Thomas ledwo wyszedł z łóżka, po wczorajszej akcji omal nie spłonął. Zapalił się gabinet jakiegoś biznesmena. Nie interesował się tym, ale koledzy powiedzieli mu, że nazywał się Jonathan Grant. Był najbogatszym człowiekiem w europie. Gdyby nie to, że przyjechali szybko nic nie zostałoby z willi. A tak spłonął tylko gabinet. Ciekawe co spowodowało pożar. Pewnie spięcie, potem zapaliły się firany i tak dalej. Zadzwonił dzwonek drzwi. Powoli i ospale ruszył ku wyjściu z domu. Jeśli domem można nazwać łazienkę, kuchnię i salon połączony z przedpokojem. Tylko najpotrzebniejsze umeblowanie, gołe ściany, mało okien. Wszystko było stare i zniszczone. Ale trudno się dziwić, kupił ten dom od jakiegoś dziadka, który wybierał się na tamtą stronę. Otworzył drzwi. Zza progu przyglądał mu się jakiś dziwny facet. Ubrany był w czerwoną szatę z wielkim kapturem, który zwisał teraz na plecach nieznajomego. Twarz miał zwykłą, nie wyróżniającą się niczym. Niczym oprócz oczu. Oczy miał brązowe, ale kryła się w nich głębia, wiedza wielu pokoleń. Wyglądał na 30 – latka, ale oczy mówiły coś zupełnie innego.
- Dzień dobry. – Powiedział szybko Thomas
- Witaj. – Miał spokojny głos, spokojny ale za razem donośny.
– Nazywam się Meribel i przyszedłem, by opowiedzieć Ci o pewnych rzeczach. – Powiedział to powoli, bardzo powoli.
- Hmm… Zapraszam do mojego skromnego domu. – Gestem zaprosił nieznajomego do środka. Nie wiedział do końca czemu to robi, ale coś mu mówiło że to ważna sprawa. Meribel przekroczył próg i rozejrzał się po pokoju. Usiadł na kanapie, gdzie przed chwilą leżał Thomas.
-Przepraszam, że nie zaproponuje nic do picia ale nie mam czajnika. Więc, o co chodzi? – Był lekko zażenowany brakiem podstawowego wyposażenia domu i słowa były dość ciche.
- Nie szkodzi i tak bym odmówił. Ale przejdźmy do rzeczy… zaraz ci powiem o wszystkim. - Zamyślił się. – Albo nie będę ci opowiadał tylko pokażę. Choć podaj mi rękę. – Ciągnięty nieznaną siłą Thomas podszedł i wyciągnął dłoń. Meribel nakreślił parę linii na kończynie Thomasa. I wszystko stało się tak szybko. Jego ręka wyglądała jak z drewna. Spróbował nią poruszyć, nie mógł. Postukał w nią. Ona była z drewna.
- Coś ty mi zrobił?
- Ja nic. Sam to zrobiłeś. – Gdy to mówił ręka wróciła do normalnego stanu. Ale słowa Meribel wprawiły go w osłupienie.
-Co? Co to było? – wymamrotał powoli Thomas.
- Hum. Zostałeś wybrany by ratować świat i ludzkość… czyli robić to co robiłeś tylko w inny sposób.
- Ale jak?
- Czy wy nie macie innych pytań? – Wyraźnie zniecierpliwiony Meribel nakreślił w powietrzu kształt drzwi. Zapłonęły niebieskim ogniem. – Chodź i zobacz. – wskoczył do portalu pociągając za sobą Thomasa.
__________________ Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”) |