Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2008, 00:22   #5
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Cyganeria zajechała do miasta. I to jaka! Co najmniej piętnaście wozów wypełnionych po brzegi ludźmi i nie tylko. Jechali przez miasto i jechali - niekończący się korowód pełen kolorów, bibelotów, wrzasku, radości. Porykujące zwierzęta, zamknięte w klatkach. Handlarze wszystkim i właściwie niczym. Zwykle kupczyli sobą i rękodziełem. Ci prowadzili cyrk. Mierna przykrywka złodziejstwa - wszyscy przecież wiedzą, co tacy robią. Czyhają na sakiewki. Kiedy pojawiają się w mieście, od razu robi się niebezpieczniej. Ciągle coś ginie, sprawy idą gorzej, zaczyna padać. No i oczywiście dzieci trzeba trzymać blisko siebie. Przecież cyganeria lubi je sobie przywłaszczać.

Ta młoda tutaj, co właśnie głośno nawołuje i zaprasza, to mało cygańsko wygląda. Blada jakaś, zachudzona i źle ubrana. Tak po męsku. Tak... dziwnie i inaczej. Chociaż jak się przyjrzeć, cyganka to cyganka.

Wracali zmęczeni, ale nie na tarczy. Każdy w kieszeni miał przynajmniej jeden mieszek pełen monet. A nie wszystkie były wyjęte chyłkiem z kieszeni. Z wolna weszli do obozu, który założono tuż pod murami Charouse.

Gwar unosił się w powietrzu. Maluchy biegały i bawiły się setnie. Tym razem chyba w chowanego, jedno prawie wybiło sobie zęby, wpadając na Petera tresera niedźwiedzi (a może to jednak "ganiany"?). Azie spodnie zjeżdżały od ciężaru monet. Nawet pasek nie pomagał. No cóż, miała najsprawniejsze palce ze wszystkich. Nie bez przyczyny nazywali ją Łasicą. Pozostali niestety nie potrafili wyglądać jednocześnie tak niewinnie i figlarnie jak ona. Musieli żonglować, męczyć trochę zwierzęta, rozśmieszać publikę. A przede wszystkim ciągle się do niej uśmiechać. Teraz cierpieli na skurcz mięśni twarzy. Natomiast złośliwy uśmieszek nie znikał z twarzy Azy. Jak to mawiano w obozie, zapewne się z nim urodziła.
- To, kto idzie oznajmić Założycielowi, że wróciliśmy? - Peter spojrzał z żalem na dzieci, z którymi tak bardzo by się teraz pobawił. One zresztą też czekały na to z niecierpliwością. "Duży, miły miś wrócił" mówiły między sobą i zebrały się w pobliżu.
Żanna już coś chciała powiedzieć, patrząc wymownie na Azę, ale ta rzuciła "na razie" i sprawnym skokiem znalazła się już na najbliższym wozie i szybko zniknęła, przeskakując z dachu na dach.
- Bezczelny bękart. - wyrwało się Davidowi (żonglerowi), zza zaciśniętych zębów.
Żanna westchnęła.
- Cóż zrobić. Dziecko z niej jeszcze. Dobra dajcie, co zebraliście. Pójdę do Założyciela.

Cyrk to miejsce bardzo specyficzne. Zbierają się w nim ludzie, powiedźmy, oryginalni. Tacy, którzy nie znaleźli sobie miejsca gdzie indziej. Tacy, którzy szukali schronienia i tacy, którzy tylko tu czują się dobrze. Jak w domu. Aza należała właściwie do każdej z powyższych grup. Jej niejasne korzenie nie pozwoliły jej pozostać w domu, w Usurii. Założyciel ją przygarnął, a wychowała Cyganeria. A potem nadszedł pomysł cyrku.

Zmierzch to najlepszy czas na przedstawienie. Świece rozstawione wokół areny dodawały tajemniczości. Codziennie dawali jeden pokaz i codziennie był inny. Dziś dość specjalny, Elza postanowiła trochę rozbiegać konie.

Aza siedziała sobie wysoko, tam gdzie zwykle Kobieta-Anioł wygina ciało na drążku. Dziś Założyciel dał jej wolne, żeby rozruszała skrzydła. Młoda dziewczyna machała nogami jak dziecko i z radością wdychała duszne, przepocone, ostre powietrze panujące w namiocie. Nigdy nie mogła się nadziwić minom publiki. Oni zawsze byli tak samo zafascynowani, lekko przerażeni, zaciekawieni, niedowierzający. Dziwne.

Potem Nikolai bawił się świetnie na linie zawieszonej nisko. Nic wielkiego, a monteskie dzieciaki siedziały z otwartymi buziami. Kiedy na arenę weszła Żanna ze swoimi wężami, Aza zsunęła się sprawnie po linie i zniknęła zza kotarą. Znudziło jej się. Chciała się zdrzemnąć. No i musiała jeszcze odwiedzić założyciela.

- List? Jaki list? - usłyszała konspiracyjny szept Davida i szybko wspięła się na klatkę z lwem. Teraz była pusta, czyli ktoś tu postanowił zrobić sobie wolne. Interesujące.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline