Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2008, 00:38   #1
Pandemonicum
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
[WFRP 2 ed.]Boska Gra (Imperium)

Trochę o pisaniu postów:
Ja piszę co cztery dni – czyli okres jednej tury. W tym czasie każdy z was powinien napisać minimum jednego posta. Jeśli mu się to nie uda – jego los zostaje w moich rękach. Postarajcie się więc lepiej nadążyć w terminie… Piszcie posty długie i ładne, takie przynajmniej na pół strony. Refleksje postaci i działania. Wyprzedajcie trochę, w rozmowach z NPCami dawajcie długie wypowiedzi, żeby dowiedzieć się wszystkiego na raz. Możecie też przeprowadzać dialogi na gadugadu, tak będzie najlepiej, bo najszybciej. Dobrze by było, gdybyście dialogi między sobą ustalali również na gg. Wypowiedzi piszemy po – i kursywą, myśli tak: „Jakaś myśl.” Zdaję sobie sprawę, że pierwsza tura kończy się w dość mało atrakcyjnym i oryginalnym momencie, ale ja uznaję, że postaci graczy powinny się zawsze najpierw trochę poznać… W pierwszym poście obowiązkowy jest opis wyglądu! Pogadajcie trochę ze sobą. To na razie wszystko, zaczynamy:


(muzyka do prologu)
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/3EoCGwHz3T0&hl[/MEDIA]




Prolog

Łza powoli spłynęła po jej policzku, spadała nie spiesząc się. Kropla wody wrzasnęła, gdy dotarła do ziemi, spotkała się bowiem z krwią, wymieszała z nią, aż krew i łza stały się jednością. Oczy kobiety widziały zbyt wiele. Zimne, suche ręce, powoli osuwająca się z ciała skóra, oczy, patrzące, lecz ślepe i obojętne na wszystko, na cały świat, jednym słowem – śmierć. Była wszędzie wokół, gdy ciemność nadeszła z północy. Ludzie zabijali innych, ślepi na swoją zwierzęcość. Mówili o dziele, ale zamiast budować – niszczyli. Niszczyli ludzi, przebijali ich mieczem, odcinali ręce, łamali kości i mordowali duszę. A to wszystko zaledwie przez swoje zachcianki, jakby sami nigdy nie odczuli bólu i nie wiedzieli, co robią innym. Pieniądze, władza, potęga. Dla jakże głupich rzeczy ludzi poświęcają innych, choć nikt nie dał im takiego prawa.

Krew była wszechobecna, docierała do każdego ze zmysłów, doprowadzając umysł do rozpaczy. Wszechobecna czerwień tak brutalnie atakowała oczy swoją natarczywością, przynosząc jedynie smutek i wspomnienia. Zapach krwi, ostry i drażniący, przepełnił powietrze, wzmagając odczucie rozpaczy. Kiedy chciało się dotknąć po raz ostatni twarzy człowieka, który niegdyś był bliski, czuło się zimną wilgoć na palcach, jaką przynosiła krew. Była wszędzie.


Ludzie chodzili pomiędzy martwymi, chcąc pomóc, choć było już za późno. Chcieli chociaż dać im spokój po życiu, uświęcić ciała, jakby nigdy nie zetknęły się ze skazą z północy. Może jeszcze ich dusze nie są zgubione? Chodzili w morzu krwi, omijając tych, którzy oddali się koszmarowi. Oni wywoływali obrzydzenie i pogardę, a ich śmierć cieszyłaby, gdyby nie umierali razem z tymi, którzy w sercu nieśli dobro, a miecz dzierżyli w celu niszczenia zła. Jakże smutne było to, że musieli oni podzielić los niewolników własnej rządzy, tak niezasłużenie…

