Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2008, 11:26   #21
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
miarą

# Frank Malak – Tanja Hahn – Axel Heintz
Pomarańczowo-czerwona smuga odspawywanych drzwi pełzła powoli lecz nieubłaganie, opasując prostokąt. Podczas gdy Heintz odrywał kolejne złącza komputerów, Schlaufen i Schwarzmann, ośmieleni jego pomysłem, także dołączyli się, tak, że na koniec wszystkie złącza zostały oderwane. Rozlegały się stęknięcia, nawoływania o pośpiech. Wkrótce została zrobiona barykada z pozostałych stołów i szafek. Zwłoki wyrzucono w kąt.
Bywają myśli, które nie dają spokoju ludziom, i tak było w tym przypadku z Tanją; jedna, natrętna, nie dawała za wygraną: „Czy powiedziałam Axelowi o tym, że wielkie fale elektromagnetyczne wchodzą w reakcję z polem Thamma?” Cóż jednak, skoro nie powiedziała nic, zajęta wykonywaniem jego planu.
- Nie jesteś dobrą osobą.
Nie przerwaliście swojego zadania, jednak oczy wszystkich zwróciły się w stronę jednostki centralnej. Axel wspomniał GOS. Wiedział, że komputery tego typu mają czasami określony... Charakter.
Głos kobiety rozbrzmiał ponownie.
- Dobre osoby nie kończą w takim miejscu.
Nie było czasu. Freser odspawał drzwi. Rozległo się parę trzasków, wszyscy rzucili się do barykady. Natychmiast zaczął się ostrzał z dwóch... Czterech działek pulsowych.
Schwarzmann spojrzał przez szczelinę w barykadzie na biorobota. Wybałuszył oczy.
Tak naprawdę freser wyglądał bardziej jak skorpion niż pająk. Cztery długie, hydrauliczne odnóża stanowiły tylko podporę dla niezliczonych małych nóżek, które otaczały dolną część pancerza. Długi, stalowy ogon syczał i brzęczał prądem, zaś dwa ramiona operacyjne czekały w pogotowiu, gdyby ktoś zaczął strzelać. Ktoś zaczął.
Schlaufen zasypał fresera gradem wiązek ciemnoniebieskiej energii. Odbiła się od ramion. Wpadł na ścianę, wrzeszcząc z bólu. Malak ujrzał, co się stało: Wiązka energii rozorała mu ramię. Dziwna energia. Nikt nie widział, żeby wiązka pulsowa zadawała takie obrażenia. Bardziej wyglądało to na oparzenie plazmą, jednak kto używa plazmy!? Roztopiona masa żarła ramię Schlaufena. Wyglądało na to, że został jedynie draśnięty.
Główny monitor wyświetlił:
NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ NIE JESTEŚ DOBRĄ OSOBĄ
Freser cofnął się, przerwał na chwilę ostrzał. Schwarzmann rzucił w stronę drzwi EMP, a później przejechał jeszcze, dla pewności, karabinem po komputerach.
Wybuch zmiótł wszystkich pod ścianę. Barykada utworzyła niszę wokół wszystkich, tak, że większość nie odniosła obrażeń. Większość.
Spory kawał metalu drasnął Axela w nogę; gdyby nie to, że miał na sobie OHU, być może nie miałby już stopy. Poczuł falę bólu rozlewającą się od prawej nogi w górę.
Fala elektromagnetyczna rozeszła się; zaiskrzyły konsolety OHU, karabiny pulsowe zajęczały. I... I nic.
Wszystko trwało zaledwie chwilę; wybuch, świst odłamków i fala EMP, która rozlała się po pomieszczeniu.
Ktoś odsunął jeden stół; ktokolwiek to był, nie mógł długo widzieć leżącego w kącie fresera, sypiącego iskrami i dymiącego. Nie mógł.
Stało się coś złego.
Jeszcze przez parę sekund trwała cisza, a jednostka centralna stała cicho; wszystko przerywane rytmicznym dźwiękiem spięcia dochodzącego ze strony fresera.
A potem wszystko eksplodowało.
Nagle wszystkie pozostałe ekrany jednostki centralne rozbłysły białym światłem; na większości był śnieg, niektóre jednak wyświetliły twarz... Kobiety.
Malak od razu poznał ten dziwny uśmiech; widział ją przecież w tej samej sytuacji, na ekranie mapy w metrze, gdy efekty burzy portali doszły do ich sektora. Tak.
Burza portalu.
Zatrzęsło; silos za szybą rozpękł się jeszcze bardziej – wielkie odłamy żelazobetonu wpadły z pluskiem do basenu.
Słyszeliście krzyki, szepty i bełkot, chociaż nikt nie miał głosu, który krzyczał, bełkotał i szeptał. Ni to słowa, ni to brednie; odbite od przestrzeni, wirowały w pomieszczeniu.
Rozbłysło niebieskie światło. Zatrzęsło. I znowu. I znowu.
Monitor wypluł z siebie coś, co przypominało dawny kod HTML:

-//W3C//DTD XHTML 1.0 principes//EN" "http://www.w3.org/TR/xhtml1/DTD/xhtml1-transitional.dtd"> <html dir="ltr" lang="pl"> <head>
<base href="hhhaaattteee" /> <meta http-equiv="Content-Type" content="text/html; charset=utf-8" /> <meta name="generator" content="hestates” /> <meta name="verify-v1" content="hestates=" /> <meta name="keywords" content="triarii" /> <meta name="description" content="triarii triarii " /> <link rel="stylesheet" type="text/css" pHyLaX" id="velites" /> <script type="text/javascript"> <!--
var SESSIONURL = "scutum";
var IMGDIR_MISC = "legion";
var vb_disable_ajax = parseInt("0", 10);
// --> </script> <script type="text/javascript" src="hate me"></script> <script type="text/javascript" src="as much as u can"></script> <link rel="alternate" type="application/rss+xml" title="lastinn RSS Feed" href="??? =RSS2" /> <style type="text/css"> <!—


Usłyszeliście kolejny wybuch. A potem zapadła ciemność. Dla każdego z Was.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/04_ATRIU.MP3[/MEDIA]

* * *

Habe nun, ach ! Philosophie,
Juristerei und Medizin,
Und leider auch Theologie
Durchaus studiert, mit heißem Bemühn.
Da steh ich nun, ich armer Tor !
Und bin so klug als wie zuvor


Johan Wolfgang Goethe, Faust

* * *

# Frank Malak
Zapadła ciemność. Również i dla Ciebie.
Usłyszałeś suchy trzask koło siebie, jakby ktoś złamał kość. Miałeś wrażenie, że jesteś w kompletnej pustce, ale jednak poruszałeś się, bo czułeś wiew powietrza na swoim czole i włosach. Coś musnęło Cię w rękę; oślizgły kształt na podobieństwo ryby. Usłyszałeś nawet plusk. Wszakże nie widziałeś nic.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; poczułeś słony zapach morza.
Stałeś na klifie; okolica wyglądała na całkowicie opustoszałą. Nigdy nie widziałeś tego typu wybrzeża, nawet w północnych Niemczech, choć zardzewiała tablica na nabrzeżu głosiła:
KAI NUMMER 13.
Widziałeś w oddali latarnię.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; przez chwilę zobaczyłeś twarz Tanji Hahn zaraz przy Twojej.
A później wróciłeś do pomieszczenia, gdzie leżał zniszczony freser. Widziałeś Tanję Hahn; jak wybuchają w jej rękach PAKT-y. Jak powstają kolejne dziury w czasoprzestrzeni. Uważaj!, krzyczy Tanja. A potem druga. Trzecia i piąta i dziesiąta.
Jeszcze raz błysk. Stałeś na rampie w zapasowej komorze pod silosem. Był wypełniony ciałami po brzegi. A potem trzask pękającej kości; zmaterializowała się koło Ciebie Tanja Hahn. Usłyszałeś jej krzyk; przez chwilę dziwiłeś się, dlaczego tak się dzieje, jednak po chwili zdałeś sobie sprawę z tego, co się działo.
Komora zapasowa była wypełniona ciałami Tanji Hahn.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; poczułeś uderzenie w potylicę, tępy ból w zębach.
- Detektyw Frank Malak.
Usłyszałeś głos kobiety. Był spokojny i opanowany, chociaż czaiła się w nim domieszka sarkazmu i drwiny. Po chwili stwierdziłeś, że znajdujesz się w tej samej ciemności, jednak siedziałeś na plecionym krześle z oparciem. Przed Tobą znajdował się czarny, hebanowy stół; były na nim ustawione dwie szklanki z wodą i dzban. Naprzeciwko Ciebie siedziała... Kobieta. Była ubrana w szary strój służbistki GSA, jednak bez znaczeń.
- Zdaję sobie sprawę, że ten moment może nie być odpowiedni na... Służbową konsultację, panie Malak. Jednak cóż, czekałam dość długi czas, aż przyjdzie pan razem ze swoimi... Amm... Kolegami? Współpracownikami? Nigdy nie byłam dobra w tym... Mam na myśli – nomenklaturze adekwatnej do sytuacji.
Pociągnęła łyk ze szklanki; zrobiłeś to samo, jednak stwierdziłeś, że nie możesz otworzyć ust po to, by się odezwać.
- Napięcie portalu sprawia, że nie może pan do mnie mówić, panie Malak. Zapewne czuje się pan, jakby włożono panu głowę pod ciśnienie, prawda? Proszę mi wierzyć, to naprawdę nie potrwa długo. Poza tym nieprzyjemnym uczuciem nie może się nic panu stać. W pewnym sensie nadal pan jest w pokoju, do którego wysłałam model FR-1557. Muszę powiedzieć, że pan i... Reszta wykazali się całkiem głową na karku, chociaż życzyłabym sobie na przyszłość więcej współpracy. Pan jeszcze tego nie wie, ale od tego może zależeć pańskie życie i pańskich towarzyszy. Jednak przejdźmy do rzeczy.
Pańska pogoń za Sarą Connor wydaje się być całkiem dobrym motywem, by uczynić pana kolejnym moim projektem. Tej przyjemności dostąpili już....

