Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2008, 12:04   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mężczyzna w tropikalnym garniturze, do którego odrobinę tylko nie pasowała walizka nosząca ślady częstych wojaży, wysiadł z samolotu jako jeden z ostatnich. Zdawał się nie zwracać wielkiej uwagi na panujący upał. Obojętnym wzrokiem obrzucił człowieka z obsługi, który wskazał mu drogę. Mruknął coś potakującym tonem i skierował się do niepozornego budynku.
Bez słowa schował podany mu plik banknotów i wsiadł to samochodu. Nie rozmawiał z nikim, choć rozpoznał pozostałych jako współtowarzyszy z samolotu. Skinął im jedynie głową.

Podczas jazdy można było mu się dokładniej przyjrzeć.
Był to mężczyzna dość wysoki i szczupły, liczący około 30 lat. Jego ciemne włosy były krótko obcięte, zaś opalenizna na twarzy sugerowała, żę znaczną część swego życia spędził na świeżym powietrzu. W padającym przez okienka świetle jego oczy zdawały się stalowe.
Jeszcze jedna rzecz rzucała się w oczy. W tym wieku człowiek ma już tak wyraźnie zaznaczone linie na twarzy, że każdy, na pierwszy rzut oka, może rozpoznać, gdzie i jak zmarszczy się ona w uśmiechu. Mężczyzna ten owych linii w zasadzie nie posiadał.

Do biura na szóstym piętrze wszedł jako drugi... Podczas kontroli paszportów można było usłyszeć, że nazywa się Christopher Padawsky. I to było w zasadzie wszystko, co można było się o nim dowiedzieć, bowiem na zadawane mu później pytania odpowiadał na tyle cicho, że do pozostałych najemników docierały jedynie strzępy informacji, podawanych po angielsku, z lekkim amerykańskim akcentem.

Gdy skończył odpowiadać oparł się swobodnie o ścianę. Nie zdradzając jakichkolwiek oznak zniecierpliwienia czekał, aż wszyscy przejdą przez podobną jak on procedurę.

12 batalion katangijskich żandarmów - pomyślał z rozbawieniem, które nie uwidoczniło się ani na twarzy, ani w oczach. - Po co nam żandarmi?

Żandarmi, jak pamiętał, nadawali się do pacyfikowania uczestników bójek... Pod warunkiem, że mieli podwójną przewagę. Może ta "wersja" żandarmerii była lepsza...

Brakiem transportu nie przejął się ani trochę. Podobnie jak wtargnięciem cywila i burzliwą wymianą zdań... Wiedział, że prędzej czy później trafią tam, gdzie powinni się znaleźć... W końcu nie po to przelecieli tyle kilometrów...

Dakota - pomyślał z niesmakiem. - Że też te stare trupy jeszcze latają...

Miał tylko nadzieję, że skoro ten akurat egzemplarz jest pod "opieką" wojska, to nie odpadną mu skrzydła. Przynajmniej przed lądowaniem....
Ale i tak bardziej ufał staremu C-47, niż zarozumialcowi, który sądził, że bez problemu potrafi latać nieznaną sobie maszyną.
Chociaż, z drugiej strony, wyglądało na to, że gdyby załapali się na ten lot, to na końcu czekałby ich skok... A w takim razie zupełnie go nie obchodziło, czy de Werwe potrafi wylądować... Jego już nie będzie na pokładzie.

Przeniósł wzrok na kapitana, ciekaw, jak dalej potoczy się dyskusja.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-07-2008 o 13:27.
Kerm jest offline