„Skontaktować się z Darnachem. Znalezienie go nie będzie trudne.” – Shash przypomniał sobie słowa wojownika, który przydzielił im cel. „Brzmi interesująco” – pomyślał otwierając swój notatnik. Ciężko było to zanotować w mdłym blasku księżyca, a jego długie złociste włosy opadające na twarz nie ułatwiały zadania. „Delberz? Jakie Delberz? Pierwsze słyszę… ale w sumie czasami grupka odważnych ludzi może zdziałać więcej niż setki wojowników, jeśli tych kilkoro zajmie się wypełnianiem strategicznie ważnej misji, a wojownicy pójdą za niedoświadczonym dowódcą. Hmmm… Delberz… Delberz…”. - Kto wie co to jest Delberz? Daleko to to? – powiedział kierując swoje czarne, bystre oczy w stronę swoich kompanów. Jego oczy są zwykle niebieskie, lecz tej nocy wszystko co nie było białe lub żółte, było czarne lub w różnych odcieniach szarości.
Sash wyglądał na starszego niż jest, czyli na jakieś 19 lat, gdy za dnia wygląda na osiemnaście. Miał na sobie szaro-czarne szaty. No dobra, tak naprawdę niebiesko–czarne. Nie jest jakimś chuderlakiem, budową ciała nie odbiega od mężnego, norskiego standardu… nastolatków. Rysy jego twarzy były delikatne, co trochę kontrastowało z ciężkim, dorosłym i poważnym spojrzeniem, którym często traktował rozmówców.
Po odzyskaniu odpowiedzi, powiedział: - Więc ruszajmy w drogę, wielkie wydarzenia, które nadchodzą szukają wielkich ludzi, które do nich doprowadzą! – krzyknął przekonująco do swoich towarzyszy po czym ruszyli w drogę. - Jestem Sharesh Braam, ale możecie mi mówić Shash. Skąd pochodzicie? Ja z Gotland w Fjellsende. – zapytał, a po krótkim wstępie, gdy wszyscy się przedstawili i na ułamek sekundy zapadła cisza, Sharesh zaczął swą opowieść. - Opowiedzieć wam o tym, jak razem z pewnym magiem, zwanym Khaarem, trzema wojownikami chaosu oraz pięćdziesięcioma grabieżcami zmasakrowaliśmy miasto Antarien w Imperium, dowodzone przez Rycerzy Płonącego Słońca, bronione przez niemalże dwukrotnie liczniejszą armię ludzi i tych parszywych krasnoludów? Opowiem wam! – powiedział z uśmiechem na ustach, uderzając pięścią w powietrze – To miała być prosta sprawa, król powiedział tak: wpadniecie do tego miasteczka i wytniecie wszystkich w pień. Nie miało tam być żadnych wojowników, a tym bardziej Rycerzy Płonącego Słońca, więc byliśmy zdziwieni gdy zobaczyliśmy formujące się szeregi w bramie miasta… ale nie mogliśmy zawieść króla, co by pomyślał o nas, gdybyśmy nie wykonali rozkazu? Machnąłem chorągwią i ruszyliśmy na nich.
Po kilku opowieściach Shareshowi zaczęło dokuczać zmęczenie i zauważył, że nie tylko jemu. Jechał przez pewien czas w ciszy, ale stwierdził, że jednak musi odpocząć. „Delberz nie ucieknie”. Rozejrzał się za dogodnym miejscem aby przespać resztę nocy. Kątem oka zobaczył, że reszta jego nowych przyjaciół nie ujechała nawet o metr dalej niż on. „Rozłożę koc. Za poduszkę będzie chyba robił ten korzeń drzewa, na który położę plecak. Bywało gorzej.”
Ostatnio edytowane przez Vincent : 28-06-2008 o 19:06.
|