Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2008, 12:29   #1
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Mulele maj operacja "Cobra"

Stolica Konga Leopoldville - lotnisko. Ranek 15 listopada 1964 roku

Od kilku dni po lądowaniu samolotów SN Brussel Airlines dał się zauważyć pewien schemat. Oprócz nielicznych pasażerów i żołnierzy w mundurach większość stanowili mężczyzni między 20-50 rokiem życia z jedną walizką lub plecakiem. Specjalnie ustawieni przy trapach ludzie z obsługi linii lotniczych kierowali ich do niepozornego budynku za którym stał rój zdezelowanych furgonetek. Tam wręczano im plik katangijskich banknotów (co wydawało się dziwne skoro do Prowincji Katanga leżała dobre kilka tysięcy kilometrów dalej a byli ponoć biznesmenami załatwiającymi interesy w Leopoldville) i upychano po kilku w furgonetkach.





Kierowcy nawet nie pytali o adres mężczyzn pocących się w upale dochodzącym do 30 stopni w europejskich marynarkach i mknęli wprost pod wysoki budynek Building Forescom gdzie stacjonowało nieco tajemnicze wojskowe biuro.





O ile personelu wojskowego było tam stosunkowo niewiele to mogła dziwić ilość odwiedzających je cywilów.
I tak było tym razem. Siedmiu mężczyzn wysiadło z jednej z furgonetek i wmaszerowało do biura na szóstym piętrze.

Poddano ich tam jednakowej procedurze.

Sprawdzano najpierw w drugim pokoju zgodność kongijskich wiz z dokumentami jakie posiadali by potem zacząć serię kilku pytań. Dotyczyły one wieku, służby wojskowej, ran. Trzej siedzący za stołem oficerowie władali chyba w sumie wszystkimi językami Europy ( i kilku innymi) pytania bowiem padały najpierw po flamandzku, potem angielsku, następnie gdy kandydat nie rozumiał znaczenia pytań przechodzono do africaans (RPA) niemieckiego, francuskiego i dalszych.
I tę drogę musiało przejść siedmiu delikwentów, a po jej zakończeniu milczący dotąd czwarty oficer w stopniu kapitana przemówił, a jego słowa tłumaczyli trzej porucznicy.

- Witam panów w Kongu. Wasz przydział to 12 batalion katangijskich żandarmów stacjonujących niedługo tu - wskazał szpicrutą jakąś plamkę nieopodal miasta Stanleyville.

- Niestety mam złą wiadomość. Nie mam dla was transportu do...

Siedmiu mężczyzn nie dowiedziało się jak nazywa się owa plamka, bowiem drzwi otwarły się i do pokoju wszedł mężczyzna lat około czterdziestu.

Kapitan odpowiadał na serię zadawanych pytań wyraznie podenerwowany :

- Panie de Werwe wiem że obiecałem panu lot na plantację SURCOUFu...
- Tak wiem że pańskich raportów ze Stanleyville nie ma jak sprawdzić...
- Tak wiem, że przebywa tak około trzystu białych pracowników tej plantacji cukru i dwa razy tyle ich rodzin i uchodzców...
- Wie pan doskonale, że każdy z pracowników firmy przechodził szkolenie wojskowe, w tym kobiety, mają mnóstwo broni i amunicji, tak samo nasi osadnicy...
- Płyną tam już rzeką bataliony katangijskie...
- Musza jeszcze trochę wytrzymać...
- Tak wiem, że dzieci...że wielu jest rannych...
- Proszę posłuchać zaopatrujemy ich z powietrza, mam całe C-47 załadowane mlekiem w proszku, lekarstwami, bronią i amunicją...
- Bo nie mam w tym momencie ani jednego pilota w Leopoldville...Ci panowie -
tu wskazał ręką na siedmiu mężczyzn - właśnie maja tam przydział...ale też nie polecą...

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-07-2008 o 15:19.
Arango jest offline