Wyjęła z torby czarnego laptopa. Czekałeś chwilę, zaś jej palce zamigotały na klawiaturze.
- Axel Heintz i Tanja Hahn. Cenię sobie ludzi zdecydowanych, proszę pana. I dlatego dołączył pan do tego szacownego grona.
Zauważyłeś pierścień z topazem na jej palcu. Bawiła się nim, mówiąc do Ciebie. Na pierścieniu była wyryta litera S.
- Powiedzmy, że pańska godzina wybiła, panie Malak. Pańskie pięć minut w ostatnim tchnieniu Berlina. Wkrótce znajdzie pan informacje na temat Sary Connor i miejsca, w którym ona ostatnio przebywała. Proszę ją znaleźć. Od tego zależy los Neoberlina. Pana także. Chciałabym zrobić coś więcej, niż tylko mieć na pana oko, jednak muszę podążać za pewnymi ograniczeniami, które... Są mi wyznaczone.
Latarnia, którą pan zobaczył, znajduje się niedaleko pewnego wybrzeża Norwegii. To właśnie tam teraz kieruje się Sara Connor, chociaż jeśli będzie miał pan szczęście, to złapie pan ją wcześniej. Nawet nie wie pan, jak blisko jest. Wystarczy wyciągnąć rękę i pozwolić działać pewnym... Faktorom.
Jej ostatnie słowa usłyszałeś w kompletnej ciemności, która zapadła. Znowu poczułeś podmuch powietrza na swojej twarzy i ruch.
Chyba usłyszałeś przez chwilę terkotanie karabina maszynowego, jednak ten dźwięk zniknął zaraz, jak się pojawił. Znikło wszystko, nawet ciemność. Straciłeś przytomność.

* * *

- Hmm... Popatrz, chyba tutaj się sparzył.
- Nic mu nie będzie. Promieniowanie Thamma jest zabójcze dopiero wtedy, gdy jest się wystawionym na nie około... Pięciu godzin. Poza tym nie jest tak groźne jak reszta jonizacyjnych i elektromagnetycznych.
- Mhm.
- Chyba się budzi.
- Bardzo dobrze. Opierdolę go za to, że omal nas wszystkich nie zabił.

To był głos Tollego.
- Mamy szczęście, że żyjemy.
Schlaufen.
- A tak poza tym, jak tam Twoje ramię? Leżałeś nieprzytomny chyba dwie godziny. Dostałeś plazmą. Cholera, gdyby nie to, że tutaj się dostałeś...
- Jak się tu dostaliśmy?
- Ja... Nie wiem. Widzieliśmy błysk, a potem wszystkie światła zgasły. Dopiero Hannemann naprawił generator.
- Kurwa, przysięgam –
otworzyłeś oczy i zobaczyłeś, jak Schlaufen marszczy brwi. – Po chuj pchałem się do tego kompleksu. Po ki chuj!?
- Zamknijcie się obaj – zabrzmiał jadowity głos Hannemanna. – Mam w dupie wasze narzekania.
Wstałeś. Jak się okazało, leżałeś na kocu, ba, nawet poduszce.
Pomieszczenie, w którym się znalazłeś, było półkoliste. Na południu znajdowały się drzwi pancerne, w których widziałeś pęknięcie, zaś za nim pył i gruzy. Bez wątpienia był to korytarz, w którym byłeś jeszcze pół godziny temu.
Znajdowałeś się w jednej z komór testowych, które były używane dla podstawowych eksperymentów czasoprzestrzennych. Wysoka kopuła ze stali była nieco wygięta, zaś z pęknięć zwisały kable i obwody. Na północy był ciemny korytarz; nie mogłeś dojrzeć, dokąd on prowadzi. Nad korytarzem znajdowała się szczelina, przez którą prześwitywały złącza. Gdy przyjrzałeś się dokładniej, okazało się, że dziura między złączami prowadzi do komory, jednak nie mogłeś powiedzieć, dokąd prowadziła.
Na środku znajdował się plastikowy stół, a przy nim pięć krzeseł, przy czym jedno z nich było wywrócone. Na stole znajdowało się pięć pełnych butelek wypełnionych napojem bursztynowego koloru. Obejrzałeś etykietkę: Był to „Scottish Leader”. Whisky. Poza tym znajdowało się na nim parę rozrzuconych banknotów i dokładnie ułożony plik kart. Był tutaj też pęk kluczy i dysk z danymi.
Nieco dalej, w kolistym zagłębieniu znajdowała się komora testowa, obecnie pusta. Niedaleko niej znajdowała się stacja komputerowa, kosz, dywan, plastikowe skrzynie z puszkowanym piwem i jedzenie. Po lewej był regal z fiolkami i zlewkami. Jak się okazało, znajdowały się tam podstawowe pierwiastki chemiczne.
- Macie pierdolone szczęście, że w ogóle żyjecie. Taka jedna spadła z niewiadomo kąd i... Trochę niekompletna.
Odsłonił zwłoki przykryte nylonem, które teraz dopiero zauważyłeś. Bez trudu poznałeś Tanję Hahn – patrzyła tępo w sufit. Jej miednica i nogi zostały zmiażdżone, pozostawiając jedynie strzęp czerwonego mięsa. Hannemann wrzucił je do dołu, który wyglądał, jakby powstał po wybuchu.
- Trzeba będzie coś z nią zrobić, bo zacznie gnić.
- Możemy wrzucić ją do komory testowej. Jest hermetyczna.
- Jak możemy stąd wyjść, do cholery!?
- Nie ma stąd wyjścia! –
zarechotał Hannemann. – Oddaliście nam przysługę, rozwalając sektor za tymi drzwiami pancernymi.
- Nie ma. I nie zależy nam, żeby stąd wychodzić. Popatrz na to.
Tolle podszedł do komputera. Na ekranie wyświetliły się korytarze pełne zwłok.
- Zaraz po tym, jak zeszliście na dół, do sektorów bloku C weszli ci z GSA.
Pokazał następną kamerę. Ktoś szył z karabinu maszynowego do postaci w czarnych pancerzach na drugim końcu korytarza.
- Teraz jedyny opór stanowi chyba personel ochronny z bloków C i D plus ci z zespołu badawczego, którzy to wszystko przeżyli. Tak więc widzisz – ciągnął Tolle – czemu chcemy tutaj zostać. Mauer nie odważy się odpalić głowic nuklearnych, zginęłoby za dużo ludzi i rozwaliłoby materiału.
- I tak oto –
uśmiechnął się zjadliwie Hannemann – dotrzymamy sobie tutaj spokojnie do końca wojny.
- Amen.


