Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2008, 19:34   #1
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Mulele maj operacja "River"

Ranek 15 listopada 1964 Leopoldville


Taras Hotelu Memling

Jean Paul
pił dziś już trzecią tego ranka kawę, i pewnie piątego papierosa czekając na swego kolegę po fachu Paula Bragosiere'a i przeglądając gazety. Obok leżał aparat fotograficzny, znak jego profesji. Z dołu, z baru dobiegał go śpiew - był to chyba jakiś marsz.
Miasto tętniło, rozpalone i rozgrzane słonecznym żarem, dziennikarz czekał zaś na gościa, który dość niespodziewanie umówił się z nim dziś rano telefonicznie. Ten pojawił się wkrótce i opadł na wyplatane krzesło. Nie pytany poczęstował sie łykiem kawy i papierosem z paczki Jeana.

-
Znasz tego gościa od uchodzców de Wewre ? Czasem mówią na niego Lambert ?

Widząc niezrozumienie w oczach rozmówcy machnął ręką, na znak że w sumie nie ma to wielkiego znaczenia.

- Nieważne. Pytał mnie wczoraj czy mógłbym zrobić dla niego materiał o uchodzcach. Jest tu już parę lat i ma dobre rozeznanie w terenie i wtyki jeszcze z czasów secesji. Mówię mu OK, za dwa-trzy tygodnie będzie miał plecak materiałów ze Stanleyville. A on, że nie.

Zapalił następnego papierosa i kontynuował.

- Że mu nie chodzi co będzie za kilka tygodni, ale musi mieć materiał na już. Że w SOURCAFu otoczonych jest kilkuset, inni mówią że ponad tysiąc białych. To firma mająca przed 60 rokiem monopol na eksport cukru z Konga. Potęga : kilka tysięcy białych i kilkadziesiąt tysięcy czarnych pracowników. Mieli uprawy na terenach większych od Francji.

Przerwał na chwilę by zaciągnąć się galuoisem.

- Ale teraz jak ptaki nawet ćwierkają ruszy ofensywa by odbić Stanleya ja nie pojadę, bo muszę tego pilnować. Ale twoja gazetę na pewno to zainteresuje. Wiesz dorzucisz o historii SOURCAFu i masz materiał jak się patrzy, rozejrzysz się przy okazji po terenie. Wiem że zbierasz coś na własną publikację przyda ci się to do niej może. To jak bierzesz to ?

Paul był o 2 dekady starszy od Jeana i widział zapewne więcej konfliktów i wojen niż miał lat, lecz wyprało go to już z wszelkich uczuć. Plotka głosiła, że zamawiał do pokoju zawsze na rano gazetę, by wiedzieć jaka kolejną rzez opisuje.

- Mam też sposób jak sie tam dostać. Jest tu taki czarny nazywają go Kapitan Katanga. Facet koło czterdziestki, zresztą spytasz w porcie każdy go zna. Przemytnik, ale ma najszybszą łódz na Rzece a teraz podobno wojsko go capnęło na jakimś szwindlu. I dostał wybór. Albo zawiezie zaopatrzenie do SOURCAFu, albo beknie za czarny rynek. A to w czasie wojny tu to czapa. No to jak będzie ?


