Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2008, 17:30   #5
Lorn
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Eik Vangalar

- A jednak życie nie jest wcale takie złe. – pomyślał krótko z twarzą wtuloną w biust młodej szlachcianki. Nie zdążył jednak zawrzeć dłuższej znajomości, gdyż powóz przekręcił się nagle w poślizgu i obrócił w poprzek drogi, a siła odśrodkowa rzuciła Eika na drzwi, które pod naporem uderzenia 250 funtów, rozpadły się na kawałki, wyrzucając go na zewnątrz. Dzięki temu Eik przy akompaniamencie niekontrolowanego krzyku, przeleciał z całym rynsztunkiem nad częścią ulicy i wylądował na poboczu w śnieżnej zaspie
– Sigmar dał, Sigmar zabrał. Widocznie miała być to tylko przelotna znajomość. Tfu! Śnieżek. – zreflektował w myślach. Leżał tak krótką chwilę pobrzękując pancerzem i próbując wstać. Był postawnym mężczyzną mierzącym 6 stóp i jeden cal wzrostu, co przy wadze prawie 200 funtów (nie licząc pancerza) czyniło z niego dość dobrze prezentującego się osiłka (pod warunkiem, że prezentacja nie odbywa się w śnieżnej zaspie). Jeden rzut oka na jego długi miecz i topór przypięte do pasa, wystarczył, by zauważyć, że wyszły spod ręki świetnego rzemieślnika, a człowiek, który je nosi najwyraźniej zna się na rzeczy.
Tymczasem wszędobylskość tutejszych kobiet, już nagrodziła jego nieplanowany popis fanfarą śmiechu.

Opanowując śmiech dziewczyna zatkała usta i próbowała coś powiedzieć. Pierwsza próba była znowu nieudana. Wreszcie wydusiła z siebie.
- Wybacz Panie me maniery, Pański sposób pojawienia się całkowicie mnie zaskoczył. - mówiła starannym „Reikiem”, jednak w jej głosie zauważalny był śpiewny, obcy akcent z południa.
- Tandeta! - powiedział do siebie z myślą o drzwiach, wyciągając twarz z zaspy. Po czym wstając, otarł jednym gestem twarz ze śniegu. Drobiny lodu powoli topniały na jego ciemnych włosach, gdy jego zielone oczy lustrowały już od stóp do głów stojącą przed nim młodą, piękną i rumieniącą się kobietę, odzianą w mundur zakonu Myrmidii.
Eik napiął po żołniersku odzianą w nulneńską kolczugę pierś, by zatrzeć to niemiłe wrażenie poprzedniej prezentacji i krótkim ukłonem pozdrowił towarzysza broni. Z twarzy wyglądał mniej więcej na 25 lat. Na skórzane spodnie założone miał stalowe nagolenniki ze znakiem Sigmara, a pod szyją przewiązaną czerwoną chustę.