Kobieta, odważniejsza niż inne, podeszła do martwego wojownika, którego ciało przykryte było innym. Ciałem wroga. Kucnęła, przez chwilę wpatrywała się w dwójkę, których po śmierci los złączył w swej ironii. Miała smutne oczy, na jej policzkach widać było wilgotne ścieżki, które pozostawiły po sobie niedawno spływające łzy. Wyciągnęła ręce, by zdjąć plugawego wojownika z rycerza. Próbowała go podnieść, lecz nie dała rady. Zrobiła to więc obracając go. Oczy, które powinny być martwe, obróciły się w jej kierunku, okrwawiona ręka złapała za skraj spódnicy. Kobieta wrzasnęła, starała się wyrwać lecz nie dała rady. Blade usta poruszyły się, a do uszu kobiety doleciały ciche ostatnie słowa wojownika.
- Ty… Wy wszyscy… Jesteście już zgubieni… Starajcie się żyć jak dawniej, jeśli chcecie… To niczego nie zmieni… Jesteście zgubieni…
Szept urwał się, puste oczy przysłoniła mgła. Ten wojownik nigdy już nikogo w życiu nie zabił. To były jego ostatnie słowa. Nie wystarczały, by zniszczyć Imperium, ale wystarczały, by zgubić duszę jednej kobiety.

Tak działał Chaos. Powoli, lecz przerażająco skutecznie. I z tym Wy staracie się walczyć.

Rozdział pierwszy

Joachim Blitzschafer

Ostatnio nazbyt wiele razy odczułeś to, jak bardzo nasze życie zależy od przypadku. Działało to zazwyczaj na twoje szczęście, tym razem jednak nie byłeś o tym tak przekonany. Rozwój twojej nowej wiary z pewnością będzie miała tu, na północy, większe pole do rozwoju. A jednak Nuln było bardzo przyjemnym miejscem w porównaniu z tym przeklętym, opustoszałym miasteczkiem, do którego zagnał cię los. Ale co mogłeś zrobić? Musiałeś znaleźć kogoś z kim będziesz podróżował. Parę miesięcy po wojnie wciąż niebezpieczeństwo na szlakach było ogromne. O wiele lepiej jest podróżować z grupą kupców, którzy najwyraźniej pieniędzy na ochronę nie szczędzili. Poza tym byli to z pozoru uczciwi ludzie, którzy chętnie pozwolili ci wybrać się z nimi w podróż, w zamian za zapewnienie dodatkowej ochrony. Wyglądali na uczciwych…


Nie mogłeś wiedzieć, że to przemytnicy, nic na to nie wskazywało. Ale to byli przemytnicy…Wydało się to, zupełnie niespodziewanie, w Altdorfie, gdzie załatwiali oni różne interesy. Wiadomo, to kupcy, ale okazało się też, że niektóre z ich interesów nie były całkiem legalne. Kiedy to się wydało, musieliście uciekać. Nikogo nie obchodziło, że ty o niczym nie miałeś pojęcia i byłeś ofiarą tych wydarzeń… Po prawdzie nikomu nie starałeś się tego tłumaczyć. Nie byłoby okazji, prawdopodobnie trafiłbyś do aresztu, zanim zdążyłbyś wyrzec trzy słowa. A sądy w takich czasach również wiele czasu na słuchanie wyjaśnień nie mają, trudno by było więc je przekonać do swojej racji. Nie było to warte zachodzu, trzeba było uciekać z niefortunnymi towarzyszami – to znaczy tymi, którzy wciąż jeszcze nie byli w rękach władz… A uciekać najlepiej tam, gdzie nikt się problemami w Altdorfie nie przejmuje… Do Middenlandu. Nie jest to daleko, ale przeszła tamtędy Burza i przynajmniej połowa prowincji leży teraz w gruzach. Nikt nie przejmuje się takimi drobnymi sprawami jak przemytnicy. Oczywiście nie mogłeś z nimi pozostać, to było mimo wszystko zbyt niebezpieczne. Rozstanie przebiegło szybko i bez zbyt wielu zbędnych pożegnań. Natrafiłeś jednak na pewien problem. Mianowicie – musiałeś znaleźć jakąś pracę. Coś, co odpowiadałoby twoim nowym poglądom, wierze i twojej roli giermka. Najemnik na służbie dla Imperium – to było to!

