Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2008, 21:28   #192
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ta róża była jakaś.. Inna... Widział już wiele kwiatów... Większych... Piękniejszych... Ale w tej róży było coś takiego... A może w tej Róży, a nie róży...

Nie bardzo wiedział, czemu, zamiast normalnie odpowiedzieć na całkiem normalne pytanie wydobył z siebie tylko przeciągłe
- Noooo...

Normalnie zabrakło mu słów, bo następne, co powiedział, chociaż zawierało więcej słów, było mniej więcej tak samo inteligentne.

- Nooo, tak se łazimy....

Poczuł, że się czerwieni. Pewnie dlatego, że jako najstarszy powinien umieć mówić z sensem, a nie wysławiać się na poziomie trzylatka...

Perlisty śmiech różyczki sprawił, że rumieniec na twarzy Kuby pogłębił się. Chłopak miał tylko nadzieję, że zajęte różą dzieci nie zwrócą uwagi na plamę, jaką dał przed chwilą.
Postanowił, że nie odezwie się więcej, choćby nie wiadomo co się stało. Na szczęście ciężar konwersacji został przeniesiony na kogoś innego...

Kuba oderwał oczy od róży. Przez moment miał wrażenie, jakby ktoś zdjął z niego jakiś zły czar, że wraca mu zdolność logicznego myślenia i inteligentnego wypowiadania się. I chociaż stale zdawało mu się, że sam głos róży źle działa na jego zdolność koncentracji, to był w stanie skupić się na treści rozmowy.

To, że czasami jakieś dzieci przechodziły tędy... o niczym to nie świadczyło. Mogły odnaleźć drogę do Babilonu... A mogły trafić na duchowych krewnych Trzech Świnek. Na dwoje, jak powiadali, babka wróżyła.

Żałosny ton, brzmiący w głosie róży mówiącej o Księciu sprawił, że Kuba poczuł się trochę nieswojo. A gdy zobaczył, jak krople rosy, niczym łzy, ściekają po płatkach o mały włos sięgnąłby po chusteczkę i podał różyczce...
Pogłaskałby ją po płatkach, żeby ją pocieszyć, ale miał wrażenie, że róża nie byłaby tym zachwycona. Była taka delikatna... Jeszcze pogniótłby jej płatki...

- Czy możemy ci jakoś pomóc? - spytał niepewnie. Zapomniawszy o tym, ze miał się nie odzywać.

Róża jakby sie zawahała.

- Gdybyś był tak łaskaw... Trzeba mnie podlewać, chronić przed wiatrem - zatrzęsła się, jakby poczuła nagle tchnienie Północny Wichru. - Mógłbyś powiedzieć mi coś miłego, parę komplementów. Okazać trochę serca. I chronić przed zwierzętami... Jestem taka słaba i bezbronna - dodała, usiłując ukryć pod listkami parucentymetrowej długości kolce. - Gdybyś został ze mną jakiś czas...

Widok kolców wyrwał Kubę z transu, w jaki wprawił go słodki głosik róży. Wszystkie perypetie Małego Księcia, do których przyczyniła się taka sama róża, stanęły ma przed oczyma.

- Przykro mi, różyczko, ale najpierw muszę odprowadzić to damy - wskazał Misię i Alusię - do Babilonu. Wiesz coś o tym miejscu? - spytał.

- Nie - powiedziała róża obrażonym głosem i obróciła się do Kuby plecami. W każdym razie tak należało zinterpretować ten gest. - Wszyscy jesteście tacy sami - w głosie róży brzmiała śmiertelna uraza.

- Do zobaczenie, różyczko - powiedział Kuba, ale róża nie raczyła się już do niego odezwać.

***

Spotkanie z różą zdecydowanie zepsuło dobry początkowo nastrój Kuby. Z opuszczoną głową szedł na końcu grupy. Dopiero po jakimś czasie ponownie wysunął się na czoło. I właśnie dlatego jako pierwszy spotkał się z niespodzianką, jaka czekała na nich za zakrętem ścieżki wijącej się przez niski zagajnik.

- Stój - rozległ się niezbyt głośny, ale bardzo wyraźny głosik. Dobiegający gdzieś z dołu. - Zatrzymaj się!

Kuba spojrzał pod nogi. Niedaleko niego, na środku ścieżki, stała malutka mrówka wymachująca kawałkiem czerwonego płatka.

"Mam nadzieję, że to nie z róży" - pomyślał Kuba.

Kawałek dalej wrzała praca. Przez ścieżkę maszerowała długa kawalkada mrówek, przenosząc materiały budowlane z jednej strony ścieżki na drugą.


- Pomóc wam jakoś? - spytał Kuba, niepomny doświadczeń sprzed paru godzin.

Mrówka z rozpaczą chwyciła się za głowę.