Hotel Memling

Timothy Python
poprawiał właśnie przed lustrem mankiety koszuli przed umówionym spotkaniem, gdy o ścianę za jego plecami trzasnęły otwierane drzwi.
- Proszę wejść - oświadczył spokojnie.
- Major wzywa - głos za jego plecami mógł przyprawić o dreszcze, przypominał bardziej bowiem coś pośredniego między charkotem a rzężeniem.
Anglik
nie musiał się odwracać by wiedzieć, że gościem był niejaki Rabudu zwany powszechnie "Rzeznikiem"
O Rabudu opowiadano wszędzie tam gdzie sie zjawił legendy. Był Algierczykiem, służącym majora von Bredeke. Sam Bredeke, Holender podczas wojny w SS Wallonien w stopniu pułkownika musiał po jej zakończeniu zaszyć sie Legii.
Teraz piastował stanowisko kwatermistrza Leopoldville, a plotka głosiła, że opłacały mu sie w mieście wszystkie domy publiczne. Po prostu za to by nie korzystał z ich usług Rabudu, po każdej bowiem wizycie kilka czarnych pensjonariuszek trzeba było wysłać do domu płacąc słone honoraria za ich okaleczenia.
Mówiono też że Rabudu trzyma też w swym pokoju dwa tajemnicze plecaki, jednak tu wersje sie już różniły czy znajdują się w nich obcięte kciuki czy uszy zabitym przez Algierczyka ludziom.

Major Bredeke oczekiwał na Tima, choć oczekiwał to może zbyt duże słowo, bo ten został po prostu praktycznie do niego wrzucony przez Rabudu.

- Python - uśmiech majora był wyjątkowo uprzejmy co nie wróżyło dobrze - słyszałem, że chciałeś ze mną rozmawiać. I słyszałem, wyobraz sobie - zapalił cygaro - że chodzi ci o pieniądze za jakąś dostawę. O pieniądze, pomyślałem sobie ? Za dostawę ? To przecież niemożliwe. Bo KURWA towar miał być przedwczoraj CAŁY załadowany na barki 3 batalionu !!! - ryk Bredeke rozsadzał ściany i Tim pomyślał że plotka o służbie w SS musi być prawdziwa. Tylko niemiecki oficer mógł tak wrzeszczeć.

- Ale ja jestem człowiekiem spokojnym i nawet - przejście od wściekłego ryku do miękkiego barytonu było wprost niesamowite - wyobraz sobie, że poszedłem ci na rękę. I towar masz już załadowany na statek. Ten Negr - ostatnie słowo prawie wypluł - Kapitan Katanga zawiezie go wraz z twoją śmierdzącą dupą do 3 batalionu. Wypływa popołudniu, na miejscu zapłaci ci Lamouline a powiedzmy za opóznienie nałożę na ciebie karę - potarł ręką po ogolonej do perfekcji szczęce - 500 dolarów.

Tim zrozumiał dlaczego nikt przez dwa dni nie chciał przewiezć przez Kongo z Brazaville do Leo drugiej części jego towaru. Gdyby ten w całości został dostarczony na czas zapłacić za niego musiałby jako kwatermistrz miasta Bredeke.
A tak nie dał nic, zaksięguje wypłatę, bo kto będzie szukałby Pythona by spytać czy to prawda, pieniądze i tak będzie musiał wyłożyć wściekły z tego powodu Lamouline ia Bradekezyska ekstra 500 dolarów.

Humor mogło tylko poprawić w tej sytuacji umówione spotkanie, zerknięcie na zegarek jednak upewniło go, ze będzie musiał bardzo sie spieszyć.


Mała kafejka przy porcie

Szła powoli uważnie rozglądając sie na boki by wśród licznych tu knajpek znalezć tę w której sie umówili. Dlaczego "wujek" jak był powszechnie u nich w domu nazywany wybrał akurat to miejsce ? Co chwilę ją popychano, albo sama musiała ustępować z drogi. Przed wojna byłoby to nie do pomyślenia.

W końcu dostrzegła siedzącą przy stoliku postać wziętą jakby żywcem z powieści Kiplinga. Wysoki, dobrze po pięćdziesiątce szpakowaty oficer w nienagannie odprasowanej bluzie i szortach sączył drinka.

- Monsieur ? - chcąc zwrócić na siebie uwagę zapytała dziewczyna mając nadzieję, że mężczyzna może zna kafejkę o której jej chodziło.

- A odkąd to wujkowi mówisz Aneczko "pan" ?