* * *

Tolle zapalił papierosa. Zaciągnął się słusznie, po czym zagaił:
- Posłuchaj, Malak. Pytałeś się nas, co tu się właściwie dzieje... – mówił powoli, wypuszczając nosem dym tak, że wyglądał, wypisz wymaluj, jak jakieś japońskie bóstwo. – Mamy teraz trochę czasu, więc opowiem ci. Ale chcę, żebyś zrewanżował się swoją opowieścią. Wyskoczyłeś, o ile się orientuję, ze starej stacji metra. Co ty tam robiłeś, człowieku? Po cholerę wlazłeś do tego kompleksu? Powiedz mi prawdę, to może ci pomogę.
Wentylator szumiał monotonnie. Schlaufen i Hannemann grali w karty, więc cisza była przerywana od czasu do czasu sykami i jękami, mruknięciami i westchnięciami.
Tolle, wysłuchawszy odpowiedzi, pociągnął:
- A więc wysłuchaj mojej. Jestem chyba jednym z nielicznych ludzi, którzy nie kryją się ze swoim nazwiskiem. Wielu ma zwyczajnie ksywkę lub pseudonim, jak ten... Schwarzmann.
Umilkł na chwilę i zmrużył oczy. Zamyślił się.
- Pracuję dla Korporacji już od około pięciu lat. Najpierw pracowałem jako zwykły laborant i tester w dziale teleportacji korpuskularnej, po dwóch latach przeniesiono mnie na czasoprzestrzenną. To prawda, robię dla Korporacji, ale znajdź mi jednego żywego człowieka w Neoberlinie, który nie pracuje.
Poznałem Konrada Hahna prędzej niż Tanję głównie z tego powodu, że właśnie zostałem przeniesiony tutaj. To była zresztą jedna z komór testowych, w której eksperymentowałem –
machnął ręką. – Konrad Hahn? Wbrew pozorom zdążyłem go poznać dość dobrze. Cholerny fanatyk, zapatrzony w Korporację. Ktoś, kogo można się bać. Miał naprawdę mocne wtyki w Murze.
Pewnie zadajesz sobie pytanie, dlaczego właściwie się to wszystko dzieje. Wiesz, te burze portali, masakra Neoberlina, najazd Kombinatu.
To wszystko z powodu planu notabene autorstwa Hahna. Czekaj, jak się nazywał? Seelische und geistliche Verbesserung der Menschenheit. Kryptonim SIEGER.
Chodzi o to, że gdy stosunkowo niedawno temu odkryliśmy świat graniczny nazwany Externusem, tym z góry kompletnie odbiło. Chcieli przeprowadzić badania na ludziach, zwierzętach w oparciu o minerał, który znaleźli na tym świecie. Nie wiem, co to jest, naprawdę. Nie wszystkich dopuszczają do wszystkiego. Wielu ludzi się po prostu testuje, czy dadzą radę w badaniach nad czymś bardziej zaawansowanym. Chyba dlatego Tanja Hahn nie została dopuszczona do teleportacji czasoprzestrzennej.
Chcesz znać odpowiedź na to, dlaczego tutaj siedzimy? Powiem ci: Dzisiaj miał być przeprowadzony eksperyment z teleportowaniem tego surowca. Coś nie wypaliło. To gówno okazało się reagować z polem Thamma. Ja nie mam pojęcia, dlaczego to nie mogło wypalić. Dlaczego nikt nie sprawdził wszystkich możliwości tego czegoś. A w pierwszej kolejności – czemu nie sprawdzili tego pod polem.
Jakieś pytania?
Co to za dysk na tym stole, zresztą...? Hannemann, widziałeś go...?


