Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2008, 00:07   #7
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Drzwi zostały zamknięte. Zamek przekręcony. Cóż z pewnością nie była to forteca nie do zdobycia, jednak takie zabezpieczenia musiały (na chwilę obecną) wystarczyć.
- Ciekawy osobnik. Nie powiem…interesujący. Chociaż…lekko natarczywy. Upierdliwy jak rzep u psiego ogona. Czy jak to się tam mówi. Zaś…to jak się wzdrygnął, kiedy wspomniałem o jego dzwonkach…Heheheh…cóż.
Czarnowłosy zaśmiał się szczerze, opierając głowę o ścianę, pozwalając sobie na pełną akustykę. Bez skrępowania. Następnie ujął jedną z puszek leżących na stole i rzucił ją w stronę plecaka, wiedząc, że cokolwiek go zamieszkiwało, dobrze zaopiekuje się powierzonym prezentem. Może nawet nieco za dobrze. Sam sięgnął po swe piwo, uwalniając złoty nektar i pozwalając żeby wpłynął do jego wnętrza. Ułożył się spokojnie na łóżku, niejako ignorując swoją młodą „koleżankę”, która właśnie oglądała jakieś bohomazy na ekranie telewizora. Skrzywił się widząc kiepską, jeśli nie tandetną animację przedstawiającą piątkę bohaterek, które posiadały wyjątkowo widoczne wodogłowie, oraz włosy stojące niczym las równikowy. Przez chwilę słuchał durnych monologów odnośnie mody, oraz popularności.
- Wyłącz to gówno. Nie mogę tego słuchać…
Dziewczynka odwróciła głowę w jego stronę i dało się dostrzec chwilę wahania, nawet sugerowanej niesubordynacji, jednak wzrok mężczyzny z wężem na piersi natychmiast ją storpedował. A może chodziło o coś więcej niżeli tylko wzrok. Kto wie. Kanał zmienił się na muzyczny, który (dzięki bogom) nie miał nic wspólnego z kłopotliwą czarną młodzieżą, oraz wyrafinowaną muzyką jaką niewątpliwie był rap. Zamiast tego powitało go Iron Maiden, oraz „Man on the Edge”. Lubił tą piosenkę. Wiedział nawet na jakim filmie była oparta. „Falling Down”. Rozumiał głównego bohatera. Jego rozterki. Jego nieuleczalną „chorobę”. A może chorobę świata który go otaczał. Z którym nie mógł sobie poradzić w żaden racjonalny sposób. I w końcu…w końcu nie wytrzymał.
- W moich czasach pieprzone bajki przynajmniej czegoś uczyły…solidarności, pomocy, honoru, dobra, oddania przyjaciołom…
Zaczął mówić, patrząc ślepo w sufit. Jednak natychmiast przestał, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie opuściło jego usta. Zrobiło mu się nieco…ciężko w okolicach przepony, jakby właśnie wyrósł tam wielki guz, reprezentujący całą, skumulowaną gorycz i nienawiść. Przygryzł wargę, gniotąc pościel w słabo kontrolowanym odczuciu gniewu. Jednak natychmiast wypogodniał. Rozchmurzył się. Ostry, obłąkańczy uśmiech przesłonił usta, czarne oczy zamiast szklistych, stały się niczym dwa wiertła. Stare, zużyte resztki, które na krótki moment wypłynęły na wierzch, zostały ponownie, brutalnie wciągnięte pod powierzchnię czarnej breji jego jestestwa. Aby rozkładać się dalej.
- Heh…po namyśle Klaro, doszedłem do wniosku, że mimo tej beznadziejności…jednak znajdujesz się w znacznie lepszej sytuacji niż ja. Ciebie przynajmniej nikt nie okłamuje.
Donośne beknięcie, które wydobyło się…z plecaka, zmusiło go do przerwania tej zawiłej, całkowicie wypaczonej, myśli filozoficznej. Z zaciekawieniem spojrzał na wyrzucaną, pustą puszkę, która potoczyła się z wolna po podłodze. Ten widok zawsze go bawił. Ledwie słyszalny szept. Para błękitnych ślepi, patrząca wyczekująco z okrytego ciemnością wnętrza.
- Nie. Nie dostaniesz więcej. Po alkoholu jesteś nie do zniesienia.
Niemal błagalny pomruk, towarzyszył kolejnej (nieudanej) próbie. Cisza, która mu odpowiedziała, oraz kopniak, który zrzucił plecak z łóżka i ulokował go pod ścianą.
- Powiedziałem…nie. A teraz zamknąć się…czeka mnie sporo pracy. Nawet tutaj.
To mówiąc otworzył walizkę z której wyjął…nóż. Oraz fiolkę czerwonej substancji. Do czego właściwie były mu potrzebne, pozostawało (na obecną chwilę) zagadką, której rozwiązania podjął by się jedynie klub samobójców.
 
Highlander jest offline