Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2008, 00:26   #1
Mizuichi
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
[Autorska] - W poszukiwaniu Indiana Jonesa

Rok 1940
19 Czerwca
Godzina 11:26
Kawiarnia w nowym Yorku


Przyjaciele Indiana Jonesa siedzieli przy stoliku. Nie wiedzieli co się dzieje z Indim. Od początku jego wyprawy minęło już trzy miesiące. Od niego wciąż nie było żadnych informacji. Zdarzało mu się znikać na dłuższy czas ale zawsze kontaktował się z kimkolwiek.
- Trzeba coś z tym zrobić – powiedział Martin Pille – Macie może jakieś pomysły?
- Ponoć udał się do Gujany tak powiedział dziekan uczelni na której wykłada. Może tam polecimy i poszukamy go – zaproponował nieco niepewnym głosem Vincent Alvarado.
Wszyscy popatrzyli na niego znacząco. Zastanowili się przez chwilę. To faktycznie był dobry pomysł. Zazwyczaj to Jones szukał czegoś, jednak nigdy nikt nie szukał jego. No przynajmniej nie kiedy zaginą.
- Nie widzę problemów. Ja mogę ruszać już teraz. Mam nadzieję że wszyscy się zgadzają - odpowiedział Marcus Bale
Zgromadzenie poparzyli na siebie nawzajem. W zasadzie Indi był ich przyjacielem. Powinni coś zrobić. Nie mogli go tak zostawić.
- Ja również chcę mu pomóc. Jadę – powiedział Alexander Black.

Rok 1940
21 Czerwca
Godzina 18:40
Gdzieś w Gujanie


Reszta przytaknęła. Byli gotowi do drogi. Każdy poszedł się spakować. Umówili się na spotkanie na lotnisku. Wszystko było gotowe. Całą czwórka wsiadła do samolotu. Lot trwał osiem godzin. Później przesiedli się do autobusu który dowiózł ich do miejsca gdzie ponoć Indiana zaczynał swe poszukiwania. Od razu po przyjeździe udali się do motelu gdzie wynajęli dwa dwuosobowe pokoje. Następnie rozdzielili się by zasięgnąć języka.

Martin Pille

Przechadzał się po Gujanie. Nie widział w tym miejscu nic niezwykłego. No może poza tym że jest kompletnie zacofane. Mało który dom posiadał elektryczność. Nie było normalnych dróg a samochodowy można było zliczyć na palcach jednej ręki. Martin zaopatrzył się na poszukiwania w zdjęcie Jonesa. Jeszcze w samolocie wręczył każdemu po odbitce. Podszedł do pierwszego tubylca jakiego zobaczył. Był to niski mężczyzna o ciemnej cerze. Nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat.
- Dzień dobry nazywam się Martin, czy widział pan może człowieka z tej fotografii.
Mężczyzna pokręcił tylko głową i odszedł. Jednak Martin postanowił się nie poddawać.

Vincent Alvarado.

Swoje poszukiwania zaczął od jedynego baru w mieście. Wszedł do środka i nie zastanawiając się długo zamówił piwo. Usiadł przy jednym ze stolików przy którym już znajdowało się kilka osób. Wypijając pierwszy łyk kątem oka popatrzył na wszystkich. Nie wyglądali na groźnych ludzi. Wręcz przeciwnie. Bez wahania spytał
- Czy słyszeliście może o człowieku imieniem Henry Jones Junior -
Wszyscy pokiwali przecząco głowami.
- Może mówi wam coś przydomek Indiana? – Nie poddawał się Vincent
Kolejno usłyszał cztery nie.

Marcus Bale


Kompletnie nie wiedział co ma robić. Postanowił poszukać jakiś śladów w pobliskim lesie. Nie miał jednak specjalnych nadziei na znalezienie czegokolwiek. Ostatecznie Indi był tutaj już ładną chwilę temu. Jakiekolwiek wskazówki gdzie mógłby być teraz zapewne już dawno zostały zniszczone. Jednak od czegoś trzeba zacząć a cuda się zdarzają. Gdy tak wędrował i podziwiał faunę i florę Gujany potkną się o coś. Okazało się że był to duży kamień. Sam w sobie nie był on zbyt ciekawy. Jednak pod nim znajdował się kapelusz, dziwnie podobny do tego którego zazwyczaj używał jego przyjaciel. Marcus podniósł swe znalezisko i po dokładnych oględzinach mógł stwierdzić że istotnie należał on do Indiany. Nie był to dobry znak Henry nigdy się nie rozstawał ze swoim kapeluszem. Marcus miał nadzieję że jest to jedynie znak od Indiego.

Alexander Black.

Zaraz po rozstaniu z towarzyszami udał się do szpitala. Jeśli Jonesowi coś się stało pewnie go tam widzieli. Na szczęście miał przy sobie zdjęcie które wcześniej w samolocie dał mu Martin. Spokojnie wszedł do ciasnego pomieszczenia. Warunki sanitarne nie były tu zbyt dobre. Alexander miał szczerą nadzieję że nie przytrafi mu się nic co zmusi go do odwiedzin tego miejsca w roli pacjenta. Podszedł do pielęgniarki pięknej pielęgniarki. Pokazał jej zdjęcie i spytał
- Czy widziała pani kiedyś tego mężczyznę?
Kobieta zarumieniła się nieznacznie.
- Tak był tu trzy miesiące temu – odpowiedziała – później odjechał z jakimiś dziwnie wyglądającymi ludźmi, nie wyglądał na zadowolonego
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline