Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2008, 22:04   #7
Mical von Mivalsten
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
As the sun breaks, above the ground,
An old man stands on the hill.
As the ground warms, to the first rays of light
A birdsong shatters the still.

Monotonna podróż pociągiem upłynęła młodemu eterycie na słuchaniu równie monotonnej muzyki. Jeśli w brańży muzycznej można zdefiniować jakieś stałe, to zdecydowanie jest to muzyka Ironów, niezmienna przez ponad 20 lat.

His eyes are ablaze,
See the madman in his gaze.


Inna sprawa, że mimo monotonności, Ajroni mieli zawsze genialne teksty, które z powodzeniem można było dopasować do prawie każdego nastroju, więc bardzo szybko stali sie zespołem na smutne i wesołe chwile. Przy huśtawce nastrojów przeciętnego nastolatka taki zespół to złoto, nie dziwił więc chyba nikogo fakt, że nawet mimo monotonności wygrywali oni z każdym innym zespołem, który próbował na dłużej zagościć na empetrójce Marka.

Fly on your way, like an eagle,
Fly as high as the sun,
On your way, like an eagle,
Fly and touch the sun.


Dworzec we Wrocławiu nie był właściwie nawet taki brzydki. Ba, w porównaniu do peerelowskich bunkrów z Warszawy sprawiał nawet przyzwoite wrażenie, ale Marek nie czuł się tutaj zbyt dobrze. warszawskie geny oczywiście nakazywały mu czuć się wszędzie jak pan i władca lecz mimo to odwiedzanie innych polskich miast nie było ulubionym zajęciem eteryty. U siebie miał wszystko czego potrzebował, więc poza miasto wyjeżdżał li tylko na wakacje.

Now the crowd breaks and a young boy appears
Looks the old man in the eye
As he spreads his wings and shouts at the crowd
In the name of God my father I fly.


- Tak mamo, dojechałem. Nie, nie było żadnych opóźnień. Tak, zabrałem wszystko. Dobrze, będę na siebie uważał. Dobrze, pozwiedzam. Tak, porobię zdjęcia. Kończę... Naprawdę. Muszę zadzwonić do profesor Zacharskiej. Nie, nie musisz tego robić za mnie. Tak, jestem tego pewny. Naprawdę. Pa. - Marek rozłączył się mrucząc pod nosem. Oczywiście, wiedział, że to wszystko troska, ale, na Boga, miał już 17 lat i mógł już zwykle kupić piwo bez żadnych problemów.

His eyes seem so glazed
As he flies on the wings of a dream.
Now he knows his father betrayed
Now his wings turn to ashes to ashes his grave


Marek siedział na jakimś murku na peronie i zatopiony w muzyce kreślił cyfry w dużym, akademickim zeszycie a godzina oczekiwania minęła jak z bicza strzelił.
- Dzień dobry, pani profesor.
- Marku, stało się coś?
- A nie, właściwie to nie, ale zrobiłem już parę całek z Kiełbasy a jeszcze nikogo nie ma.
- Aha. To licz dalej a ja do kogoś zadzwonię.



Fly, on your way, like an eagle,
Fly as high as the sun,
On your way, like an eagle,
Fly as high as the sun.
On your way, like an eagle,
Fly, touch the sun
On your way, like an eagle,
Fly


- Obawiam się, że musisz po prostu cierpliwie poczekać.
- Długo?
- Nie wiedzą, niestety, ale postarają się coś z tym zrobić. Po prostu nie ruszaj się z miejsca, poczytaj coś i niedługo Cię odbiorą.
- D´accord!
- Wprawdzie Marek nie znał dobrze francuskiego, bo uczył się języka raptem pół roku, ale parę słówek wymówić potrafił, a że jego mentorka nie pałała zbytnia miłością do naszych zachodnich braci wolał nie używać w jej obecności szlachetnej, niemieckiej mowy.

Fly as high as the sun.


Bruce Dickinson zakończył właśnie kolejny kawałek swoim popisowym zawodzeniem, gdy przed pogrążonym w cyfrach Markiem stanęła jakaś kobieta mówiąc coś, co zagłuszały słuchawki. Ten wyciągnął je szybko, akurat by usłyszeć, jak ta się przedstawia.
- Marek Różogórski, bardzo mi miło panią poznać. - Zaiste, było mu miło, bo pani Dagmara prezentowała się nad wyraz urodziwie. Gdyby tylko miała te siedem, może osiem lat więcej... Marek zaczął pakować do podręcznego plecaka stary i gruby zbiór zadań z fizyki, by po chwili zarzucić torbę na ramię i ruszyć za swoją przewodniczką. Gdy wstał, miał mniej-więcej 180 centymetrów wzrostu, zadbane, kręcone włosy sięgajace ramion i raczej normalną sylwetkę, która nie zdradzała symptomów zapadniętego mostka. Nosił się na czarno-zielono, w wojskowe bojówki i koszulkę z dużym, zielonym okiem informującą, że oto przed obserwatorem stoi fan Comy.
Z zaciekawieniem obserwował, jak policjant bez wystawienia mandatu odchodzi od ich samochodu zastanawiając się, czy to tylko wdzięk, czy może jakiś magyczny efekt.
- Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało? - Zapytał z troską, zaczesując palcami grzywkę za ucho, gdy już wsiadł do samochodu. - Dziękuję, mam swoje. - Powiedział, wyciągając z plecaka nową paczkę papierosów marki djarum. - Może to zabrzmi szczeniacko, ale wolałbym, żeby moja mentorka się o tym nie dowiedziała. Rodzice to przy tym małe piwo. No i nie chcę sprawić jej zawodu. - Powiedział, podając pani Dagmarze ogień i/lub papierosa. Po chwili z namaszczeniem zaciągnął się dymem. Z wyglądu nie miał więcej, niż osiemnaście lat.
 
Mical von Mivalsten jest offline