Thai Thi’nedil

Trudno było przywyknąć do przebywania jedynie wśród ludzi. Zwłaszcza, że ludzi nigdy nie byli zbyt życzliwi dla elfów, a w szczególności w ciężkich czasach. To ewidentnie były ciężkie czasy. W swojej podróży zagrożenie ze strony chłopów było wielokrotnie większe niż ze strony zwierzoludzi czy mutantów, których to w okolicznych lasach było mnóstwo. W lasach Middenlandu. W końcu tutaj posmakowałeś trochę prawdziwego życia – życia na szlaku, brutalnego i nieprzewidywalnego. Poznałeś też dogłębniej ludzi, w końcu przekonałeś się, jakie to parszywe istoty. Parę razy trzeba było uciekać z jakiejś wioski, bo ludzie uznali, że skoro jesteś elfem, musisz też być złem wcielonym.
- Elf! Toż to nieszczęść sto na nas spodnie, jok do wichy wejdzie! A kysz, chałosie jeden!
Taki wypowiedzi nie należały do rzadkich. Drobnym szczegółem dla ludzi było to, że elfy są na Chaos niemalże całkowicie odporne i że od czasów powstania mrocznych elfów przypadku zdeprawowania elfa szukać można nadaremno… Byli strasznie ograniczeni, ale wcale nie gorsi od elfów i ich kultury, od której na przestrzeni czasu tak bardzo się oddaliłeś. Chciałeś znaleźć nowy cel w swoim życiu… Los zaprowadził cię małego miasteczka o nazwie Schawerwalz nad rzeką Delb, na południe od Delberz. Była w trakcie odbudowy, bowiem grupy zwolenników Chaosu, które odłączyły się od głównej armii, by siać chaos w okolicznych terenach natknęły się na nią, zniszczyły niemal doszczętnie. Większość ludzi zdążyło opuścić miasteczko wcześniej, nie widząc szans na przetrwanie, ci, którzy zostali, byli wybici bez litości. To nie było nic niezwykłego, tak działał Chaos. Niszczył wszystko na swojej drodze. Tworzył nowy świat n zgliszczach, tenże świat miał jednak służyć jedynie kolejnym działaniom destrukcji. Miasteczko aktualnie była w trakcie odbudowy, przybyło tutaj wielu uchodźców, którzy do tej pory oblegali Delberz, upatrując szans na nowe życie. Ty również pragnąłeś nowego życia. Cóż, chciałeś znaleźć pracę, w procesie odbudowy przydają się intelektualiści...


Matthieu d'Angers

Życie wiele już cię nauczyło. Walczyłeś z hordami ciemności, widziałeś wiele cierpienia, życie sprawiło, że stałeś się twardy niczym skała. Lecz z każdą kolejną walką twoje ideały rosły w twoim sercu, a twa wiara rosła w siłę. Jednak to nie wystarczyło jeszcze, by zostać Rycerzem Królestwa, otrzymać wymarzoną pozycję. Czułeś, że musisz zrobić dla świata więcej dobrego. Dobro najlepiej czynić tam, gdzie jest ono najbardziej potrzebne, a w tej chwili Imperium było takim właśnie miejscem. Długo musiałeś leżeć bezczynnie w Middenheim, twoje rany po bitwie były naprawdę poważne, lecz za sprawą Pani znowy mogłeś poczuć świeże powietrze na szlaku. Pracy było tu wciąż mnóstwo, Chaos spowodował niewyobrażalne zniszczenia na tych terenach. Wędrując po tych terenach i pomagając ludziom dotarłeś leśnymi szlakami do małego miasteczka o nazwie Schawerwalz…

Martin Hoewel

Tak wiele śmierci, bezsensownej śmierci. Hordy zabrały ze sobą życia tysięcy ludzi, tysiące dusz powinno więc trafić do mroźnych krain Pana. A jednak nie stanie się tak bez odpowiedniego pochówku dla każdego, takie jest bowiem boskie prawo.A jednak martwych były stosy. Po bitwie pod Middenheim parę miesięcy spędziłeś na wypełnianiu obowiązków wobec zmarłych, wraz z kilkudziesięcioma innymi akolitami, a także paroma kapłanami. Była to niewdzięczna praca, ciał było mnóstwo, a wraz z upływem czasu ich stan był coraz gorszy. Stan ciała był jednak przynajmniej pewny. Nie było natomiast pewne, co dzieje się z duszami ludzi, którzy zetknęli się z Chaosem, najbardziej wypaczającą siłą świata. Być może dusze wojowników nigdy nie dotrą do mroźnych krain Morra, może część z nich zostanie w tym świecie, by nawiedzać umysły żyjących… Cokolwiek by to było – twoją powinnością było dokonać obrzędów nad wszystkimi zmarłymi ludźmi. Po paru miesiącach udało się tego dokonać. Przez parę dni odpoczywałeś w Middenheim, ale potem wyruszyłeś na szlak, wszak tak wiele było jeszcze do zrobienia. Dotarłeś do miasteczka o nazwie Schwerwalz…

