Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2008, 02:53   #6
Mizuichi
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
21 stycznia 2008 roku
Godzina 09.25
Nowy York

Ruda jechała swoim kabrioletem, jej włosy delikatnie falowały na wietrze. Zmierzała wprost do mieszkania swego przyjaciela, nie znała jego prawdziwego imienia, właściwie chyba nikt go nie znał. Gdy wcześniej odsłuchiwała wiadomość z automatycznej sekretarki, coś się stało w mieszkaniu Skrzydła. Słyszała strzały. Teraz chciała sprawdzić czy aby na pewno nic nie stało się przyjacielowi. Gdy po godzinie jazdy dotarła do małego domku, zaparkowała przed bramą. Wysiadła z auta i szybkim krokiem skierowała się ku drzwiom domu. Nie zdziwiła się gdy zobaczyła je wyłamane z zawiasów, leżały dobre kilka metrów od futryny. Michelle weszła powoli do przedpokoju, półka na której stał kiedyś telefon była całkowicie zniszczona, to samo tyczy się też samego aparatu. Na podłodze leżało kilka łusek po nabojach. Weszła do salonu połączonego z kuchnią. Dom był w opłakanym stanie, wszędzie zniszczone przedmioty. Na jednej ze ścian widniała smuga krwi. Prawdopodobnie ktoś został postrzelony i oparł się o nią. Sypialnia była w najgorszym stanie, wszędzie pełno krwi, musiało tu zginać co najmniej dwóch ludzi. Ruda miała nadzieję że jednym z nich nie był Skrzydło. Szafka przy łóżku była otwarta. Zapewne tam łowca trzymał swój ukochany pistolet CZ 75. Michelle nie znalazła w domu samego Skrzydła ani żadnych śladów że przeżył. Nagle usłyszała że ktoś wchodzi do domu, robiąc przy tym potworny hałas. Myślała że to Skrzydło. Szybkim krokiem udała się do przedpokoju. Jednak nie zobaczyła tam przyjaciela lecz jakiegoś wysokiego, umięśnionego, czarnego mężczyznę. W prawym ręku trzymał pistolet. Gdy zobaczył Rudą wycelował w nią i oddał strzał. Chybił o kilka milimetrów. Kula utkwiła w ścianie. Michelle szybko się odwróciła i kilkoma susami znalazła się przy otwartym konie w kuchni. Wyskoczyła przez nie i pobiegła do swojego samochodu. Opony były jednak przebite. Mężczyzna który do niej strzelał stał na ganku domy ponownie szykując się do oddania kolejnego strzału.

20 stycznia 2008 roku
Godzina 22.30
Nowy York


Sparks oglądał telewizję siedząc w luksusowej kanapie. Apartament prezentował się naprawdę wspaniale. Był wielki. Ma środku salonu stało jacuzzi, woda co jakiś czas sama się podgrzewała wypuszczając setki bąbelków powietrza na powierzchnię. W telewizji nie było nic ciekawego, a przynajmniej nic co Sparks uznałby za ciekawe. Zatrzymał się na chwilę na kanale informacyjnym.
- Policja wciąż prowadzi dochodzenie w sprawie seryjnych zabójstw na terenie Nowego Yorku. Komisarz Graham Rats twierdzi że policja jest bliska rozwiązania tej sprawy, niestety nie chciał podać nam żadnych szczegółów operacji – zakomunikowała piękna blondynka o niebieskich oczach.
- Dużo gadania mało działania, nic się nie zmieniło – Mrukną Sparks
Wyłączył telewizor i popatrzył na łóżko. Ogarnęła go senna atmosfera. Rozebrał się, ułożył ubranie w kostkę po czym położył na ogromnym łóżku. Było wygodne. Nad wyraz wygodne. Zamkną oczy, sen przyszedł szybko. Następnego dnia o poranku zadzwonił telefon.
- Pan zamawiał budzenie na 8.00 – powiedział mężczyzna należący do obsługi hotelu. Po czym odłożył słuchawkę.
Dziwne było to że Sparks wcale nie zamawiał budzenia. Miał ochotę porządnie się wyspać. Uznał to jednak za pomyłkę. Skoro i tak już nie spał. Wstał z łóżka ubrał się i zszedł do restauracji znajdującej się na parterze. Zamówił śniadanie. Zjadł je. Nagle dostrzegł że ktoś go obserwuje, osoba ta siedziała przy stoliku naprzeciw niego. Sparks poprosił o rachunek. Umieścił stosowną opłatę. Wyszedł z restauracji. Tak jak się spodziewał mężczyzna poszedł za nim.
W co ja się wpakowałem – pomyślał Sparks.
Szybkim krokiem udał się do garaży gdzie zaparkowane było jego auto. Wsiadł do niego. Odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Wciąż był śledzony. Jechał za nim czarny mercedes z przyciemnionymi szybami. Sparks nie zastanawiał się długo. Wcisną pedał gazu.
Muszę ich zgubić

