Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2008, 04:00   #5
Vincent
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
-Jestem Gaeth Seters. Pomogę Wam moją kuszą.

Shash od razu poznał, że Gaeth nie jest zbyt dobry w kontaktach z innymi ludźmi. "Co za tekst... pomogę wam moją kuszą..." -skrytykował w myślach.

- A Delberz... Delberz to miasteczko pomiędzy Altdorfem a Middenheim. Bliżej mu jednak do stolicy. Tak więc jedziemy namieszać bardzo blisko największych głupców. Bardzo blisko samego centrum.

"Chociaż wie, gdzie leży nasze Delberz. W sumie to już niedaleko."

-Jestem Skrzypek i byłem żołnierzem tej cholernej imperialnej armii

"Kim, do cholery?" - pomyślał Shash, ale po chwili zauważył jego futrzastą łapę i pojął, że pewnie ona jest odpowiedzią na pytanie: "Skąd tyś się tu wziął, nędzny człowieczku?", jednak myśli Shasha przekładają się na słowa tylko wtedy, gdy jest to korzystne.

- Witamy w drużynie. - powiedział spokojnie młodzieniec. "Po co robić sobie wrogów tak od początku? Może jeszcze jakoś się z nim dogadam, może jednak naprawdę zrozumiał, że Imperium umiera i opowiedział się po naszej stronie, może tak jak my chce przyłożyć rękę... znaczy się - łapę, do tego wielkiego dzieła?" - rozmyślał oceniając wygląd ostatniego towarzysza i czekając na jego autoprezentację.

Później ruszyli w drogę a Shash opowiadał o ataku na Antarien.

- ...Po blisko godzinnej walce, toczącej się na terenie całego miasta, zostawiliśmy na ziemi blisko pięćdziesiąt brodatych, krasnoludzkich ścierw, i drugie tyle ludzkich. Chcieliśmy już zabrać się za plądrowanie miasta, lecz okazało się, że podczas walki nie ostał się kamień na kamieniu… więc po prostu stamtąd poszliśmy, szukając kolejnych ofiar…

Towarzysze młodego skalda nie byli zbyt rozmowni. Ba, nawet jego opowieści przyjmowali dość apatycznie, co nie zdarzało się często. "Jacyś tacy zdechli są... niby żywi, ale zachowują się jak trupy. No dobra, jest środek nocy, ale bez przesady. Wyglądali na takich dość zainteresowanych walką... Zmienię temat." - przez chwilę myślał, ale w końcu podjął ponownie, tym razem o wszechstronnie uzdolnionych, złotowłosych barmankach z Gotland, które bynajmniej nie słynęły z tego, że szybko przynosiły kufle piwa.


"Całkiem miło, że ten, który... jak on to powiedział? Aha, już wiem. Ten, który pomoże nam swoją kuszą, zrobi ognisko... ale z tym namiotem to solidnie przesadził. Chce tu zaczekać, aż Delberz samo do nas przyjdzie? Część nocy przespaliśmy, szliśmy kilka godzin... Zostaniemy w tym miejscu ze cztery godziny i idziemy dalej" - Shash przyglądał się Gaethowi, zdejmując skórzaną zbroję oraz resztę przedmiotów z konia, aby on też mógł trochę odpocząć. "W sumie nie jestem głodny, rano coś zjem." pomyślał, po czym położył głowę na plecaku, zawinął się w koc i spróbował zasnąć, ale pod kocem czuł jakiś kamień i gałązki, więc sen musiał trochę poczekać. Wyczyścił swoje legowisko, uklepał ziemię, aby była mniej-więcej równa i ponownie rozłożył koc. Wtulił się w plecak, zamknął oczy. Myślał o tym które wydarzenia warto będzie opisać w dzienniku, a które zapewne pominie.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 29-06-2008 o 11:04. Powód: literówka ;p
Vincent jest offline