Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2008, 03:06   #242
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?

Oparła swoje dłonie na przedramionach „Daniela”. Były szczupłe, lecz mocne. Dokładnie takie, jak sobie je wyobrażała. Stanęła za chłopcem, który uważnie obserwował perymetr obrony. Widział bestie w szkopskich mundurach jak na dłoni, lecz wyszukiwał snajperów. Lekko obrócił głowę, by choć kątem oka dojrzeć umorusaną, lecz przecież śliczną buźkę „Basi”, jednocześnie owinął pas nośny wokół prawej ręki, by ustabilizować snajperkę:

- Wiesz, jeszcze przed wojną polowałem. Takie tam... wiesz, jestem z szlacheckiej rodziny, wokół naszego dworku był las, gęsty matecznik. Mieliśmy prawo odłowu zwierząt...

„Basia” słuchała spokojnego, cichego i ciepłego głosu „Daniela”. Nie wiedziała, po co jej to opowiada. Przez chwilę miała zamknięte oczy i znów widziała oczami jednej z bestii polskiego strzelca na wieży i .. samą siebie:

- „Daniel”... – pokierowała jego rękoma. Widziała samą siebie, jak naprowadza powstańca na cel. – Szybko, zaraz będzie strzelał!

- Tak, wiem. – Chłopak uniósł karabin, strząsając jej dłonie na swoje barki. – O czym to ja? Aha, pewnego dnia, chyba rok, może dwa przed wojną poszedłem z ojca na polowanie. Miałem naprawdę świetny sztucer, niemiecki. Było bardzo ciepło, jak to w lipcu. Parno i duszno...

Zamilkł na chwilę, przycisnął kolbę do policzka i ściągnął spust. „Basia”, oczami jednej z bestii widziała, jak „Daniel” strzela, a raczej tylko błysk wystrzału na wieży i potem ciemność, kompletna ciemność. „Daniel” lekko uśmiechnął się:

- Dostał. Mam jeszcze trzy pestki... Prowadź mała. – Spojrzał na dziewczynę. – Dobrze, ze tu jesteś „Basiu”.

Dziewczyna pokiwała głową i ponownie przymknęła oczy. Drugi z wrogich snajperów złożył się do strzału. „Basia” pociągnęła „Daniela” na siebie. Pocisk roztrzaskał jedną z cegieł, przelatując o kilka centymetrów od głowy powstańca. Ten szybko odszukał wśród gruzów wroga:

- Tu, jesteś bratku. – Szybko podrzucił SWT i wpakował kulę w łeb szkopa.
– Zostały dwa pociski młoda.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Gdzieś na dole usłyszała charakterystyczny dźwięk zwalnianej sprężyny PIATa, a potem głośną eksplozję. „Jonasz” polował na koty. „Daniel” pogładził wysłużoną broń:

- Tak więc polazłem z ojcem do lasu. Przeszło godzinę tropiliśmy zwierza. Potem się rozdzieliliśmy. Poszedłem sam, po raz pierwszy bez starego. Taka inicjacja, chyba celowo to zrobił. Chciał mnie sprawdzić?

„Basia” znów była w ciele wroga, który obserwował wieżę katedry przez celownik optyczny mausera. Inny kąt widzenia, inna odległość. Dziewczyna szybko pokierowała rękami „Daniela”. Snajper, nie przestawał mówić, choć cały czas celował. Jego głos był cichy, w pewien sposób monotonny:



- Przed ojcem wytropiłem jelenia, a w zasadzie daniela. Piękne zwierzę, stare, o rozłożystym porożu. Przez chwilę je podziwiałem, a potem starannie wycelowałem i wpakowałem mu kulę w bok, licząc, że jeśli nawet nie padnie od razu, to z przestrzelonym płucem daleko nie odbiegnie. W chwili gdy naciskałem spust, daniel spojrzał na mnie. Miał smutne i mądre oczy. Chwilę potem nie żył, a ja poczułem, że kiedy nadejdzie moja chwila będę o tym wiedzieć.

BLAM!

„Basia” aż się wzdrygnęła, gdy ponownie ujrzała całkowitą ciemność, gdy po raz kolejny umarła.

- Został jeszcze jeden „Basiu”, dasz radę? – chłopiec spojrzał na nią z troską. Sanitariuszka pokiwała głową.

- Po co mi to opowiedziałeś? – spytała.

„Daniel” odwrócił wzrok:

- Od trzydziestu dni bijemy się, tyle samo się boję. Strach dławi mnie o każdej porze, każdego dnia. Co z tego, że wiem, kiedy umrę, skoro każdego dnia się bałem, że to już nastąpi i ... że nawalę. Dopiero tu poczułem spokój. Chyba zrozumiałem, o co tu chodzi... Został ostatni, masz go?
„Basia” wskazała ostatniego snajpera. „Daniel” wycelował uważnie:

- Żegnaj „Basiu” – i nacisnął spust.

To samo zrobił wrogi snajper. Obie kule z ponaddźwiękową prędkością opuściły lufy karabinów i pomknęły w kierunku celów. Z cichym wizgiem minęły się może o centymetr lub dwa. Niemiec oberwał w bok twarzy. Pocisk z SWT roztrzaskał mu kość policzkową i oderwał żuchwę. Szkop charcząc upadł na ziemię, kryjąc pysk w pazurzastych łapach.

„Daniel” uśmiechnął się i upadł na „Basię”. Przód panterki nasiąkał krwią w błyskawicznym tempie. Nad sobą widział podziurawione sklepienie wieży i gołębie. Kilkanaście gołębi trzepoczących wściekle nad jego głową. Powoli zamknął oczy i znieruchomiał.


***

„Jonasz” ciężko oddychał. Ze zmęczenia, strachu, stresu... Pot spływał mu strumykami po czole, żłobiąc ścieżki w brudzie. Wychylił się z okienka i podniósł PIATa. Jedna jedyna szansa. Pociągnął za toporny spust i poczuł, jak broń z całej siły kopie go w bark. Sprężyna głośno szczęknęła i pocisk poleciał w stronę Pantery, trafiając w połączenie wieży i kadłuba. Wpierw eksplodował kumulacyjny pocisk, który przepalił na wylot pancerz czołgu. Potem eksplodowała amunicja w wozie, roznosząc go na strzępy. Zszokowany sierżant padł na ziemię. Kiedy wybuchy umilkły, wychylił się. Eksplozja wywróciła czołg, a raczej jego resztki do góry nogami. Powstaniec raz jeszcze pokiwał głową., a potem szybko schował się za okapem okna. Seria z kaemu wpadła do środka. Pociski zrykoszetowały od ściany, szczęśliwie nie raniąc „Jonasza”. Rozpoczęło się kolejne natarcie Niemców.

Ostatnie.


***

W tej katedrze, każdy dźwięk zwielokrotniał się jakimś niepojętym sposobem. Najpierw szczęk sprężyny, a potem potężna eksplozja oznajmiła koniec jednej z „Panter”. „Chmura” uśmiechnął się. Ech, „Jonasz w ciągu dwu dni spalił dwa czołgi i przegonił trzeci, z pewnością dostałby za to Krzyż Walecznych, a może i Virtuti Militari? Bez znaczenia. Kapral usłyszał coś. Ktoś biegł w jego kierunku. Kilkanaście ktosiów. Wycelował z erkaemu w w wyłom w murze i czekał. Ledwie kilka sekund później do katedry wpadł granat. Daleko od „Chmury” i jego kompanów. „Czarny” schował się za kupą gruzów, kilka metrów od niego kulił się z mauserem „Jastrząb”. Zaraz po eksplozji w wyłomie ukazała się grupa bestii w niemieckich mundurach. Otworzyli ogień zaledwie z kilku metrów. Pierwszą falę zmietli, ale zaraz za nią kolejna grupa zaczęła szturmować. Posypały się z jednej i drugiej strony granaty. „Chmura” przeciągnął krótką serią po szkopach i wycofał się na kolejną pozycję, za nim „Czarny” i „Jastrząb”. Bestie wdarły się do katedry. A w erkaemie zostało mu ledwie kilka pocisków. „Czarny” dopadł kumpla i zrezygnowany sprawdził magazynek:

- Twój Browning przynajmniej nada się na maczugę, a jak ja pierdolnę stenem takiego bydlaka, – wskazał w kierunku szkopów – To mi się broń rozsypie.

Popatrzeli na siebie. Wrzask „Vorwarts!” poniósł się echem po nawie kościoła. W tej samej chwili zabłąkana kula trafiła „Czarnego” w plecy. Od drugiej strony też się wdarli. Chłopak skulił się z przestrzelonym na wylot barkiem. Co robić? Sam się nie wycofa. Może gdyby ktoś go osłonił, ale wtedy osłaniający zostanie sam...

***

Na odcinku „Wiernego” też rozpoczął się atak. Porucznik był sam. Kiedy Niemcy się zbliżyli otworzył ogień, zabijając kilka stworów. Atak na chwilę zamarł. Bestie wycofały się, a potem jakby znikąd pojawili się przed nacierającymi cywile. Kobiety, dzieci... Jak wtedy na Woli, gdy zastrzelił tę kobietę. Zadrżały mu ręce. Koszmar powtórzył się. Otworzyć ogień? Strzelać do swoich? Bestie kryły się za plecami wynędzniałych ludzi. Zaraz tu wejdą! Co robić!?
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline