Nic i nikt nie jest wstanie w czasie szkolenia oddać tego co czuje człowiek podczas pierwszej walki. Na nic sadystyczni instruktorzy, na nic codzienne biegi na Curahee, na nic czołganie wśród świńskich flaków pod ostrzałem prawdziwej amunicji. Nigdy nie zapomnę tego podniecenia zmieszanego z potężną dawką strachu. Adrenalina bijąca w skronie i zmęczone oczy od wypatrywania wrogiego natarcia. Spocone dłonie przyklejone do rękojeści Thomsona.
Ukształtowanie terenu Normandii, było bardzo parszywe dla atakujących. Żywopłoty, kamienne murki, wąskie dróżki, często bardzo słabo utwardzone, liczne drzewa i zarośla, chłopskie zagrody to wszystko świetnie nadawało zięby zająć pozycję i solidnie okopać. Sęk w tym, że to właśnie my byliśmy wbrew pozorom na pozycji atakującego. I te wszystkie przeszkody terenowe stanowiły dla szkopów doskonałe wsparcie natarcia. Nagle wyleźli ze wszystkich stron, jak wielkie czarne mrówki, było ich kilka razy więcej niż nas. Chowali się wszędzie, za drzewami, za resztkami zniszczonych budynków.
Fourier z Browningiem był naszym aniołem stróżem, gdyby nie on nigdy byśmy się nie utrzymali, cekaem przygniótł Niemców do ziemi i sprawił, że furia ich ataku okrzepła, a my mieliśmy więcej czasu na skoordynowanie obrony. Wysłałem do Fouriera, Del Campo do osłony ckm, musieliśmy utrzymać pozycję za wszelką cenę. Trzeba powiedzieć że Campo spisał się znakomicie, później chłopaki mówili o nim w oddziale, że ma:
”jaja z żelaza i mózg z kisielu”, ale rozkaz wykonał znakomicie. To dzięki niemu ckm odezwał się po morderczym ostrzale z moździerza, zastąpił zabitych amunicyjnych z 82.
Szkoda chłopaków z 82, z naszych nikt nie zginął, a Miller zapytany o wysłanie go do szpitala, powiedział, że możemy się sami wysłać do diabła, bo on się nigdzie nie wybiera. Trzeba przyznać, że niezły z niego był twardziel. Pamiętam ciszę jaka zapadła kiedy nieśli na noszach zabitych, to było niesamowite, powaga, spokój, żal… nawet działa okrętowe zalewające morderczym ogniem umocnienia na plażach, wydawały się być ledwie słyszalne. Taki los jak tych z 82 mógł podczas tej potyczki przydarzyć się każdemu z nas… mieliśmy po prostu więcej cholernego szczęścia.
Cmentarz żołnierzy alianckich poległych 6 czerwca w Normandii.
[z pamiętnika Thimothego Pytona, kompania C, 506 PIR]