21 stycznia 2008 roku
Godzina 13.00
Nowy York


Fallen siedział w restauracji Arthur's Landin, do spotkania została jeszcze godzina. Był ciekaw co to za robota o której wspominał Skrzydło. Sądząc po wielkości nagrody było to naprawdę coś wielkiego. Pewnie chodziło o jakąś grubą rybę. Takich sum nie przeznacza się na nagrody za zwykłych złodziejaszków. Do Fallena podszedł rosły łysy mężczyzna. Położył mu rękę na ramieniu.
- Pójdzie pan ze mną – powiedział spokojnym głosem, po czym mocno zacisną palce.
Fallen nie do końca wiedział o co chodzi, jednak nie wyglądało to zbyt dobrze. Wiedział że Skrzydło zawsze pojawiał się osobiście na umówionym miejscu. Nie był to więc jego człowiek. Nie chciał też robić zamieszania w restauracji. Wstał z miejsca które zajmował. Mężczyzna poprowadził go do toalety. Fallenowi nie wydawało się to zbyt dobre miejsce do rozmowy. Nie zdążył jednak zaprotestować, ponieważ wielka pięść uderzyła go w brzuch. Na chwilę zaparło mu dech w piersi.
- Gadaj kto cię wynajął s*******u – krzykną łysek.
Fallen zastanawiał się jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie miał najmniejszego zamiaru odpowiadać na pytania napastnika.

21 stycznia 2008 roku
Godzina 10.25
Nowy York


Brixton odpalił papierosa. Czekał na zamówienie. Był diabelnie głody. Ponadto ciężko było by mu funkcjonować bez porannej kawy. Kelnerka przyniosła jajecznicę i tosty. Postawiła talerz przed Brixem.
- Czy podać coś jeszcze? – spytała.
- Tak, nie dostałem jeszcze mojej kawy – starał się by jego głos brzmiał miło, nic jednak z tego nie wyszło
- Tak przepraszam bardzo, zaraz ją przyniosę
Kelnerka odeszła. Po chwili kawa stała obok talerza z jedzeniem. Nie była ani mocna ani dobra. Jednak Brix doszedł do wniosku że nie będzie psuł sobie nerwów na rozmowy z idiotkami nie potrafiącymi zrobić dobrej kawy. Dokończył jeść, położył na stole dokładnie wyliczoną kwotę. Nie miał zamiaru wręczać napiwku po tym jak musiał wypić obrzydliwą czarną breję. Spokojnym krokiem spacerował chodnikiem. Skręcił do małego przejścia między dwoma dużymi budynkami by skrócić sobie drogę. Za plecami usłyszał czyjeś kroki. Zignorował go jednak myśląc że jest to osoba która podobnie jak on chcę szybciej dostać się do miejsca w jakie zmierza. Z kieszeni wyją paczkę papierosów. Odpalił jednego. Zaciągną się kilka razy. Chwilę później poczuł ogromy ból głowy, zupełnie jakby ktoś uderzył go czymś ciężkim. Następnie stracił przytomność. Brix ockną się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Głowa mu pękała. Rozejrzał się, na początku prawie nic nie widział. Jednak po pewnym czasie wzrok przyzwyczaił się mroku. Nikogo w poza nim nie było w małym pokoiku. Nie był związany. Jednak pistolet który wziął ze sobą zniknął. Na szczęście osoba która go rozbrajała nie była w tym zbyt dobra, przeoczył ukryte sztylety. Za drzwiami do pomieszczenia ktoś rozmawiał. Brix nie był jednak w stanie nic zrozumieć z rozmowy. Gdy głosy ucichły Brigston szybko staną przy drzwiach tak by mógł zaskoczyć napastnika nim ten wykona jakiś ruch. Ktoś wszedł do pomieszczenia, wpuszczając do niego światło. Facet wyglądał na zwykłego oprycha. No może nie tak zwykłego, Raczej na takiego który niedawno dostał solidny wycisk. Brix jednak nie miał czasu na rozważania na takie tematy.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline