła ciepło i lekkie wibracje medalionu. Woda ożyła, bulgocząc i wirując niby w kotle. Wiedźma nie bawiła się tym razem. Kiedy wrzenie jeziora weszło w swoje apogeum, postąpiła krok naprzód. Gejzery wody wystrzeliły w niebo, a głębia zalśniła elektrycznym błękitem, ukazując na chwilę plątaninę zawiłych symboli tuż pod powierzchnią. Dagata nucąc śpiewnie, ruszyła stąpając po lustrze wody. Tam, gdzie tylko dotknęła go stopą, rozbłyskiwały błękitnym światłem dziwne znaki. Pamiętała każdy wyuczony ruch, każdą sekwencję kroków starożytnego tańca. Pląsała po powierzchni wody z płynną gracją, obserwowana przez dwoje niespodziewanych towarzyszy.



Czuła, jak moc Kręgu budzi się, wzywana jej tańcem. Wiedziała, że za chwilę rzuci się na nią. Szukała i badała pajęczą sieć ścieżek, prowadzących w czeluście ziemi, do samego serca mocy, do sarkofagu, w którym spoczywał odwieczny wróg. Dziś zmierzy się z nim i albo zdobędzie jego moc, albo sama stanie się jego zdobyczą. Kolejna seria tanecznych, posuwistych ruchów znaczonych błyskami runicznych symboli i kolejna warstwa muru wznoszonego wokół własnego umysłu. Pozostawiła jedynie kilka mocno strzeżonych przejść. Na przynętę. Niech sądzi, że będzie łatwą zdobyczą. Jeszcze jedna sekwencja błysków pod stopami. Jest!

Delikatne skrobanie, jak odgłos szczurzych pazurów na skale. Poczuła macki obcej mocy ostrożnie badającej wejścia, które pozostawiła na przedpolach. Wzdrygnęła się z odrazą. Chyba poczuł się pewniej. Dała mu odczuć swoje obrzydzenie i wysłała mylący sygnał o rosnącym strachu. Niech poczuje to w biciu jej serca, w rytmie pulsowania krwi. Tańczyła dalej, budując równocześnie i uzbrajając we własnym umyśle pułapkę na wroga. Coraz pewniejszego i bardziej niecierpliwego. Głodnego wroga.

Uderzył! Nagle, jednym błyskawicznym rzutem, jak jadowita żmija. Dagata zachwiała się i omal nie wypadła z rytmu. Zimne macki wdarły się za pierwszą linię obrony, tłukąc o wewnętrzną sferę ochronną. Obejmowały, darły, rwały, próbując zmiażdżyć umocnienia i dostać się do jądra. Ostatnia seria kroków i Wiedźma zatrzymała się wreszcie w centrum okręgu pulsującego niebieskimi znakami. Zatrzasnęła bramy, odcinając napastnikowi drogę odwrotu. Trwała nieruchoma w Kręgu, podczas gdy gdzieś wewnątrz niej trwała walka na śmierć i życie.

Smugi światła otaczały jej drżącą postać, oplatając ją, jak pasma półprzejrzystej mgły, nie mogąc zakryć jej ani opaść wolno. Dwójka ludzi obserwowała widowisko szeroko otwartymi oczyma.

Między dwiema sferami umysłowej bariery, wiło się kłębowisko żmij. Powoli słabły, trawione i wchłaniane przez nią samą. Wtedy zdecydowała się na kontratak. Wykorzystała siłę jego lęku przed upadkiem i całą skierowaną na nią nienawiść, uderzając w jego odsłonięte po frontalnej napaści, czułe miejsca. Pod jej powiekami eksplodowało białe światło, a umysł zalała niepowstrzymana fala najczystszej mocy.

Mgliste pasma zawirowały wokół Wiedźmy. Wodne gejzery strzeliły w niebo, a ziemia zadrżała w spazmach. Snop białego światła z wnętrza jeziora przeniknął nieruchomą sylwetkę dziewczyny, a potem rozlał się w regularną kopułę nad jarem. Wtedy stąpając sztywno, ruszyła ku brzegowi, powoli pogrążając się w wodzie. Wyszła na piaszczysty brzeg. Nogi z wolna ugięły się pod nią. Osunęła się miękko na ziemię. Światła zbladły i rozpłynęły się bez śladu, a tafla jeziora ściemniała i znów jedynie lekko falowała, jak gdyby nigdy nic się tu nie stało.

Jasnowłosy mężczyzna mocniej zacisnął palce na rękojeści i niepewnie ruszył w kierunku leżącej na piasku dziewczyny.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 17-06-2008 o 21:49.
Lilith jest offline