* * *

- Więc tak właściwie czym są portale bazujące na polu Thamma?
- To zabawne pytanie, proszę pana. Mógłbym zapisać całą tablicę wzorami fizycznymi, a i tak nie jestem pewien, czy zrozumielibyśmy do końca koncepcję portalów. Widzi pan, chodzi o to, że wszystko wygląda tak, jakbyśmy znaleźli taki włącznik światła na ścianie. Jakbyśmy byli dziećmi. Wiemy, jak wygląda taki pstryczek, widzimy jego formę, potrafimy nim manipulować i możemy niejako przewidywać jego zachowanie, jednak sami nie wiemy, co dokładnie posiada w środku i na jakiej zasadzie działa. Tak myślą dzieci i, nie ukrywajmy, dość podobnie myślimy także w sprawie portali czasoprzestrzennych. Wszelkie próby dojścia do tego, jak oddziałuje pole Thamma na to zjawisko fizyczne powodują przerwanie portalu albo burzę. Chyba można półżartem powiedzieć, że portale są trochę jak koncepcje zbiorów w matematyce – możemy opisać ich cechy, jednak czym one są dokładnie, nie da się opisać. Z podobną sytuacją mamy do czynienia przy portalach. Oczywiście powstały różnorakie hipotezy, jednak ich słabość polega na braku praktyczności. Są one prawdopodobne, to prawda, jednak żadna z nich nie jest sprawdzona.
- Wspomniał pan o burzach portalowych.
- Tak. Jest to niezmiernie ciekawa sprawa, ponieważ samo pole Thamma w środowisku naturalnym wydaje się być jako takie stałe, a procesy kopiowania informacji zachodzą niezwykle powoli.
- Tak, ale mówimy teraz o teleportacji czasoprzestrzennej, a nie cząsteczkowej.
- Pole Thamma jest źródłem ich obu. Teleportację korpuskularną w jej naturalnej formie odkrył Thamm, jednak to my w ostatnich dwóch dziesięcioleciach poprzez sztuczne wydzielanie tego pola doszliśmy do możliwości zaginania czasu i przestrzeni.
- Chciałbym jednak wrócić do burz...
- ...portali, tak? No cóż, jak już sobie powiedzieliśmy, to naprawdę ciekawa sprawa. Pole Thamma reaguje niezwykle żywo ze wszystkimi innymi promieniowaniami, zaś same burze często zachodzą samoczynnie przy wysokiej emisji pola Thamma, ale także przy wejściu w kontakt z promieniowaniem jonizującym i elektromagnetycznym.
- Co się wtedy dzieje?
- Posiadamy mało informacji na temat burz, a to z tego względu, że są one niezwykle niebezpieczne i, co gorsza, mogą trwać przez dłuższy okres czasu. Wyizolowane środowisko energetyczne portalu pęka i wchodzi w interakcję z otoczeniem. Energia Thamma mieni się wtedy wszystkimi kolorami tęczy. Występują aberracje rzeczywistości, takie jak zwolnienie czasu, przyspieszenie czasu, znikanie przedmiotów, zmiany w strukturze materii... Takie drobne incydenty można mnożyć, jednak tym, co jest najbardziej widoczne, to rozszczepienie się portalu głównego na niezliczoną ilość mniejszych przejść prowadzących często do kompletnie przypadkowych miejsc, jako że tunel zostaje przerwany i rozszczepia się na wiele mniejszych, które ulegają, hm, zwyrodnieniu.
- Zwyrodnieniu?
- Kiedy istnieją dwa uszkodzone ośrodki po obu stronach przekazu, te tunele skręcają się i zwijają, swobodnie przemieszczając się po wszystkich miejscach przestrzeni... Zabawne, wielu badanych stwierdziło, że słyszą krzyki podczas burzy portali.
- Krzyki?
- Tak. Krzyki kobiety. Nie sądzi pan, że to ciekawe?


* * *

# Axel Heintz
Zapadła ciemność. Również i dla Ciebie.
Posłyszałeś dziwny dźwięk, ni to szept ni bełkot.
Wpadło Ci do głowy, że gdzieś już słyszałeś, że fala elektromagnetyczna oddziałuje z polem Thamma, jednak nie mogłeś sobie przypomnieć, skąd właściwie to usłyszałeś. Chwilę potem zapomniałeś, co sobie przypomniałeś przed chwilą. Jeszcze parę momentów i nie mógłbyś powiedzieć, jak się nazywasz. Błysk. I trzask pękanej kości.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; przez parę chwil byłeś w dziwnym pomieszczeniu. Przypomniał Ci się teatr cieni; były tutaj dwie sylwetki. Wydało Ci się, że są to nagie kobiety, bo dobrze widziałeś ich sylwetki. Zapach dawno zaschłej krwi; chyba znałeś to miejsce... Kiedyś. Zwisające haki przypomniały Ci o rzeźni.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; siedem czarnych kwiatów wykwitło przed Twoimi oczyma niczym pulsujący wrzód. Zobaczyłeś zwłoki Tanji Hahn.
Byłeś w jednej z komór testowych; ujrzałeś Franka Malaka przyglądającemu się temu, jak to, co zostało z Tanji, jest wrzucane do pęknięcia w posadzce. Naukowiec, który to zrobił, skrzywił się złośliwie i wypowiedział parę słów. Nie słyszałeś nic, oprócz ryku wichru.
Znowu trzask i wybuch. Eksplozja światła w Twoich oczach; znalazłeś się w środku silosu, na jedną, jedyną chwilę widziałeś główny portal – skręcał się i wił jak wąż, by zaraz potem zmienić kształt i zamienić się w olbrzymi wir. Feeria barw portalu i wyładowania energetyczne tworzyły dzikie zawijasy, groźne i piękne zarazem.
A potem usłyszałeś dźwiek Twojej własnej czaszki i wszystko pociemniało. Świat zatańczył jeszcze prędko przed Twoimi oczyma, po czym ukłonił się i ściemniał. Uczułeś mdłości i chyba zwymiotowałeś. Kwaśna treść żołądka zawirowała w Twoich ustach; zdziwiłeś się sam, że atakują Cię kretyńskie myśli: Martwiłeś się najbardziej tym, że bolą Cię Twoje obtarte kolana i że czujesz się tak, jakbyś miał złamany kark. Przypomniałeś sobie swoją matkę, która mówiła: "Słone". A zaraz potem głupia wizja jeziora pełnego zdechłych ryb i dzieci tańczących na mule pełnym ości. Potem znikło wszystko. Teraz naprawdę straciłeś świadomość.