Wszyscy


- Chcecie tu pracować? Jesteście pewni? – żołnierz, najwyraźniej dowódca i zarządca całego procesu odbudowy nie wyglądał na przekonanego, co niektórym z was się niezbyt spodobało. Zaraz się jednak poprawił – Oczywiście nie śmiem wątpić w pana umiejętności, panie rycerzu – tu złożył lekki ukłon przed Matthieuem. Historie o bretońskich rycerzach były w Imperium powszechne. Niewielu zdawało sobie sprawę z haniebnego prawa, wykorzystywania chłopów i ogromnych różnic pomiędzy klasami społecznymi w Bretonii. Wszyscy natomiast kiedyś w życiu słyszało o honorowych rycerzach, będących w stanie bez zastanowienia oddać w bitwie własne życie, by tylko świat stał się trochę lepszy. Dlatego też znajdowali oni szacunek, gdziekolwiek tylko wyruszyli. A bretońskiego rycerza poznać trudno nie jest.
- Nie mam też oczywiście wątpliwości, że akolita Morra w tych ciężkich czasach będzie potrzebny. – Wiadomo. Wszędzie, gdzie jest śmierć, akolita Morra będzie potrzebny…
- Ale wasza dwójka? – spojrzał wymownie na Tchaia i Joachima. – Widzice, tutaj potrzeba trochę siły, by coś zdziałać… A wy, bez urazy, nie wyglądacie mi na chłopów czy wojów… Ale mniejsza z tym teraz, z pewnością jesteście wszyscy zmęczeni drogą, a że słońce już zachodzi praca znajdzie się dla was jutro. Tymczasem możecie dzisiaj przespać się w tutejszej gospodzie. Ona przetrwała najazd bez uszkodzeń jako jedyna budowla, funkcjonuje normalnie już od dawna. Nie będziecie musieli płacić ani za nocleg, ani za jedzenie, przynajmniej na razie. Właściciel gospody wiele dla nas robi, często nie żądając zapłaty, to dobry człowiek… - nutkę ironii można było dosłyszeć w głosie oficera, jednak jego twarz niczego nie zdradzała. Zostaliście zaprowadzeni do gospody. Było tam parno i aromatycznie, zapach z otwartej kuchni rozlewał się po całym pomieszczeniu. Był to co prawda raczej zapach spalenizny i ostrych, drażniących przypraw, ale zawsze… Ludzi mnóstwo, czego można było oczekiwać po końcu dnia pracy w miasteczku. Patrzyli na was ciekawie, choć zwykle nieufnie. Długie uszy wpadały w oko, tak samo jak bretońskie maniery i akcent. Zaprowadzono was do pomieszczenia. Wspólnego, rzecz jasna, ale przynajmniej nie będziecie musieli spać z chłopami po całym dniu pracy. Za łóżka służyć miało parę koców na ziemi, w których to robaki znalazły najwyraźniej swój raj, ciepły i przyjemny, postanowiły więc się w nim masowo zagnieździć. Pomieszczenie było poza tym – jak z resztą cała gospoda – raczej skromne, drewniane, bez zbędnego umeblowania. Zaraz też pani gospodyni przyniosła wam dwa bochenki zaschniętego chleba, po misce rozwodnionej zupy, której składniki można było odgadnąć dość łatwo – woda, trochę warzyw i mnóstwo ostrej przyprawy, która najwyraźniej była miejscowym specjałem, bowiem odrobina mięsiwa, którą przyniosła po kolejnej chwili, również była przyprawiona zielonym proszkiem. Nikt z was nie wiedział, co to jest, ale najwyraźniej tutaj wszyscy to jedli… Zostaliście sami. Zdaliście sobie sprawę, że przynajmniej przez pewien czas przyjdzie wam ze sobą współpracować…
 
Pandemonicum jest offline