- Tylko nie to! - zawołała. - Rano przechodził tędy jeden taki... Też chciał nam pomóc i do teraz musimy uprzątać bałagan. Wy, ludzie - dodała nieco łagodniejszym tonem - nie nadajecie się do takich precyzyjnych prac...

Widać było, że ogromne mrowisko, leżące parę metrów od ścieżki, było zdecydowanie niesymetryczne, jakby ktoś sypnął parę garści igliwia na szczyt...

- To już nie będę się wtrącać - powiedział Kuba. - Ale czy nie zechcielibyście nas przepuścić? - spytał.

Mrówka skinęła głową. Nieco niechętnie, ale zawsze... Podeszła do brzegu ścieżki, wyciągnęła gwizdek i dwa razy zagwizdała. Dźwięk był przenikliwy i aż nieprzyjemny.
Mrówki przechodzące przez ścieżkę przyspieszyły nieco, te, które dopiero dochodziły do ścieżki zatrzymały się. W parę sekund droga była wolna.

Kuba zrobił kilka kroków do przodu, a potem obrócił się.

- Dziękuję bardzo - powiedział.

Mrówka zareagowała nie całkiem tak, jak się spodziewał. Spojrzała na te dzieci, które jeszcze nie zdążyły przejść przez drogę mrówek i zawołała:

- Nie guzdrać się! Szybciej! Tamujecie drogę! Raz, dwa, raz, dwa... Ruchy, kluchy, leniwe!

Kubie niemal opadła szczęka.
Gdy tylko ostatnie z dzieci przekroczyło trasę, po której poruszały się mrówki, kierująca ruchem mrówka podniosła gwizdek do ust. Rozległ się długi gwizd i długi szereg mrówek znów ruszył przez ścieżkę.


***


Uginające się pod ciężarem pięknych owoców drzewo natychmiast przyciągnęło wzrok Kuby.

- Tak ładnie wygląda - powiedział do pozostałych dzieci - że to z pewnością jakaś pułapka.

Gestem dłoni poprosił, by nikt nie szedł za nim i powoli, zachowując ostrożność, ruszył w stronę drzewka.

- Dzień...

Nie dokończył. W ostatniej chwili uchylił się przed lecącym w jego stronę czerwonym jabłkiem.

- Ale ja...

Kolejna jabłko trafiło go w nogę, na szczęście niezbyt mocno, i upadło u jego stóp. Gdy schylił się, by je podnieść, następny owocowy pocisk przemknął nad nim.

- Precz, wstrętne trole - dobiegło go od strony jabłonki, gdy wycofywał się w stronę reszty. - Nie połamiecie mi gałęzi.

- Przecież my nie jesteśmy... - przerwał, gdy kolejnym jabłkiem omal nie oberwał w ramię.

To go nieco zdenerwowało. Ściągnął plecak. Nie zamierzał pozwalać, by byle jabłonka tak go traktowała.

- Może tak jeszcze... - zaczął. I przerwał. Przypomniał sobie skutki rozmowy z Mamą Gąską. - Przepraszam, jabłonko, ale myśmy naprawdę chcieli tylko porozmawiać.

Z trzech jabłek, które równocześnie poleciały w jego stronę, dwa go minęły. Trzecie trafiło w plecak, którym zdołał się zastawić. Podniósł z ziemi jabłko, a potem cofnął się do ścieżki, gdzie stała reszta.

- Może wy spróbujecie - powiedział, rozkładając ręce.

Obejrzał jabłko. Z pewnością było jadalne, bowiem właśnie wyjrzał z niego malutki robaczek i z pretensją w oczach przyglądał się Kubie.


A potem pokazał Kubie język i schował się z powrotem.

Kuba westchnął i odłożył jabłko. Az taki głodny nie był. Poza tym... Miał jeszcze jedno...

***

Na widok miasta, rozciągającego się w oddali Kuba sięgnął po 'Poradnik'. Książka otworzyła się sama i chłopak mógł przeczytać:

"Po wyjściu z Wielkiego, Okropnego Lasu znajdziesz li się pośród Królestw Szachownicowych. Wiele ich, jedne rozległe niczym władztwo Sułtana, inne małe jak znaczek pocztowy. Jedne niebezpieczne, inne tylko groźne, a jeszcze inne krańcowo zagrażające życiu i duszy. Wchodzą do nich tylko naaaaaajbardziej nieodpowiedzialne dzieciaki. Ty spoglądasz na Gród Kraka. Miłą osadę z miłymi mieszkańcami (zazwyczaj), która boryka się z pewnym problemem".

Pod spodem widniała ilustracja. Z odpowiednim podpisem.


Gród Kraka


Kuba zamknął 'Poradnik', pogładził okładkę z pewną czułością i schował książkę do plecaka.
A potem powiedział:
- Przed nami znajduje się miasto zwane Grodem Kraka. Mieszkańcy są zazwyczaj mili, ale teraz mają jakiś problem. Tylko mnie nie pytajcie, jaki...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-07-2008 o 13:41.
Kerm jest offline