Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2008, 21:18   #7
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Dla sprecyzowania czasu - późniejsze popołudnie.

Panna Livingstone zdołała wygrzebać się z samochodu i, mimo wypadku, czuła wewnętrzną ulgę, że jej obrażenia nie były zbyt poważne. Pojazd już raczej nigdzie nie pojedzie, choć nie można mówić o makabrycznej destrukcji. Brakowało śladów krwi, a maska oraz przednia szyba nosiły jedynie ślady uderzenia w coś żywego. W pobliżu rzeczywiście ktoś stał, więc zmysły nie kłamały - starszy mężczyzna ubrany niczym kowboj, z rewolwerem w ręku, który pochylał się nad... No właśnie... zwłokami owego księdza, którego potrąciłaś. Mężczyzna badał zwłoki, próbując dojść szczegółów dotyczących śmierci. Lecz w takim razie gdzie jest jeleń?

Billy Preacher spoglądał z góry na księdza, który był martwy. Po przewróceniu ciała na plecy, ten człowiek wciąż był martwy, choć na takiego nie wyglądał. Przede wszystkim miał około trzydziestu lat, był łysy, miał lekki zarost i gęste brwi. Nie nosił śladów brutalnego uderzenia, a ty jako szeryf, widziałeś kilka okropnych wypadków samochodowych, w których ofiary nie przypominały zdjęć w ich dowodzie osobistym. Sutanna księdza nie miała żadnych ciekawych elementów, choć może coś kryje się w kieszeniach oraz rękawach. Kątem oka dojrzałeś jak z samochodu wychodzi dość ładna kobieta. Krew ciekła jej z nosa i zalewała połowę twarzy, a wzrok miała rozbiegany. Widać było, że wzdrygnęła się natykając na ciebie lub trupa.

Znajdowaliście się na zakręcie tej drogi przez las. Deszcz przestał padać, choć gęste chmury wciąż się utrzymywały. Jedynym elementem burzącym tą scenę, był martwy ksiądz, który w żaden sposób nie chciał ożyć i zaprzeczyć swojej śmierci. W każdej chwili mógł tędy przejeżdżać samochód, co dla Grainne nie byłoby komfortowym wyjściem z sytuacji.

***



Każdy wchodzący pod dwór natykał się na ten ogród. Był zadbany, choć zdawał się być nieco zdziczały. Być może to efekt natłoku licznych gatunków roślin. Jedno z odnóży prowadziła za dom, a drugie w stronę pięknej fontanny



W tym ogrodzie było coś... magicznego. Chciało się w nim zostać już na zawsze...

***


Freddie O'Connell pchnął drzwi bohatersko, które otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a następnie zamknęły. Od wewnątrz uderzył cię zapach starych, drewnianych mebli. Przedsionek zapowiadał charakter domu - był stary i prawie pusty. Na przeciw wejścia znajdowały się jeszcze jedne drzwi, które musiały prowadzić do gościnnej części domu. Nad nimi wisiał duży krucyfiks, lecz bez postaci Jezusa. W rogach stały zadbane zbroje płytowe z halabardami w rękach. Na wieszaku wisiał szary płaszcz zimowy, zapewne nie używany. Po chwili usłyszał uderzenia w drzwi.

To pukał Michał Stoczyński, który właśnie co znalazł się przed dworem. Nikt początkowo mu nie otwierał. Po chwili w pobliżu zjawił się Dwayne O'Grady, który z podejrzliwością obserwował pukającego. Wtedy drzwi się otworzyły...

Stary Freddie słyszał pukanie. Nawet przez pewien czas chciał otworzyć, lecz nie był pewien reakcji właściciela. W sumie takie wtargnięcie może zostać źle odebrane, więc wolał pozostać w ukryciu. Wówczas pojawił się przed nim tajemniczy jegomość. Był starszy od ciebie lecz bardziej zadbany. Blady, z czarnymi, choć siwiejącymi włosami i monoklem zwisającym z kieszeni fraku. Nos i policzki kościste, a oczy brązowe badały twoją osobę. Ubrany był jak każdy lokaj w starym domu. W lewej ręce trzymał kilka świeżo ściętych róż.
- Nie zapukał pan - rzekł głębokim głosem. - Nie uczono pana zasad życia w społeczeństwie? A co gdybym miał w tym momencie strzelbę?
Po tym wykładzie skierował się i otworzył drzwi. Na zewnątrz stali dwaj mężczyźni - jeden szczupły i wysoki, a drugi ubrany w garnitur, z melonikiem w ręku.

W drzwiach ukazał się najbardziej stereotypowy lokal, jakiego mogliście sobie wyobrazić (opis wyżej). Nawet kulał wyraźnie na lewą nogę. Spojrzał na was podejrzliwie, po czym rzekł;
- Witajcie przybysze - skłonił się. - To miło, że zawitaliście do tego starego domostwa, aby odwiedzić lorda, którego sługą jestem.
Zrobił pauzę, zaczerpnął powietrze i dokończył;
- Nasz dom zawsze jest otwarty, a mój pan samotny i rad jest z gości... Lecz nim was wpuszczę, muszę poznać powody dla których tu przybyliście...
W środku dojrzeliście jeszcze kolejnego starszego mężczyznę, który był tutaj raczej przybyszem.
 

Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 29-07-2008 o 22:03.
Terrapodian jest offline