* * *

Usłyszałeś syk zamykanych drzwi i stuknięcie. Zaraz potem kilka pospiesznych kliknięć; rozpoznałeś konsoletę przy drzwiach.
Poczułeś, że podłoże, na którym leżysz, lekko się trzęsie, raz mocniej, raz słabiej. Otworzyłeś oczy i wstałeś.
Pokój, w którym się znalazłeś, świecił gdzieniegdzie leciutkim, niebieskim światłem. Twój kombinezon OHU wskazywał na niebezpieczny poziom promieniowania pola Thamma.
Samo pomieszczenie było dość małe; gdyby nie fakt, że zostało tutaj ustawione tak wiele aparatury do zarządzania portalami, spokojnie pomyślałbyś, że to kolejny korytarz w Mauer.
Stwierdziłeś, że ktoś ułożył Cię na stołku – zdałeś sobie z tego sprawę dopiero po chwili, jednak oczywiste było, że właśnie z niego wstałeś.
Po prawej znajdowała się szyba, ta jednak była zasłonięta czarnym metalem od zewnątrz. Po chwili wahania stwierdziłeś, że ten metal to ołów. Rzuciłeś okiem na sklepienie – było ono niskie, zaledwie dwa metry od podłogi. W niektórym miejscach metal był pogięty i wykręcony – tu i ówdzie zwisały kępki ciemnobrązowego mchu, który widziałeś już w magazynie. Mech wydawał odgłosy – przypominało to pękanie pęcherzyków powietrza w plastikowych opakowaniach. W jednym rogu nie było jednak mchu – przez zwęgloną stal przebijało się coś na kształt żywej tkanki, niczym czerwony płat mięsa.
Zerknąłeś na monitory, a potem na klawiaturę. Chciałeś usunąć ołowianą blokadę okna, jednak system odmówił. "Ekstremalne zagrożenie polem Thamma w głównej komorze testowej". Nie było więc wątpliwości, że ledwie warstwa ołowiu dzieliła Cię od głównego portalu.
Dwa z monitorów pokazywały cele więzienne; w jednej z nich był zakrwawiony kombinezon OHU. Trzeci monitor zaś ukazał... Tanję Hahn! Wyglądało na to, jakby była w jakiejś celi więzienia. Kamera nie podawała nazwy jej lokacji. Nic, tylko goły obraz. Chwilę później wstała i wyszła.
Stwierdziłeś, że coś było dziwnego w tym przekazie z kamery; nigdy nie widziałeś takiej celi w całym Neoberlinie. Wyglądała ona jak średniowieczny loch.
Oderwałeś oczy od ekranu. Na konsolecie znalazłeś kartkę, na której było napisane parę gryzmołów. Długopis leżał na podłodze. Po dłuższej chwili odcyfrowałeś:

Wybacz, Axel, że musiałem go ze sobą zabrać, ale nie mogłem Cię budzić. Zadawałbyś zbyt wiele pytań. Zresztą, jesteś potrzebny tutaj. Zjedź na dół windą i wyłącz reaktor, zanim portal wybuchnie. Skontaktowałem się z Kleiner. Stwierdziła, że tunel rozerwie Mauer i tak, jednak wyłączenie reaktora opóźni to o jakieś parę dni. Maria wierzy, że dasz sobie radę. Masz na sobie zresztą OHU.
Schwarzmann
P.S. Wybacz, że zamknąłem za sobą jedyne pozostałe wyjście z silosu. Musiałem skierować Cię do reaktora. Kiedy tylko go wyłączysz, M-SLATE powinien włączyć systemy naprawcze i otworzyć większość wejść do magazynów. Powinieneś w nich znaleźć coś, czym uda Ci się rozwalić te drzwi. Ja będę wtedy dość daleko, żebyś przypadkiem mnie nie zabił.
P.P.S. Dobrze myślałeś. Nie jestem tylko zwykłym żołdakiem, za jakiego się podawałem. Ale pogadamy o tym, jak przyjdziesz do bunkra. Zaznaczę drogę. Z Mauer można przejść do kanałów Neoberlina.

