Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2008, 19:02   #2
Vincent
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
„Skontaktować się z Darnachem. Znalezienie go nie będzie trudne.” – Shash przypomniał sobie słowa wojownika, który przydzielił im cel. „Brzmi interesująco” – pomyślał otwierając swój notatnik. Ciężko było to zanotować w mdłym blasku księżyca, a jego długie złociste włosy opadające na twarz nie ułatwiały zadania. „Delberz? Jakie Delberz? Pierwsze słyszę… ale w sumie czasami grupka odważnych ludzi może zdziałać więcej niż setki wojowników, jeśli tych kilkoro zajmie się wypełnianiem strategicznie ważnej misji, a wojownicy pójdą za niedoświadczonym dowódcą. Hmmm… Delberz… Delberz…”.

- Kto wie co to jest Delberz? Daleko to to? – powiedział kierując swoje czarne, bystre oczy w stronę swoich kompanów. Jego oczy są zwykle niebieskie, lecz tej nocy wszystko co nie było białe lub żółte, było czarne lub w różnych odcieniach szarości.

Sash wyglądał na starszego niż jest, czyli na jakieś 19 lat, gdy za dnia wygląda na osiemnaście. Miał na sobie szaro-czarne szaty. No dobra, tak naprawdę niebiesko–czarne. Nie jest jakimś chuderlakiem, budową ciała nie odbiega od mężnego, norskiego standardu… nastolatków. Rysy jego twarzy były delikatne, co trochę kontrastowało z ciężkim, dorosłym i poważnym spojrzeniem, którym często traktował rozmówców.

Po odzyskaniu odpowiedzi, powiedział:

- Więc ruszajmy w drogę, wielkie wydarzenia, które nadchodzą szukają wielkich ludzi, które do nich doprowadzą! – krzyknął przekonująco do swoich towarzyszy po czym ruszyli w drogę.

- Jestem Sharesh Braam, ale możecie mi mówić Shash. Skąd pochodzicie? Ja z Gotland w Fjellsende. – zapytał, a po krótkim wstępie, gdy wszyscy się przedstawili i na ułamek sekundy zapadła cisza, Sharesh zaczął swą opowieść.

- Opowiedzieć wam o tym, jak razem z pewnym magiem, zwanym Khaarem, trzema wojownikami chaosu oraz pięćdziesięcioma grabieżcami zmasakrowaliśmy miasto Antarien w Imperium, dowodzone przez Rycerzy Płonącego Słońca, bronione przez niemalże dwukrotnie liczniejszą armię ludzi i tych parszywych krasnoludów? Opowiem wam! – powiedział z uśmiechem na ustach, uderzając pięścią w powietrze – To miała być prosta sprawa, król powiedział tak: wpadniecie do tego miasteczka i wytniecie wszystkich w pień. Nie miało tam być żadnych wojowników, a tym bardziej Rycerzy Płonącego Słońca, więc byliśmy zdziwieni gdy zobaczyliśmy formujące się szeregi w bramie miasta… ale nie mogliśmy zawieść króla, co by pomyślał o nas, gdybyśmy nie wykonali rozkazu? Machnąłem chorągwią i ruszyliśmy na nich.

Po kilku opowieściach Shareshowi zaczęło dokuczać zmęczenie i zauważył, że nie tylko jemu. Jechał przez pewien czas w ciszy, ale stwierdził, że jednak musi odpocząć. „Delberz nie ucieknie”. Rozejrzał się za dogodnym miejscem aby przespać resztę nocy. Kątem oka zobaczył, że reszta jego nowych przyjaciół nie ujechała nawet o metr dalej niż on. „Rozłożę koc. Za poduszkę będzie chyba robił ten korzeń drzewa, na który położę plecak. Bywało gorzej.”
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 28-06-2008 o 19:06.
Vincent jest offline