Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2008, 19:37   #4
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Nadia siedziała w karecie wykonanej z drogiego gatunku drewna. Miękka kanapa obita atłasem stanowiła idealne podparcie dla głowy, dzięki czemu kobieta mogła wygodnie się na niej rozłożyć i położyć nogi na kozetce po drugiej stronie powozu. „To jest życie” – pomyślała przeciągając się z zadowoleniem.
Mijała obskurne karczmy, w których co noc grała w kości, a z których potem uciekała czym prędzej, bo jej przeciwnicy nie byli zadowoleni z przegranej, a przecież ona wcale nie oszukiwała. Mijała targowiska na których każdego dnia kradła nie tylko by zaspokoić głód, ale także próżność i rządzę błyskotek, która charakteryzowała niemal każdą kobietę.
Przez całą drogę z uwagą obserwowała tych wszystkich ludzi, do których los nigdy się nie uśmiechnie: te biedne, brudne i zasmarkane dzieci, które taplały się w błocie, by za kilka lat stać się złodziejami podobnymi do niej, czy do setek innych rabusiów, którzy żyli w tym mieście; tych żebraków, którzy klęcząc pod świątyniami prosili o zapomogę; te tabuny hazardzistów i szulerów, którzy dzięki sprytowi i szybkości potrafili w ciągu jednej nocy zbić fortunę, by w ciągu następnej wszystko przerżnąć; te cycate i skąpo ubrane prostytutki, których jedynym skarbem było własne ciało, a i je musiały wyprzedawać, by zarobić na życie.
Mijała właśnie główny targ w mieście, gdy zobaczyła jak strażnicy pałują jakiegoś złodziejaszka po tym, jak gonili go za kradzież sakiewki możnej damy. „Dobrze mu tak” – pomyślała Nadia. – „W tym fachu przetrwają tylko najsprytniejsi”.
Niebawem zabudowania miejskie zostały daleko za nią, a ona wreszcie mogła nacieszyć się chwilą spokoju. Powóz łagodnie kołysał się na gościńcu, konie miarowo stukały kopytami o kamienistą drogę, w oddali słychać było szum wiatru wśród pól i lasów, a przez opuszczone atłasowe zasłony do wnętrza pojazdu wpadała delikatna pomarańczowa poświata zachodzącego słońca. „To jest życie”- powtórzyła w myślach Nadia drapiąc się po brzuchu.

Zabudowania rodowej siedziby lorda Williama widać było już z oddali. Schludnie wyglądający pałacyk ze strzelistymi wieżyczkami, otoczony połaciami zielonej trawy przywodził na myśl siedzibę króla, a przecież jego właścicielowi daleko było do tronu. O tym wiedzieli wszyscy. Nie umniejszało to jednak ani trochę wrażenia, jakie budowla wywarła na kobiecie.

Nadia siedziała spokojnie pałaszując półmiski z suto zastawionego stołu. Nie głodowała, w końcu sama na siebie zarabiała i potrafiła zaspokoić wszystkie swoje potrzeby. „Nigdy nie wiadomo kiedy następnym razem przyjdzie ci jeść takie rarytasy” – pomyślała nakładając sobie na talerz jakiegoś małego ptaka w polewce. „Przepiórka? Smakuje jak łykowaty kurczak. Nie rozumiem czym się zachwycają ci bogacze." – stwierdziła w myślach dziwiąc się serdecznie.
Przez cały czas miała wrażenie, że znajdujący się wokół niej ludzie uważnie jej się przyglądają. Doskonale wiedziała dlaczego i wcale jej się to nie podobało. Za każdym razem, gdy znalazła się w nowym towarzystwie wzbudzała sensację, uśmiechy, a nawet drwiny ze strony obecnych. Powodem był oczywiście jej wygląd.
Niektórzy szaleni ludzie nazywali ją ładną dziewczyną. Inni, równie, a może jeszcze bardziej niezrównoważeni, mięli tyle odwagi, lub raczej byli na tyle głupi, by na głos cisnąć uwagę na temat jej wyglądu. Najwięcej było jednak takich, którzy szeptali do siebie wzajemnie spoglądając na nią wymownie, jednak nie śmieli powiedzieć tego głośniej. W sumie wszystkim im trudno się było dziwić. W końcu nie każdego dnia miało się okazję spotkać podobną personę.
Włosy Nadii były kręcone, a przy tym białe jak mleko, jej skóra przywodziła na myśl jasny pergamin, ale to jej oczy wywoływały zawsze najwięcej sensacji. Krwistoczerwone tęczówki niektórych przerażały, innych wprawiały w osłupienie, a jeszcze innych w zachwyt, nikomu jednak nie pozwalały przejść obok kobiety obojętnie.
Reszta jej wyglądu stanowiła jedynie dopełnienie: długie skórzane spodnie, wysokie buty z klamrami, płócienna koszula zawiązana tuż pod biustem, a przede wszystkim srebrny wisiorek z ametystem przedstawiający uskrzydloną postać. Wszystko to sprawiało, że gdziekolwiek Nadia się pojawiła, wzbudzała poruszenie.

Lord William zabrał głos. Mówił długo, a gdy wreszcie wyjawił cel całej wyprawy Nadia zaczęła się poważnie zastanawiać jak on sobie to właściwie wyobraża. Po jakimś czasie zakończył swój wywód. Pierwszy odezwał się wysoki mężczyzna, zaraz po nim zielonooki chudzielec o drwiącym uśmieszku.

- Ja się tylko zastanawiam jak wasza lordowska mość wyobraża sobie całą akcję - odezwała się wreszcie. - Ja (gdybym wysłała skrytobójcę, by zabił króla) zaraz po wykonaniu przez niego zadania zabiłabym go po pierwsze po to, by mu nie płacić, po drugie żeby pozbyć się świadków. To mogą być tylko moje dziwaczne rozważania, ale co jeśli i Lord James wpadł na ten pomysł?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 16-08-2008 o 23:49.
echidna jest offline