Jonathan przeszedł po swoim biurze. Czemu tak długo nie wraca? Nie mogąc znieść czekania usiadł i przejrzał w Internecie wiadomości. Nowości techniczne, nowy chłopak jakiejś aktorki której nikt nie zna, dolar idzie w górę. Czyli nic ciekawego. Drzwi zaskrzypiały, głowa Granta zwróciła się ku drzwiom. Wyłoniła się postać w obszernej szacie, twarz miała całkowicie przysłoniętą kapturem. Nieznajomy wniósł ze sobą jeszcze większy niepokój.
-Kim jesteś? Kto cię tu wpuścił? Co tu robisz? – Głos Jonathana był pewny i donośny, ale w pewnym momencie dało się w nim wyczuć zwątpienie.
- Jestem Kantron. Nie bój się, jestem tu by złożyć ci pewną propozycję.- Kantron żywo gestykulował. Muszę go zająć rozmową by wyciągnąć pistolet.
- Jaka to propozycja? Czyim przedstawicielem jesteś? – Chłopak specjalnie ociągał się z mówieniem, by zyskać na czasie. Trzymał dłoń na spuście.
- Nikt mnie nie przysyła, jestem przedstawicielem tajnej organizacji, zaj… - Nie skończył, jego słowa przerwał strzał. Kantron wykonał szybki ruch ręką. Jonathan nie mógł uwierzyć własnym oczom, pocisk zatrzymał się przed mężczyzną. Kantron opuścił rękę, pocisk spadł na podłogę.
- …mującej się ochranianiem ludzkości. W sumie to nie jest propozycja tylko fakt. Jesteś częścią tej organizacji. – Biznesmen wytrzeszczał oczy na przybysza. – Co?- wyjąkał.
- Chodź, zbliż się. – Jonathan podszedł bez wahania, po tym co zobaczył nic już nie mogło go zdziwić. Był tak oszołomiony, że nawet nie zapytał po co ma podejść. – Wyciągnij rękę… nie tą. Tą bez pistoletu.- Posłusznie wykonał polecenie. Kantron nakreślił na jego dłoni znak. A jednak pomylił się dużo rzeczy mogło go zdziwić. Choćby fakt, że z jego dłoni wyleciał płomień i rozlał się po całym pokoju.
- O cholera… - mówiąc to Kantron nakreślił szybki znak ręką tym razem w powietrzu. Na tym miejscu powstała ściana błękitnego blasku. – Wskakuj! Wyjaśnię ci wszystko na miejscu. – Wskoczył w portal pociągając za sobą zdezorientowanego Jonathana.
__________________ Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”) |