- I marny woźnica - zgodziła się panna. - Pewnie mu się do karczmy spieszyło.
- Oczekujesz może na kogoś z tego powozu oficerze? -
zapytał wprost, aczkolwiek grzecznie, mając nadzieję, że odpowiedź będzie przecząca.
- Och! nie, przedarłam się przez ten tłum z nadzieją na śniadanie w dobrej karczmie. Zresztą, choć wysiadłeś tutaj, to nie jest ostatni przystanek dyliżansu. Jak więc bym mogła tu na kogoś czekać?
- Dla mnie jest już ostatni! Wszak tu wszędzie jest jak w domu. –
uśmiechnął się z zadowoleniem, spoglądając po znajomych budynkach i ulicach.
- Faktycznie, chyba dalej pojazd póki co nie pojedzie. Cóż ciekawy powrót do domu - całowanie ziemi na przywitanie. Musze to zapamiętać.
- A jednak miłym jest to w śniegu lądowanie. –
zażartował - Zachęcam, warto spróbować. Czasem można dzięki temu trafić na niezwykle miłe powitanie, a może nawet poznać kogoś.
- Dobra pora roku ... proszę sobie wyobrazić jesienne kałuże. Jak wrócę do domu może spróbuję, tyle, że u nas śnieg bywa raz na kilka lat.
- Eik Vangalar, do usług. –
rzekł z nawyku w żołnierskim stylu.
- Carla di Olesi, mnie również miło. Zapewne chciałby Pan po takiej śniegowej kąpieli szybko do domu się udać i przebrać w czyste rzeczy.
- Miejmy nadzieję, że jakoś przeżyję ten dyskomfort.
- Czego i Panu życzę -
rzekła z uśmiechem. - A teraz wybaczy Pan, ale tam - wskazała na drugi koniec placu - czeka mnie wspaniałe śniadanie.
- Śniadanie, hmm… to jest właśnie to, czego mi trzeba. –
powiedział z apetytem, jakby coś właśnie poruszyło trafnie struny jego kulinarnej wyobraźni.
- Cóż, w tamtej karczmie kucharzem jest Niziołek i gwarantuję, że można tam dostać coś, co nie jest owsianką ani kaszą. - oba te słowa wypluła z siebie z wyraźną niechęcią.
- Miło mi było poznać Panią, Carlo di Olesi, życzę smacznego i nie zatrzymuję dłużej. – pożegnał ją pogodnie. Kobieta kiwnęła sztywno głową, po żołniersku i ruszyła na ukos przez plac w kierunku karczmy.
- Na pewno nie przywykła Pani do towarzystwa zwykłych najemników przy śniadaniu. – dodał ciszej za odchodzącą, zabierając resztę swoich rzeczy z wozu. Kobieta usłyszała jednak rzucone w powietrze słowa, zatrzymała się i obróciła.
- Ale pod warunkiem, że nie będziemy mówić o Akademii Artylerii, chętnie zjem w Pańskim towarzystwie.
- Umowa stoi! –
rzekł, gotów z całą surowością przestrzegać powyższej zasady i podał jej dłoń, jak to się zwykle czyni podczas zawierania umowy.
- Przynajmniej nikt się nie przysiądzie już do stolika, a mógłby to być ktoś tak nudny, jak kupiec zbożowy.
Wymieniwszy ze sobą mocny uścisk dłoni, ruszyli razem ulicą, przez plac w kierunku wspomnianej gospody. Po drodze, przechodząc pod dębem ogłoszeniowym kobieta zwróciła uwagę na ogłoszenie teatralne.
- Ostatnio wszyscy o tym mówią. Nie wiem, czy będzie to ciekawe przedstawienie, ale przy takich cenach biletów pan Foyer zostanie bogatym człekiem.
- Wiem jak znacznie lepiej ulokować złotą koronę –
odparł z dezaprobatą dla sztuki, w ogóle nie zdradzając zainteresowania wiszącymi tam ogłoszeniami.
- Hmmm może i racja, choć może to być sensacja sezonu. Ale też się nie wybieram.
W reszcie dotarli na Reiks Platz, gdzie znajdowała się, prowadzona przez Niziołka gospoda, „Nulneńskie przysmaki”, która podobnie jak inne na Reiks Platz nie należała do najtańszych.
- Dobry wybór, dobra gospoda. – pochwalił swoją towarzyszkę Eik, wchodząc do środka.
Sala w karczmie, jak na ta porę dnia, była już dość zapełniona, ale jeszcze kilka wolnych stolików się ostało.
Carla zdjęła płaszcz i zostawiła go w szatni, a następnie skierowała się do stolika stojącego w rogu Sali, pod ścianą. Eik poczekał na nią przy szatni, po czym trzymając się z tyłu także dotarł stolika, gdzie oprócz plecaka łuku i kołczanu opartych o krzesło, położył na stole rękawice i hełm.

Carla usadowiła się pod ścianą, tak by mieć oko na całą salę, a Eik usiadł obok, zwrócony twarzą w kierunku drzwi. Po chwili jeden z mężczyzn biegających z tacą pomiędzy stolikami przyjął od nich zamówienie.
- Pan jest mieszkańcem Nuln? - zacząła ponownie Carla.
- Owszem i jestem z tego dumny.
- Cóż każdy ponoć własne miasto chwali... Mnie by się Nuln bardziej podobało, gdyby słonce czasem przez te dymy mogło się przebić. Brakuje mi tu naszego słońca i morza. –
rozmarzyła się na chwilę dziewczyna.
- Żarty żartami, ale ja naprawdę uważam, że to wspaniałe miasto.
- Tak, przynajmniej niektóre dzielnice. O innych, póki mam urlop wolę zapomnieć. -
zgodziła się częściowo urocza wyznawczyni Myrmidii.
- To jest właśnie urok tego miasta, ten dym, hałasy dobiegające z kuźni, wystrzały armat i gwar dzielnicy handlowej. A Pani oficer tymczasowo, czy już na stałe w Nuln?
- Uczę się, nie jestem jeszcze oficerem, a na stałe… nie sądzę, pewnie dostanę przydział w ojczyźnie. Ale jak to w zakonie, idę tam gdzie każą.
- Owszem, ale tak milej brzmi, oficer Carla di Olesi.
- Jeszcze rok przede mną w Akademii.
- Cóż to jest… rok, minie jak splunąć. Ani się obejrzysz... Pani obejrzy, przepraszam, a już minie.
- Pewnie tak. Cóż ciekawe gdzie dostanę przydział... A Pan gdzie służył?
- U kapitana Albrechta Mitzera, a później u Otta Bamhauera. Mieliśmy pod zaciąg czasem nawet ponad setkę ludzi. Tępiło się to i owo. Wszystko, za co dobrze płacili. U nas to rodzinne, ja, moi bracia, ojciec, wszyscy siedzimy w tym fachu. Od pokoleń w zasadzie.
- Ponoć w imperium macie problemy z tym co żyje w lasach. Podobnie, jak my z piratami i południowcami. Cóż, służba w nieregularnych jednostkach jest specyficzna. Wiele i szybko trzeba się tam nauczyć. Nie jeden dobry żołnierz od tego zaczynał.
- Ponoć... tak powiadają –
uśmiechnął się, nie sądząc by ktokolwiek mógłby mieć, co do tego, jakieś wątpliwości - Ale prawda o lasach jest dziesięć razy gorsza niż im się zdaje.

Rozmowa toczyła im się miło i tak od słowa do słowa, w końcu śniadanie zniknęło ze stołu.

- Nie uwierzy Pan, ale po dwóch latach w Nuln zamierzam pierwszy raz zwiedzić miasto korzystając z urlopu. W życiu koszarowym chyba najbardziej brakuje domowego jedzenia, dlatego swoją krótką wolność postanowiłam zacząć od śniadania. - powiedziła Carla odkładając sztućce.
- Dobry początek dnia. – pochwalił ten zacny pomysł Eik i w reszcie syty rozsiadł się na krześle.
Chwilę później płacili już rachunek, powoli szykując się do wyjścia.

- Cóż dziękuje za towarzystwo przy śniadaniu, a teraz chyba pochodzę po mieście i zobaczę, jak to jest być cywilem i mieć dużo wolnego czasu. Może Pan jakieś atrakcje by mi polecił, jako mieszkaniec tej metropolii? - dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby nie do końca umiała znaleźć się w nowej sytuacji, jakby zupełnie nie wiedziała, co począć ze swoim wolnym czasem.
- Jest jeden sklep w dzielnicy kupieckiej "Łuki Grimmana", w którym robią najlepsze łuki i strzały w Nuln. – powiedział, ledwo powstrzymując się od śmiechu - reszta to lipa.
- Łuki strzały… dobra rzecz, ale nie na zajęcie podczas urlopu.
- No cóż, nie można mieć czasu na wszystko
- Cóż, może się cel jaki sam znajdzie w trakcie spaceru po mieście, faktycznie można i po sklepach pochodzić.
Dziękuje raz jeszcze –
powiedziała wstając od stołu.
- I ja dziękuję Pani Carlo. W sumie, też mogę tak powiedzieć, że jestem na urlopie. Właśnie odszedłem ze służby u Bamhauera… mniejsza o powody. – dodał wstając również i ucinając temat – Powodzenia!
- Może w takim razie zechce Pan towarzyszyć mi w przechadzce po mieście, skoro Pan też nie ma co robić.
- W sumie czemu nie, jak to się mówi, „bądź moim gościem”. Pokażę Pani to moje miasto. Żeby dostrzec niektóre rzeczy, trzeba tu przeżyć 20 lat. Na pewno szkoda Pani na to, aż tyle czasu.
- Będę wdzięczna... dotąd poznałam je od najgorszej strony, doki, zaułki, kwartały ost i west, port i ludzie którzy tam żyją. A nawet kanały. Może Pan pokaże mi tą lepszą część bym zdołała polubić Nuln…
- Służba nie drużba co… każde miasto ma swoją ciemniejszą stronę. To ma na przykład Czwarty kwartał.
- Na pewno, choć im większe, tym ta strona jest ciemniejsza... A Nuln małe nie jest. Cóż w takim razie „do spotkania”, jak Pan załatwi swoje sprawy...
- Wszystkie moje sprawy są już gruntownie załatwione. –
wszedł jej pośpiesznie w słowo.
- A bagaż...
- Bagaż owszem, po drodze odstawię go do domu. Możemy ruszać.
 

Ostatnio edytowane przez Lorn : 25-07-2008 o 19:13.
Lorn jest offline