Ku jej zdumieniu głos okazał się jak najbardziej znajomy. Po chwili dotarło do niej że to oficerem jest właśnie hrabia Stanisław Krasicki. Rumiane, oblicze, siwy wąs świadczyło, że wojsko mu jak najbardziej służy. Z uwagą wysłuchał jej opowieści czasem wyciągając z kiszeni wielką jak ćwierć obrusu kraciastą chustę i niby wycierając suche jak pieprz czoło nieco zbyt długo manewrował nią w okolicach oczu, czasami delikatnie poklepywał po dłoni. Gdy skończyła westchnął i zapalił cygaro. Hanka ze zdumieniem zobaczyła że musiało być z przemytu.

- Widzisz to nie jest takie proste - zaczął wydmuchując kłąb wonnego dymu.
- Niedługo zacznie się atak na Stanleyville. Nasze bataliony już wyruszyły Rzeką. Został jeszcze jeden transport, którym płynę, ale na niego nie mogę Cię zabrać. Ale nie martw sie - dodał szybko, widząc że dziewczyna smutnieje - wujek może i swe lata ma, ale jeszcze starym dziadygą nie jest.

- Oooo właśnie idzie nasz gość -
dodał widząc zmierzającego w ich stronę wysokiego murzyna w kapitańskiej czapce. Ten ukłonił sie przy powitaniu i witając nienaganną franscuszczyzną.
- Mademoiselle. Colonel.
- Jeszcze nie. I pewnie nigdy nie -
zaoponował ze śmiechem Krasicki - przedstawiam Ci Kapitana Katangę przynajmniej tak zwą go od paru lat. Ja znałem go jako jeszcze po prostu Simona Ketuku jednego z lepszych zarządców na mojej plantacji. Jak widzisz awansuje szybciej ode mnie jestem tylko bowiem biednym porucznikiem - dodał pokazując na dystynkcje.



- Porzucił również ciepłą posadkę u mnie i od kilku lat jest znanym obwiesiem. A także dostarczycielem moich ulubionych cygar i whisky.

Ketuku tylko Kiwał głową potwierdzając słowa hrabiego.

- Jeśli sie zgodzisz popłyniesz z dostawą do mojego batalionu. Co prawda po drodze będziesz musiała zatrzymać się na parę dni może w paru rybackich wioskach ale i tak jest to chyba najszybszy sposób byś dostała się w pobliże Stanleyville.


Lotnisko

Płyta lotniska gdy wysiadła z samolotu uderzyła ją wprost żarem buchającym jakby wprost z wnętrza hutniczego pieca.

Witaj Afryko, zegnaj Europo pomyślała.
Na zawsze zresztą.

Była chyba jedyną kobietą w samolocie. Oprócz niej było w nim kilku oficerów i żołnierzy w belgijskich mundurach i całkiem spora liczba "cywilów", którzy zapewne przyjechali po to samo, po co jej brat do Konga.
Wolnym krokiem ruszyła w stronę budynku dworca, gdzie miał czekać na nią Erik.
Jakże jej go tam brakowało w Paryżu, gdzie zaznała tyle goryczy i poniżenia. Ale to już przeszłość, tylko przeszłość.

Z odrętwienia wyrwało ją wołanie
- Simone !!!
W cieniu budynku w lekkim garniturze stał jej brat i machał ręką na powitanie.
- Erik !!!
Rzuciła sie biegiem w jego stronę by wpaść mu w ramiona. Jednak byli Strachwitzami a do czegoś zobowiązywało, więc uścisk nie trwał długo.
Większość bagaży przybyła wczoraj z Erikiem, tak, że teraz tylko z lekką walizką ruszyli przez miasto.

- Simone dzięki listowi do Morcinka nie robiono mi trudności na lotnisku i nie musiałem przechodzić tego cyrku co inni. Dzwoniłem wczoraj do niego, ale są teraz tak zajęci przygotowywaniem ataku że kompletnie nie miał dla mnie czasu. Umówiliśmy się na dziś, choć nie na konkretna godzinę. Wziąłem dla nas w pokoje w "Memlingu", możemy więc najpierw jechać tam byś sie odświeżyła, lub iść do niego od razu jeśli chcemy to mieć z głowy już ?


Hotel Memling

Sierżant Patrick O'Connor
popatrzył jeszcze raz w lustro poprawiając pułkowy krawat który ubrał dziś obowiązującego go już jako żołnierza 12 batalionu czerwonego fularu i wypił ze stojącej na umywalce szklanki łyk whisky.
Właściwie nie mógł zdecydować się czy jest wściekły czy tylko zły. Przyjechał tu wczoraj ze swym kumplem Shamusem Brennonem mając nadzieję, że trafią do jednej jednostki i jak wszyscy inni trafił do osławionego już wśród najemników biura na szóstym piętrze.

Wszystko szło gładko dopóki jego papierami nie zainteresował się kapitan. Chwilę w skupieniu je studiował, po czym kazał Patrickowi wyjść na korytarz i czekać, zaś Shamusowi wręczono normalny przydział.

Na swe słabe protesty usłyszał tylko że ma "stulić pysk" i jeśli jako "zasrany dżemojad" umie wykonać najprostszy rozkaz czekać aż go wezwą.
Rzeczywiście po kwadransie zaprowadzono go piętro niżej kazano zdać katangijskie franki jakie otrzymali, wypłacono 20 dolarów zaliczki zawieziono do hotelu i kazano czekać nie wiadomo na co.

Na co czeka dowiedział sie rano, gdy przyszedł rozkaz mówiący tylko że sierżant Patrick O'Connor ma zameldować sie dziś w Biurze Służby Zdrowia Oddziałów Kongijskich u majora Morcinka.
Ale dlaczego u licha ma sie zgłaszać w Armii Konga skoro przydział ma do katangijskich żandarmów ?
Rozkaz nie precyzował nawet godziny i wydawał się cokolwiek mało wojskowy, a to nie wróżyło nic dobrego.

Poprawił krawat jeszcze raz i uznając efekt za zadowalający zastanawiał się czy ma szukać tego majora z cokolwiek jak dla niego egzotycznym nazwiskiem już teraz, czy skoczyć na dół do baru. O tym że był on otwarty upewniał go dolatujący z dołu śpiewany marsz 1 Pułku Legii


Taras Hotelu Memling

Africa Narindra Davy
zerknęła po raz drugi na zegarek.
Był już dobry kwadrans po dziesiątej, a do umówionego spotkania jakoś nie mogło dojść. Chyba że angielskim przemytnikiem był któryś z siedzących przy stoliku obok mężczyzn,bo poza ich trójką taras był pusty.

Wątpiła jednak w to, choćby z racji tego, że jeden z nich miał około pięćdziesiatki i tłumacząc coś swemu rozmówcy łypał co chwila na nią nieco lubieżnie, co może nie byłoby jeszcze takie dziwne, ale wątpiła by tak doskonałą fransczuzną jaką posługiwali się jej sąsiedzi mógł mówić ktoś spoza tego kraju.
Drugi zaś, również na przemytnika nie wyglądał, bo choć wiek może by sie i zgadzał, to wątpiła by przemycał aparaty fotograficzne i właśnie dogadywał transakcje a taki właśnie leżał obok nich na stoliku.

Starszy z mężczyzn wstał, mrugnął do niej okiem i powędrował gdzieś we własnych interesach, drugi sprawiał wrażenie jakby coś intensywnie rozważał.

Spojrzała na zegarek. 10.20.

Z dołu, z baru dobiegał chóralny śpiew po francusku, znak, że ktoś dobrze sie bawił. Właściwie to zanim tu przyszła powinna może spytać w recepcji czy wiedza coś o Pythonie ? Zakręciła trzymanym w ręku kieliszkiem wina zastanawiając się czy dać Anglikowi jeszcze pięć minut czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 22-07-2008 o 20:40.
Arango jest offline