Dwayne, stał naprzeciwko owego domu. Po pewnym czasie doszło do niego, że "to nie przecież wciąż tylko Szkocja" tylko "kurwa to Szkocja". Przecież jeszcze kilka chwil temu był w Anglii. Kilka chwil temu?
Może nie zupełnie, może ten wypadek (wypadek w postaci surrealistycznej sowy robiącej "wielkie bum" w jego dzielnicy) znowu wprowadził go w stan śpiączki i znowu bracia z IRA go wyratowali.
-Hm... - Dwayne często w sytuacji kiedy nie wiedział co się dzieje wydawał z siebie krótkie i piskliwe hm.
Stał chwilę rozglądając się, a raczej kręcąc oczami we wszystkie strony, gdy nagle zorientował się, że pada na niego deszcz. Zaczął chodzić, w kółko jakby uciekając przed wrednymi kroplami, które nie dawały mu spokoju, w końcu dając za wygraną zatrzymał się i zaczął rozmyślać.
-"Pozdrowienia od IRA" - czyli o nim myślą i pamiętają.
-Eksplozje - czyli chcą żeby im pomógł. Tak na pewno właśnie tego chcą.
W momencie kiedy O'Grady zaczynał się rozpływać przypominając sobie wszystkie bohaterskie wyczyny jego osoby usłyszał gdzieś w oddali samochody i głosy. Cóż po jednym "Hm..." i chwili nasłuchiwania wrócił do marzeń.
Stał i moknął z miną najszczęśliwszego człowieka na świecie, lecz nagle gdzieś, całkiem blisko, rozległ się dźwięk pukania. Pierwsza myśl Irlandczyka wskazywała na to, że jakiś debil (najprawdopodobniej papista) puka w środku budynku, potem doszło do niego, że jeśli on jest na tyłach to musi być też przód i to zapewne we frontowe drzwi ktoś wali pięścią.
Dwayne z miną oburzonego właściciela posiadłości poszedł w stronę znienawidzonego dobijającego się chama-papisty.
__________________ ...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall... |