Spojrzałeś na drzwi prowadzące do windy do reaktora. Były zrobione ze solidnej stali, zaś koło nich znajdował się skaner oczny. Co gorsza, wydawało się, że maszyna jest wyłączona. Rozejrzałeś się dalej po pomieszczeniu. Gdzieś leżała apteczka, zaraz obok niej była skrzynia z narzędziami, rozrzuconymi w bezładzie.
Przy zachodniej ścianie znajdowały się wyłamane drzwi, jednak ktoś – być może Schwarzmann – wymalował czerwonym sprayem czaszkę nad nimi i wielkie litery: "POLE THAMMA". Wymowne. To właśnie stamtąd OHU rejestrował największą aktywność pola. Rzuciłeś okiem na korytarz – wyglądało na to, że im dalej biegł, tym bardziej był zniszczony.
Niedaleko znajdował się zakręcony właz na dół. Domyśliłeś się, że pod włazem może znajdować się jednostka zasilająca w prąd pomieszczenie, jednak pokrętło do otwierania włazu zostało wyjęte(lub wyrwane) tak, że można było wsadzić drugie. Nie widziałeś jednak żadnego innego pokrętła, nie licząc stopionej masy metalu pod Twoimi stopami.
W pomieszczeniu znajdował się jeszcze głośnik. Zapewne kiedyś służył on do porozumiewania się z komorą testową, teraz jednak dyndał luźno na jednym kablu.
Wszystko pokrywała subtelna warstewka kurzu, jakby nikt nie zaglądał tutaj co najmniej od miesiąca. Nie dziwiło Cię to już: Zacząłeś się przyzwyczajać do zaburzeń czasowych pola Thamma.

* * *

# Tanja Hahn
Zapadła ciemność. Również i dla Ciebie.
Poczułaś zapach rdzy; przyszła myśl, że być może powiedziałaś jednak Axelowi o tym, że pole elektromagnetyczne reaguje z polem Thamma, jak mówiło Twoje wykształcenie. Myśl przyszła powoli, niemrawo, wlekąc się. Zbyt późno. Późno, późno, późno...
Miałaś wrażenie, że podano Ci dużą dawkę morfiny; słyszałaś o efektach tego lekarskiego narkotyku. Wszystko było spowolnione i wykręcone; nie wirowało – rzeczywistość przypominała mieszający się i bulgocący amalgamat. Skoro tak, to przypomniała Ci się czarownica.
Po chwili zdałaś sobie sprawę, że zawsze myślałaś o czarownicy. Czarownica, czarownica. Co jest takiego w czarownicy? Amalgamat. Jednak Twoją twarz wykrzywił grymas złości, kiedy przypomniałaś sobie o morfinie. Morfina – lekarze – Tolle. Twoja twarz wykrzywiła się w straszliwym grymasie tak, że przeraziłaś się sama siebie. Jednak było już za późno; czułaś, jak Twój nos robi się duży, obrasta w parchy i brodawki. Czarownica! Oczy zmętniały i stały się brudne jak breja w szambie. Nagle poczułaś dziwną sensację w okolicach żołądka. Usłyszałaś szept.
"O Boże, czy nie widzisz tego, że Twoja twarz bulgocze?" Amalgamat. Jednak nie sądziłaś, że Twoja twarz bulgotała. "To tylko połowa prawdy" – pomyślałaś głośno. Dosłownie. Pomyślałaś, a myśl uleciała z Twojej głowy.
Miała kształt dziwnego ptaka, przypominającego mewę. A później usłyszałaś swój głos.
"Ta mewa – mówiłaś przejęta – zamiast rąk ma tylko dwa pajęcze odnóża. Nie jest to dziwne, ponieważ już wcześniej zaproponowałam kogoś, kto byłby dla nas lepszym pontifexem – głos zamlaskał. - Ta mewa jest przeźroczysta chyba tylko dlatego, bo jej imię brzmi: Krew. Chciałabym kiedyś zobaczyć te bąbelki, naprawdę".
Przestraszyłaś się swojego własnego głosu, bo na końcu nie przypominał w ogóle Twojego. Na końcu tego krótkiego monologu był gruby i szorstki, a Ty pomyślałaś, że takim głosem może przemawiać rzeźnik. W kompletnej ciemności przed oczyma – sądziłaś, że jesteś tylko tymi oczami – zalśniły litery utkane z czystego światła.
"CZASAMI BYWA TUTAJ CAŁKIEM WILGOTNO I GRZĄSKO. Und sehe, daß wir nichts wissen können."
Usłyszałaś swój krzyk; widziałaś samą siebie spoglądającą na morze... Samej siebie, w komorze zapasowej basenu, pod silosem. Krzyk utonął Ci w gardle – straciłaś przytomność.

* * *

Usłyszałaś dźwięk, który już znałaś – pękanie pęcherzyków powietrza w pianie, a przy tym rytmiczne sapnięcia od czasu do czasu. Otworzyłaś oczy. Poczułaś zapach stęchlizny, tak charakterystycznej dla starych budowli. Ujrzałaś niski sufit małego loszku; przyszły Ci na myśl różne zabytkowe zamki, jakie kiedyś jeszcze istniały w Niemczech zachodnich. Gdzieniegdzie zwisały strąki ciemnobrązowego mchu.
Wstałaś i stwierdziłaś, że nie ma kraty, która mogłaby Cię powstrzymywać przed dalszym pochodem – leżała parę metrów dalej; nastąpiłaś na nią – chrupnęła rdza i jeden z prętów rozsypał się w proch.
Idąc ciemnym korytarzem, świeciłaś latarką z kombinezonu OHU, chociaż nie panował tutaj zupełny mrok – tu i ówdzie świeciło żółte światło, jakie emitowały kryształy, bardzo przypominające topazy.
W końcu doszłaś do końca; w zbutwiałych, drewnianych drzwiach znajdowała się klamka ukuta misternie w kształcie gargulca, zaś nad nimi był złocony napis:
"Horribilis Est Locus Iste".
Otworzyłaś drzwi; o dziwo, klamka nie została w Twojej dłoni, jak się spodziewałaś. Schody, na które się natknęłaś, prowadziły w górę, zaś na ich końcu lśniło żółte światło. Było to jedyne wyjście stąd, toteż poszłaś w górę.
Stąpając po schodach, doszłaś do pewnego dziwnego momentu w architekturze tego miejsca: Korytarz, którym szłaś, nagle przewężył się i poczułaś zapach ziemi. W istocie, nagle otoczyła Cię ziemia tak, że przez chwilę miałaś wrażenie, że idziesz nie w lochu, a pieczarze. Minęłaś ten pas ziemi; korytarz rozszerzył się ponownie, a ściany kamienne wróciły.
Przebywszy schody, trafiłaś do małego korytarzyka; zakrztusiłaś się kurzem, który wzbił się, jak tylko doszłaś do tego miejsca. Na gładkich ścianach były wypisane znaki, nie mogłaś ich jednak rozszyfrować.
Na środku tego korytarza stwierdziałaś, że jest szczelina, dzieląca korytarz na pół – co ciekawe, dwie części tego korytarza przedstawiały dwie różne architektury i techniki budowania. Poszłaś dalej.
Otworzyłaś następne – akurat te dźwierze były ciężkie, okute żelazem.
Szłaś przez jakiś czas.

* * *

Wyszłaś, jak się okazało, zza ołtarza. Była to bowiem katedra. Zrujnowana katedra.
Strzeliste sklepienie było poszarpane – prześwitywało przez nie niebo koloru ognia; żółć poprzetykana pomarańczowymi chmurami, które pełzły leniwie dalej i dalej.
Koło ołtarza był wybity witraż – wyjrzałaś na zewnątrz. Ujrzałaś klif i bezkresną ciemność, która była pod klifem. Przepaść. I daleki horyzont, który jaśniał purpurą. Widziałaś ptaki tego świata: Dziwne, kościste twory, zataczające okręgi. W ogóle nie machały swoimi błoniastymi skrzydłami.
Katedra stała na skalistej i piaszczystej wysepce, jednej z wielu, które także wolno krążyły w przestrzeni. Z wysepki wystawały topazowe kryształy, błyszczące w mroku. Na niektórych wysepkach były podobne ruiny, niektóre były obrośnięte mchem, niektóre zaś wydawały się żyć – nawet tu słyszałaś ich sapiący oddech.
Wrota portalu katedry były wyłamane – być może krążyły gdzieś w przestrzeni, jednak utwierdziło Cię to, że z tej wyspy nie ma wyjścia.
Jeden z witraży nie był wybity – przedstawiał on dziwną postać. Była to kobieta ubrana w czerwoną szatę, a jej włosy i oczy płonęły krwistym płomieniem. Jej rozcapierzone ręce – nie, szpony – miały cztery palce, podobnie jak stopy, które bardziej przypominały pazury orła. Dziwny święty, jak na katedrę.
Zwisały żyrandole wraz z wypalonymi ogarkami. Jeden z nich oderwał się i rozwalił jedną z ławek, już i tak czarnych ze starości i zbutwiałych. Na pozostałych od czasu do czasu zwisał wyschnięty mech – ten był żółty, nie ciemnobrązowy.
Posadzka była zaśmiecona – kawałki gruzu ze zniszczonego sklepienia spadły na dół, druzgocąc czasem całe nawy. Kolejnym, co rzucało się w oczy, było to, że tu i ówdzie znajdowały się stare i kompletnie bezużyteczne kawałki średniowiecznej broni – wygięte miecze, wyszczerbione sztylety czy glewie ze złamanym drzewcem. Czasami znalazł się tu i lichtarz z całą świecą albo i nawet kielich ze złuszczoną pozłotą.
Odnogi katedry były zawalone, podobnie jak mniejsze kapliczki, które od czasu do czasu znajdowały się w bocznych nawach.
W centrum znajdowała się dziura w posadzce – pokruszone kawałki marmuru leżały wokół. Z dziury wystawała wielka czara. Bulgotała w niej czarna breja.
Ołtarz był niczym innym, jak tylko kawałkiem skruszonego marmuru wystającego z podłogi. Był na nim postrzępiony obrus, kiedyś pewnie biały. Były na nim żółte plamy i 3 kręgi: 2 mniejsze, jeden większy, a także rys ciemnego, podłużnego kształtu.
Niedaleko ołtarza leżał sztylet z czarną rękojeścią. Przekrzywione tabernakulum nie miało zamka; miało natomiast otwór, do którego pewnie ten sztylet pasował.
Nad ołtarzem znajdowały się kryształy.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 09-07-2008 o 15:32.
Irrlicht jest offline